Dyrektor sportowy Legii Warszawa: To chyba jeden z trudniejszych transferów do klubu, który przeprowadzałem
Radosław Kucharski, dyrektor sportowy Legii Warszawa, był gościem programu "Liga+ Extra". Działacz opowiedział o kulisach ostatnich transferów. - Coraz częściej mamy do czynienia z płatnościami ratalnymi - zdradził.
Mistrzowie Polski na początku zimowego okienka transferowego nie zdecydowali się na znaczące transakcje. Dopiero w połowie lutego zakasali rękawy i zaczęli potwierdzać kolejne wzmocnienia.
- Powiedziałem trenerowi Michniewiczowi, że pierwsze transfery będą z akademii - celem tego, żebyśmy mogli się przyjrzeć grupie dziesięciu zawodników. To był nasz pierwszy pomysł, co do zimowego okienka. Stąd też w grupie 29 piłkarzy pojawiło się 10 młodych graczy, rocznikowo – 2000 i młodsi. Dopiero później nastąpiły kolejne ruchy - przyznał Kucharski.
Do drużyny Czesława Michniewicza na zasadzie transferu definitywnego dołączyli Jasur Jakszibojew i Ernest Muci. Wypożyczono też Artema Szabanowa i Nazarija Rusyna.
- Na ogół tendencja na rynku jest taka – nie jest to tylko tendencja Legii, ale ogólnie przy transakcjach wychodzących z klubu, że coraz częściej mamy do czynienia z płatnościami ratalnymi. W tych dwóch przypadkach - mowa o Mucim i Jasurbeku - taka sytuacja również ma miejsce - dodał dyrektor Legii.
- Dane z Transfermarkt: Muci za 500 tys. euro i Jasurbek za 300 tys. euro – są prawdziwe? Nie, nie są. Nie rozmijają się mocno z prawdą, ale są nieprawdziwe. Nie są to transfery sfinalizowane przez nas w stu procentach - zaznaczył.
Duże nadzieje "Wojskowi" wiążą szczególnie z transferem Ernesta Muciego. Jak się okazuje, sprowadzenie utalentowanego Albańczyka nie było łatwą sprawą.
- Bardzo trudny temat. Powiedziałbym szczerze, że to chyba jeden z trudniejszych transferów do klubu, który przeprowadzałem. Bardzo intensywny transfer, wymagający dużej dozy kreatywności. Transfer mógł się wykrzaczyć na pewnym etapie. Praktycznie na finiszu okazało się, że w dobie social mediów informacja wypłynęła na zewnątrz, mimo wcześniejszej, praktycznie dwumiesięcznej pracy za kulisami. To troszeczkę pokrzyżowało plany na koniec, ale cieszę się, że Ernest ostatecznie złapał nasz projekt tak mocno, że chciał do nas dołączyć - podsumował Kucharski.