"Dla mnie Rosjanie nie istnieją. Wszyscy są tacy sami. Nie podam im ręki". Ukraiński trener bez ogródek
Ukraiński trener Jurij Wernydub, który w ubiegłym roku ruszył na front wojny wywołanej w Ukrainie przez Rosjan, nie bawi się w półśrodki, opowiadając o swoich przeżyciach. - Rosjanie są jak zombie. Cieszą się, gdy w Ukrainie jest jakiś ostrzał. To przecież nienormalne - mówi na łamach "WP Sportowych Faktów".
Wernydub dał się poznać w europejskiej piłce, gdy jego Sheriff Tiraspol wygrał w 2021 roku z Realem Madryt na etapie fazy grupowej Ligi Mistrzów. Kilka miesięcy później trener opuścił klub z Naddniestrza, ubrał wojskowy mundur i ruszył na front, by bronić Ukrainy przed rosyjskim najeźdźcą.
Teraz w rozmowie z Piotrem Koźmińskim opowiada o swoich przeżyciach i przyznaje, że gdy w lutym ub. r. wybuchła wojna na pełną skalę, a on prowadził jeszcze Sheriff, nie potrafił skupić się na piłce.
- Kiedy dowiedziałem się, że wojna się zaczęła, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było czekanie na pobudkę drużyny, około 8 lub 8.30 rano. Poszedłem do dyrektora generalnego Vażi Tarchniszwiliego i powiedziałem: "Przepraszam, nawet nie wiem, jak się zachować. Nie wiem, co z meczem, bo teraz myślami jestem tylko w Ukrainie. Myślę o mojej rodzinie, o moich dzieciach, wnukach, o tym, co się teraz dzieje w moim kraju". Zrozumiał to - wspomina Wernydub.
- Powiedziałem, że zrobię wszystko, abyśmy przeszli przez ten etap, ale szczerze zaznaczyłem, że nie myślę teraz o piłce nożnej. Ustaliłem taktykę, ale piłkarze i tak widzieli, w jakim jestem stanie. (...) Prawdę mówiąc, nie myślałem o meczu (w Bradze, 24 lutego 2022 r. - przyp. red.). Wszystkie moje myśli były w Ukrainie.
Wernydub tłumaczy, że trafił do oddziału artyleryjskiego. Bał się, jak wszyscy.
- Myślę, że bez względu na to, co ktoś mówi, na przykład, że nie czuje strachu, to jednak każdy normalny człowiek w takiej sytuacji musi się bać. Ja się bałem, ale szybko to przezwyciężyłem. Za pierwszym razem, gdy pociski lecą w twoją stronę, gdy obok spadają bomby, przerażenie jest ogromne. Potem to już nie jest tak straszne. Przyzwyczajasz się, wiesz, co robić, jak się chronić. Ale pierwszy raz jest straszny - mówi.
- Mieliśmy karabiny szturmowe, kamizelki kuloodporne, pełne umundurowanie. Nie walczyłem bezpośrednio. Byłem w Artylerii, a ta nigdy nie jest na pierwszej linii, a trochę dalej. Wykonujesz swoją pracę i najważniejsze jest jak najszybsze opuszczenie miejsca, w którym działałeś. Nasz oddział, który liczył 19 osób, miał jedno zadanie - jeździć po amunicję. Ładowaliśmy ją i dostarczaliśmy tam, gdzie trzeba, aby chłopcy mogli jej używać. Ładowałem i przeładowywałem tego tyle, że starczy mi na całe życie - podkreśla.
Ukraiński trener wypowiedział się też w mocnych słowach o narodzie rosyjskim.
- Dla mnie - wiem, że zabrzmi to okrutnie - taki naród jak Rosjanie już nie istnieje. Ponieważ wszyscy są tacy sami, wszyscy są szaleni, wszyscy są chorzy. Widzicie, co się dzieje. Gdyby wszystko zależało tylko od tego, przepraszam za wyrażenie, "ch*ja" i jego popleczników... Ale oni wszyscy są jak zombie. Cieszą się, gdy w Ukrainie jest jakiś ostrzał. To przecież nienormalne - grzmi.
Piotr Koźmiński zapytał także szkoleniowca o to, czy podałby rękę Rosjaninowi, np. po zakończonym meczu.
- Nigdy. Nigdy nawet się z nimi nie przywitam. Daję słowo - kwituje Jurij Wernydub.