Były reprezentant Polski przejechał się po Legii Warszawa. "Całowano Boruca w tyłek, a potem go kopnięto"

Artur Boruc ostatni oficjalny mecz w barwach Legii Warszawa rozegrał w lutym. Po "Wojskowych" na łamach "Przeglądu Sportowego" przejechał się Radosław Kałużny. Były reprezentant Polski uważa, że golkiper zasłużył na lepsze pożegnanie.
Boruc ma jeszcze wziąć udział w specjalnym meczu towarzyskim, którego szczegóły zostaną wkrótce ujawnione. Zdaniem Radosława Kałużnego nie jest to jednak wystarczające. Były pomocnik nie przebierał w słowach, oceniając postępowanie władz Legii.
- Legia zachowała się fatalnie. Kiedy nie tak dawno trzeba było klub, na boisku ratować, to Artur był ok. W tyłek go całowano, kiedy swoimi interwencjami Legię do pucharów ciągnął. A teraz w ten sam tyłek go kopnięto - ocenił Kałużny.
- Czy komuś to się podoba, czy nie – jest i pozostanie ikoną klubu i nawet nieeleganckie, właściwie „wsiowe” zachowanie Legii tego nie zmieni. Ten chłopak zasłużył na szacunek. Za to, co zrobił w trakcie całej swojej kariery w Legii, za to, co z nią przeszedł i przeżył - podkreślił.
Były reprezentant Polski na łamach "Przeglądu Sportowego" wyraził też ostrą opinię na temat Aleksandara Vukovicia. Jego zdaniem Serb nie zrobił niczego szczególnego, zapewniając "Wojskowym" utrzymanie w Ekstraklasie.
- Smutna historia, że idol kibiców Legii musiał pójść do nich, na „jaskółkę”, by tam się z nimi pożegnać, zamiast z honorami – na murawie. Mignęło mi w sieci, że Artur przestał pasować trenerowi Aleksandarowi Vukoviciowi. Chyba zapomniał, że ma do czynienia z gościem, który nie da sobie w kaszę dmuchać - powiedział.
- Vuković zagiął parol na Boruca po czerwonej kartce w meczu ligowym, a później dokończył czyszczenie go. Ale na tyle, co znam Artura, w ogóle go to nie rusza. I nie wiem, skąd się biorą głosy zachwytu nad tym, że Vuković utrzymał Legię. Ja bym ją utrzymał - zakończył.