Były kadrowicz wietrzy pogrom w Warszawie. Wymowne słowa nt. meczu z Molde. "Nawet nie będzie dogrywki"

Legia Warszawa przegrała z Molde 2:3 w meczu 1/16 finału Ligi Konferencji Europy. Dariusz Dziekanowski podzielił się przewidywaniami na temat rewanżu.
Legia Warszawa pokazała dwie twarze w wyjazdowym spotkaniu z Molde. Do przerwy podopieczni Kosty Runjaicia przegrywali 0:3. Rozmiary porażki udało się jednak zmniejszyć, dzięki czemu "Wojskowi" wciąż mogą awansować.
Głos na temat czwartkowego widowiska zabrał Dariusz Dziekanowski. Były reprezentant Polski podkreślił, że spotkanie zakończyło się korzystnym rezultatem , biorąc pod uwagę fatalną pierwszą odsłonę. Jego zdaniem mógł nawet paść remis.
- To spotkanie z gatunku tych wywołujących mieszane uczucia. Z jednej strony po tak fatalnej pierwszej połowie, wynik nie jest zły. Z drugiej, w żadnym wypadku nie mógłbym powiedzieć przed rozpoczęciem meczu, że brałbym go w ciemno - przyznał 61-latek w rozmowie z portalem WP SportoweFakty.
- Legia nie ma powodów do kompleksów względem Molde. To nie jest zespół z Premier League. Poza akcjami brakowymi Legia stworzyła sobie więcej szans, w tym jedną świetną. Norwegowie oczywiście też mieli swoje sytuacje, lecz równie dobrze spotkanie mogło zakończyć się remisem - dodał dawny kadrowicz.
Dziekanowski obstawia, że rewanż w Warszawie będzie miał zupełnie inny przebieg. Wierzy w to, że "Wojskowi" odniosą efektowne zwycięstwo na własnym terenie i bez problemów zameldują się w 1/8 finału.
- Gra na własnym stadionie powinna wyglądać zupełnie inaczej. Legia będzie faworytem. Tak słaba gra się nie powtórzy. Drugi tak fatalny występ w wykonaniu Kacpra Tobiasza i Steve'a Kapuadiego jest nierealny. Po zmianach Runjaicia zobaczyliśmy inny zespół. Jestem optymistycznie nastawiony - przyznał.
- Najbardziej realny scenariusz w mojej opinii jest taki, że w Warszawie nie będzie dogrywki. Stawiam, że Legia wygra co najmniej dwiema bramkami. Właściwie dlaczego nie miałaby pokonać rywali jeszcze wyżej? Mówimy o Molde, nie światowym hegemonie. Nikomu nie umniejszając - zakończył "Dziekan".