Di Marzio o kulisach zatrudnienia Sousy. "Źródło mówiło: Boniek kręci. Przepraszam, jeśli zepsułem mu zabawę"
Gianluca Di Marzio jako pierwszy dziennikarz poinformował, że Paulo Sousa zostanie nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Włoch zdradził kulisy całej sprawy w rozmowie z Pawłem Grabowskim na portalu "Newonce".
Di Marzio to od wielu lat guru w sprawie transferów, głównie na rodzimym włoskim podwórku. Gdy jakiś piłkarz zmienia klub w Serie A, to zwykle właśnie ten dziennikarz jako pierwszy podaje tę informację w mediach.
- Ludzie mi ufają. Jestem długo w tym środowisku. Prezesi i dyrektorzy przekonali się latami, że nie chodzę po telewizjach i nie paplam wszystkiego, co usłyszałem. Chyba mam wyczucie, kiedy mogę coś powiedzieć, a kiedy lepiej sprawę przemilczeć. Ostatnio byłem w hotelu w Mediolanie, gdy Parma z Genuą robiły transfer. Siedziałem przy stole negocjacyjnym i nikt mnie nie wyganiał - opowiedział Di Marzio na łamach "Newonce".
Kilka tygodni temu to on przekazał, że Sousa jest wybrańcem Zbigniewa Bońka. Gdy spekulowano, czy prezes PZPN zatrudni Luciano Spallettiego czy może Giampaolo, Di Marzio jasno określił, kto zostanie selekcjonerem naszej kadry.
- Nie ruszyłbym tej sprawy, gdyby nie telefon od dziennikarza z Polski, który wypytywał, co sądzę o kilku włoskich nazwiskach - Spallettim, Donadonim, Giampaolo. Gadaliśmy tak chwilę i zrozumiałem, że przewidujecie Włocha. Nagle obudziła się we mnie ciekawość. Chciałem wykonać robotę. Miałem szczęście, bo podczas jednego z telefonów usłyszałem: "Paulo Sousa". Musiałem to zweryfikować. Napisałem do Bońka, czy to prawda, ale odpisał, że nie. Trochę zdębiałem - relacjonuje Di Marzio.
- Wstrzymałem się z newsem, ale moje źródło mówiło: Boniek kręci, to na pewno jest Paulo Sousa. Dopiero potem dowiedziałem się, że prezes grał szczelnego, bo chciał wyskoczyć na konferencji z niespodzianką. Przepraszam, jeśli zepsułem mu zabawę - dodał włoski dziennikarz.
Di Marzio zdradził także kulisy swojej codziennej pracy. Codziennie jest on zasypywany informacjami ze świata futbolu we Włoszech i nie tylko. Sam musi zdecydować, czy daną wiadomość podać dalej czy poczekać. Czasem cierpliwość nie popłaca.
- Często dzieje się tak, że ktoś spija śmietankę, a ja zostaję z niczym. Nawet dziś pojawił się news w "La Gazzetta Dello Sport", że Franck Ribery ma poważną ofertę z Monzy. Miałem tę informację od pięciu dni, ale z różnych powodów nie mogłem jej podać. Zawsze powtarzam, że najważniejsze są relacje. Warto być w porządku, bo w dłuższej perspektywie to się opłaca - stwierdził Di Marzio.