"Duszono mnie, prawie pobito". Szokujące wyznanie trenera Polonii. Sceny w PP, jest reakcja [NASZ NEWS]
Podczas spotkania Polonii Warszawa z Skrą Częstochowa miało dojść do nieprzyjemnych wydarzeń z udziałem szkoleniowca "Czarnych Koszul", ochrony na stadionie klubu z Częstochowy oraz prezesa Skry. Zdaniem Rafała Smalca doszło do poważnych nadużyć i przemocy. Trener na konferencji prasowej wyznał, że był duszony przez interweniujące służby. W tej sprawie udało nam się skontaktować z drużyną spod Jasnej Góry.
We wtorkowym meczu Fortuna Pucharu Polski Polonia Warszawa pokonała Skrę Częstochowa 3:2 (1:1). Spotkanie zostało jednak przyćmione przez wydarzenia z udziałem Rafała Smalca, czyli szkoleniowca "Czarnych Koszul".
Trener obejrzał czerwoną kartkę w drugiej części dogrywki. Powody takiej decyzji nie zostały oficjalnie podane. Niemniej architekt awansu stołecznego zespołu do Fortuna 1. Ligi musiał opuścić swoją strefę.
Szkoleniowiec postanowił jednak skorzystać ze specyfiki stadionu przy ulicy Loretańskiej w Częstochowie. Udał się tuż za ławki rezerwowych i stamtąd - wychylony w stronę boiska - dyrygował poczynaniami drużyny. Jednocześnie jednak łamał przepisy obowiązujące na obiekcie, gdyż w rzeczonym miejscu przebywać nie wolno.
W związku z tym doszło do interwencji ze strony ochrony, a następnie prezesa Skry. Zdaniem Smalca dopuszczono się względem niego działań po prostu brutalnych. Szkoleniowiec stwierdził na konferencji prasowej, że był duszony.
- Zostałem prawie pobity przez prezesa klubu i panów ochroniarzy, którzy zaczęli mnie łapać za szyję, za ręce, wyganiać, odrywać od barierek, bo nie można było stać w miejscu, w którym nie było zaznaczone, że nie można stać. Dostałem czerwoną kartkę nie wiem za co, stanąłem sobie na górze, a za chwilę okazało się, że to było niedozwolone miejsce, tylko że nie wiadomo z jakiego powodu. Pan ochroniarz zaczął mnie za szyję łapać, dusić, wciskać mi jabłko Adama do środka i twierdził, że on mnie nie dotyka. Prezes klubu zaczął mnie szarpać - powiedział Smalec.
Skra reaguje
W tej sprawie skontaktowaliśmy się z przedstawicielami Skry Częstochowa. Rzecznik klubu przyznał, że żałuje, iż tego rodzaju sytuacja przesłoniła wydarzenia na boisku. Jednocześnie podkreślił, że w miejscu zajmowanym przez trenera Smalca widoczne są znaki zakazu. Jest to kwestia organizacyjna, wynikająca między innymi z konieczności przestrzegania bezpieczeństwa ciągów komunikacyjnych.
Opiekun "Czarnych Koszul" nie był przy tym pierwszym szkoleniowcem, który próbował skorzystać ze nietypowego układu obiektu w Częstochowie. Wcześniej na podobne kroki zdecydował się między innymi Maciej Bartoszek, który, po rozmowie z ochroną, przeszedł na trybunę prasową. Smalec został poproszony o takie samo zachowanie, ale nie zmienił swojej postawy.
To sprokurowało ostrą interwencję ochrony, niemniej Skra przekonuje, że służby wywiązywały się ze swoich zadań. Interwencja została określona jako konieczna, a zarzuty stawiane przez Smalca jako wyolbrzymione. Rzecznik klubu spod Jasnej Góry podkreślił również, że prezes Artur Szymczyk nie zaatakował trenera Polonii, ale próbował uspokoić zaognioną sytuację.
28 września odbędzie się posiedzenie Komisji Dyscyplinarnej PZPN. Skra oraz Częstochowa mają na nim przedstawić swoje stanowiska w wiadomej sprawie. Na ten moment stołeczny klub nie planuje wkroczenia na drogę sądową.