Artur Wichniarek zdradził kulisy niedoszłego transferu do Atletico Madryt. "Odłożyłem słuchawkę"
Artur Wichniarek w rozmowie z "newonce.sport" wrócił do czasów, gdy grał na piłkarskich boiskach. Obecny ekspert "Polsatu Sport" opowiedział o swoich niedoszłych przenosinach do ligi hiszpańskiej.
Wichniarek ma za sobą bogatą karierę piłkarską. Najlepiej mu szło w barwach Arminii Bielefeld, do której trafił w 1999 roku z Widzewa Łódź. Jak się okazuje w tamtym czasie napastnikiem interesowały się także kluby z Hiszpanii.
Do transferu Wichniarka na Półwysep Iberyjski ostatecznie nie doszło. O szczegółach 44-latek opowiedział dla "newonce.sport".
- Jest kilka historii na mój temat. Jedna z nich dotyczy Atletico Madryt, które oglądało mnie za namową Zbigniewa Bońka. Byłem piłkarzem Widzewa, on zadzwonił do mnie: "Tu Zibi z tej strony". Odłożyłem słuchawkę, bo myślałem, że ktoś mnie wypuszcza. Zadzwonił drugi raz i poprosił, żebym nie odkładał słuchawki, bo to on faktycznie jest - wyznał były snajper.
- Przedstawiciele Atletico oglądali mnie w dwóch meczach, w których strzeliłem trzy bramki. Powiedzieli, że jestem zbyt mało agresywny. Pewnie chodziło im o odbiór po stracie piłki. Mieli rację, ale jak głupi argument, to głupia odpowiedź - powiedziałem, że jak chcą agresję, to niech kupią sobie tygrysa - dodał Wichniarek.
- Drugi klub to była Malaga. Menedżer powiedział, że wszystko załatwione. "Słuchaj, Malaga przylatuje. Prezydent z żoną i dyrektor sportowy. Wszystko jest załatwione. Kontrakt na 5 lat, milion dolarów za sezon". Trzy dni przed meczem z Polonią Warszawa mi to powiedział. Dzień przed jeszcze potwierdził, że wszystko załatwione. Sam mecz był straszną padliną. Wychodzę sam na sam z Maciejem Szczęsnym, chciałem między nogami strzelić, ale obronił, skończyło się 0:0 - zaznaczył.
- Po meczu lecę do hotelu, wychodzi dyrektor Malagi i mówi po angielsku, że nie jest pewien: "Gdybyś wykorzystał tę sytuację, to byśmy cię wzięli". No niemożliwie. Zapytałem: "Przez tę jedną sytuację?". Potwierdzili. Powiedzieli, że muszą się zastanowić i zadzwonią jutro. Miałem bezsenną noc. W końcu zadzwonił menago i powiedział, że mnie nie biorą. Miałem straszną załamkę, trzy mecze grałem zupełny piach. Zmarnowałem cztery "setki". Jak się okazało... oni oglądali mnie w tych trzech meczach! Zadzwonił do mnie menedżer: "Oni właśnie podjęli ostateczną decyzję, że cię na pewno nie biorą" - zakończył "Król Artur".