Chińska wpadka Legii Warszawa. Miał być smok, wyszedł pchli targ
Co to był za flop! Na początku 2017 roku Legia Warszawa sięgnęła po posiłki z ligi chińskiej, które miały wzmocnić jej linię ataku. Fortuna przeznaczona na kontrakt piłkarza na boisku się jednak nie zwróciła.
Sezon 2016/17 był naprawdę udany dla Legii Warszawa. Wielokrotny mistrz Polski zagrał nawet w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Występy na trzech frontach zmusiły działaczy do poszerzenia kadry.
W trakcie letniego okna transferowego szeregi klubu wzmocnił Daniel Chima Chukwu, który miał za sobą udany sezon w Azji. Jako piłkarz Shanghai Shenxin rozegrał 22 mecze, zdobył 11 bramek oraz zanotował pięć asyst. Sprowadzenie Nigeryjczyka było bardzo kosztowne.
O ile Chima Chukwu trafił do Legii za darmo, o tyle jego kontrakt był jednym z największych w całej lidze. Jak informował Przegląd Sportowy Onet, napastnik zgarniał około 700 tys. euro w skali roku.
Potężna pensja nie przełożyła się jednak na formę boiskową. Można rzec, że nigeryjski piłkarz był jednym z największych niewypałów "Wojskowych" w ostatniej dekadzie.
Wygląda na to, że wysoka dyspozycja Chima Chukwu została w Chinach, gdyż na przestrzeni całej przygody w Warszawie rozegrał on zaledwie dziewięć spotkań. Zanotował w nich dwie asysty. Fatalna dyspozycja atakującego sprawiła, że z propozycją wypożyczenia go wyszedł nawet... zespół z B klasy, KS Blizne.
Po rocznym pobycie w Legii nigeryjski atakujący wrócił do Molde, czyli klubu, gdzie grał już przed laty. Następnie był także piłkarzem Taizhou Yuanda, East Bengal FC i Jamshedpur FC. W tym ostatnim zespole występuje aż do dziś. W zakończonym sezonie zdobył sześć bramek w 20 spotkaniach.