NBA. Nowe ustalenia w sprawie śmierci Kobego Bryanta. Helikopter nie miał systemu ostrzegania

Niedzielne doniesienia o śmierci Kobego Bryanta wstrząsnęły światem sportu. Trwa dochodzenie, mające wyjaśnić przyczyny katastrofy z udziałem helikoptera, którym leciał były koszykarz. Jak ustalili śledczy, maszyna nie miała ważnego systemu, który mógłby ostrzec pilota przed zbliżającą się tragedią.
Przyczyny katastrofy helikoptera, którym leciał Kobe Bryant, jego córka, a także sześć innych osób (nie licząc pilota), badane są obecnie przez dwie niezależne od siebie grupy śledczych. Jak informuje ESPN, są już pierwsze ważne doniesienia w tej sprawie. Maszyna, którą podróżował były koszykarz, nie miała rekomendowanego systemu GPS. Być może pozwoliłby on na uniknięcie katastrofy.
- Śmigłowiec Sikorsky 76-B, którym podróżował Kobe Bryant, nie miał rekomendowanego systemu ostrzegania przed zbyt małą odległością od ziemi - napisano. Te doniesienia w rozmowie z mediami potwierdził Kurt Deetz, który w przeszłości był pilotem Bryanta. System rekomendowany jest przez amerykańską Narodową Radę Bezpieczeństwa Transportu od 2004 roku.
Nie wiadomo, czy system GPS sprawiłby, że katastrofy udałoby się uniknąć. Jej główną przyczyną była bardzo gęsta mgła, lecz być może specjalne ostrzeżenie pomogłoby pilotowi w wyjściu z tej sytuacji. Zdaniem Deetza nie jest możliwe, aby to sam Bryant naciskał na start w tak złej pogodzie.
- Nigdy nie wywierał presji na żadnym pilocie, by ten gdzieś poleciał - nigdy, nigdy. Rozumiał, czym jest profesjonalizm. Miał podejście: rób swoje, ufam ci - zapewnił.