Boniek wygumkowany z historii polskiej piłki. PZPN i Kulesza: To przypadek, słabo wyszło
Zbigniew Boniek był jednym z zaproszonych na Galę 105-lecia Polskiego Związku Piłki Nożnej. Medalista mistrzostw świata, wybitny reprezentant kraju, były prezes PZPN i wiceprezydent UEFA mógł na własne oczy zobaczyć jak - mimo tych osiągnięć - na klipach przedstawiających sukcesy naszego futbolu nie pojawił się choćby przez sekundę. Został wygumkowany. PZPN twierdzi: “To niedopatrzenie i przypadek”. Większość głosów ze środowiska, w tym z jądra federacji, uważa jednak, że to małostkowość i wstyd. Dzisiejszy PZPN nie trawi Bońka, a w przyszłym roku wybory. Po cichu mówi się, że Cezary Kulesza chce rządzić nie tylko w PZPN. Marzy mu się zastąpić “Zibiego” w Komitecie Wykonawczym UEFA.
Prezes PZPN, Cezary Kulesza: Klip zobaczyłem dopiero na gali. Sam byłem zaskoczony. Słabo wyszło. Nie powinno tak być.
Dyrektor Departamentu Komunikacji i Mediów, Tomasz Kozłowski: Nikt nie gumkuje Zbigniewa Bońka. To niedopatrzenie i przypadek w natłoku przygotowań do tak dużej imprezy.
Przypadkiem można nazwać głośną wpadkę, gdy w spocie PZPN promującym Puchar Polski przez chwilę mignął skazany za korupcję sędzia Antoni Fijarczyk. Dziś mało kto kojarzy jego twarz skoro to postać zapomniana i marginalna. Można się pomylić. Mimo, że to oczywiste niedopatrzenie jeden z pracowników niższego szczebla został obwiniony za tę wizerunkową plamę i już w PZPN nie pracuje. W pominięcie Bońka po prostu trudno uwierzyć.
Największa sala eventowa w Polsce. Około 600 gości, a przy jednym stole Prezydent RP, Andrzej Duda, prezydent UEFA, Aleksander Ceferin, prezes PZPN, Cezary Kulesza, i Zbigniew Boniek. Gala trwała dwie godziny i szeroko opowiadała o historii polskiego futbolu. Gdy w tej opowieści zabrakło jednego z jej głównych bohaterów, to oprócz niego samego zaskoczonych było mnóstwo osób. W tym Ceferin, który jako jedyny w swoim przemówieniu wspomniał o obecności Bońka na sali.
Temat żył w kuluarach. Wielu na gorąco pytało, o co tu chodzi. Na chłodno to już jednak mniejsze zaskoczenie, bo od dawna mówi się, że dzisiejszy PZPN po prostu nie trawi Bońka. Gdzie się da, omija jego nazwisko szerokim łukiem. Szczególnie Henryk Kula, wiceprezes ds. operacyjno-finansowych, ma mieć osobistą zadrę do “Zibiego” - sprawa jeszcze z czasów, gdy ten szefował federacji.
To możliwe, że Kulesza mógł faktycznie poczuć się zaskoczony treścią klipu, bo wątpliwe, aby zajmował się takimi sprawami. Nie zmienia to jednak faktu, że ta sprawa spada na barki całego PZPN. Pominięcie Bońka w historii naszego futbolu to jak pominięcie słonia w ciasnym pokoju. Albo jesteś ślepy, albo udajesz, że go nie widzisz.
Znalazło się miejsce dla mnóstwa innych migawek, między innymi goli Roberta Lewandowskiego czy parad Wojciecha Szczęsnego, a przeoczony hattrick z Belgią z medalowego dla Polski mundialu w 1982 r. miałby być przypadkiem i niedopatrzeniem? Większość z dzisiejszego zarządu uważa takie akcje za wstyd, które finalnie uderzają rykoszetem w związek.
Ten pstryczek czy wręcz upokorzenie Bońka wielu łączy nie tylko z personalnymi wycieczkami, ale też z chęcią jak największego osłabienia jego pozycji przed przyszłoroczną kumulacją wyborczą. On sam powtarza, że nie zamierza ponownie stawać do walki o fotel prezesa PZPN, ale w centrali boją się jego wpływu. W dodatku w kwietniu Bońkowi kończy się kadencja w Komitecie Wykonawczym UEFA do którego nie wystartuje po raz trzeci, bo do tego potrzebna jest posada w krajowej federacji. Teoretycznie więc mógłby zaangażować się w kampanię przed wyborami, które mogą odbyć się już w czerwcu przyszłego roku ze względu na nowelizację Ustawy o sporcie.
Co ciekawe, coraz głośniej słychać, że miejsce “Zibiego” w Komitecie Wykonawczym chciałby zająć Kulesza, który ma po cichu myśleć nie tylko o reelekcji w Polsce, ale także o starcie w wyborach do władz UEFA. W lobbowaniu u prezesów europejskich federacji ma mu pomagać Michał Listkiewicz - znający wielu zagranicznych działaczy.
Taki podwójny wyborczy sukces na pewno wzmocniłby pozycję Kuleszy i połechtał jego ego co do obecności na arenie międzynarodowej. Tu wciąż daleko mu do Bońka, a ambicje obecny prezes PZPN zawsze miał duże i trzeba przyznać, że potrafił je spełniać.