Arsenal lepszy w hicie Premier League. Mistrz świata nie popisał się przy golu [WIDEO]

Arsenal lepszy w hicie Premier League. Mistrz świata nie popisał się przy golu [WIDEO]
Screen z X
Na zakończenie sobotnich zmagań w 2. kolejce Premier League Arsenal wygrał 2:0 z Aston Villą. Gole dla "Kanonierów" strzelali Leandro Trossard oraz Thomas Partey. Przy drugim trafieniu zdecydowanie lepiej powinien zachować się Emiliano Martinez.
Spotkanie w Birmingham w wyjściowej jedenastce zaczął Matty Cash. Reprezentant Polski już po kilkunastu minutach doznał jednak kontuzji i musiał opuścić boisko. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.
Dalsza część tekstu pod wideo
W pierwszej połowie goli zabrakło, choć obie drużyny miały kilka niezłych okazji. W 17. minucie w poprzeczkę trafił Kai Havertz, ale nawet jeśli padłby gol, to nie zostałby uznany. Jeden z zawodników "The Villans" był bowiem faulowany.
Osiem minut później do siatki mógł, a nawet powinien trafić Ollie Watkins. Zawodnik gospodarzy fatalnie jednak spudłował. Po drugiej stronie boiska dobrej okazji na gola nie wykorzystał z kolei Havertz.
W drugiej części spotkania fenomenalną podwójną interwencją popisał się David Raya. Hiszpan najpierw zbił na poprzeczkę piłkę po strzale Onany, a później poradził sobie także z dobitką Watkinsa.
W 64. minucie odpowiedział Arsenal, ale skuteczności zabrakło Bukayo Sace. Trzy minuty później skrzydłowy "Kanonierów" miał jednak duży wkład w gola dla swojej drużyny. Ambitnie i skutecznie powalczył o piłkę przy linii końcowej.
Futbolówka trafiła do będącego w polu karnym Leandro Trossarda, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku. W pierwszym kontakcie z piłką Belg od razu otworzył wynik spotkania.
Zdobyta bramka podbudowała "Kanonierów", którzy w 77. minucie zadali kolejny cios. Po strzale Thomasa Parteya lepiej powinien zachować się Emiliano Martinez, który miał piłkę na rękach.
Argentyńczyk interweniował jednak źle, a Arsenal mógł cieszyć się z kolejnego gola. Ostatecznie "Kanonierzy" zwyciężyli 2:0, choć wynik mógł być nawet wyższy, gdyby w stuprocentowej sytuacji nie spudłował Martin Odegaard.

Przeczytaj również