Bostoński walec nie zatrzymuje się! Celtics obejmują zdecydowane prowadzenie w wielkim finale NBA! [WIDEO]
Słaba skuteczność rzutów za trzy i kolejny świetny mecz Luki Doncicia nie przeszkodziły Boston Celtics w wygraniu drugiego spotkania z Dallas Mavericks i objęcia prowadzenia 2:0 w wielkim finale NBA.
Historią pierwszego meczu finałów był rzecz jasna wielki powrót Kristapsa Porzingisa. Łotewski koszykarz doznał kontuzji w czwartym meczu pierwszej rundy playoffs na Wschodzie i nie zagrał w żadnym z kolejnych spotkań. Sztab medyczny ekipy z Bostonu robił jednak wszystko, by był on gotowy na finały i udało się to znakomicie. Choć center ekipy Joe Mazzulli zagrał z ławki, zdobył aż 20 punktów, będąc drugim strzelcem swej ekipy, walnie przyczyniając się do wysokiej, bo aż 19-punktowej wygranej Celtics.
Mavericks mogli się pocieszać 30 punktami niezłego tego dnia Luki Doncicia, a także dobrą serią punktową w trzeciej kwarcie, w trakcie której udało im się odrobić aż trzynaście oczek, schodząc na osiem punktów straty. Pocieszające było także to, że ekipa z Teksasu przegrywała pierwsze mecze w dwóch z poprzednich trzech serii i potrafiła się przełamywać w kolejnych, a z kolei dwie jedyne porażki Celtics w tych playoffs to starcia u siebie, po wysokich wygranych w pierwszych spotkaniach z Miami Heat i Cleveland Cavaliers.
Joe Mazzulla ponownie zdecydował się na wystawienie Ala Horforda w pierwszej piątce, a Porzingisa jako rezerwowego. Piątka Mavs nie zaskoczyła i to goście rozpoczęli spotkanie zdecydowanie lepiej, prowadząc nawet sześcioma punktami. W tym czasie Celtics nie potrafili się wstrzelić zza łuku, w całej kwarcie trafiając tylko raz na dziewięć prób. W grze trzymała ich jednak świetna defensywa, widoczna choćby w czterech blokach. Dzięki niej tę część spotkania przegrali tylko trzema punktami.
Gospodarze przebudzili się w drugiej kwarcie, którą jednak lepiej zaczęli Mavericks, ponownie wychodząc na bezpieczne, sześciopunktowe prowadzenie. Mocno nieskuteczny był Tatum, który jednak dobrze rozgrywał (8 asyst w pierwszej połowie, tyle samo ile cały zespół rywali!), zdecydowanie lepiej wyglądali Derrick White i Jrue Holiday. To po trójce byłego gracza Spurs gospodarze po raz pierwszy wyszli na prowadzenie, a rozgrywający ekipy Joe Mazzulli miał do przerwy 17 punktów. Aż sześć mniej niż Luka Doncić, jednak to Celtics prowadzili po I. połowie 54:51.
Koszykarze z Bostonu w trakcie całego meczu umiejętnie wymuszali faule i co najważniejsze - w przeciwieństwie do rywali - utrzymywali wysoką skuteczność ich wykorzystania. Po przerwie nieco lepiej zaczął grać Tatum, a w drugiej połowie trzeciej kwarty seria 10-0 wyprowadziła gospodarzy na pierwsze, dwucyfrowe prowadzenie w tym spotkaniu. Znakomicie w obronie spisywał się Porzingis, który zaliczył potężny blok na Gaffordzie. W grze Mavericks utrzymywała słaba skuteczność Celtics zza łuku, choć akurat tę fazę starcia drużyna z Massachusets zakończyła celną "trójką” z połowy, autorstwa Paytona Pritcharda, zapewniającą jej dziewięciopunktowe prowadzenie!
Gdy w połowie ostatniej kwarty gospodarze wyszli na 14-punktowe prowadzenie wydawało się, że spokojnie dowiozą prowadzenie do końca i to mimo dużych problemów Kristapsa Porzingisa, który po jednym ze starć zaczął wyraźnie utykać. Mavericks doszli jeszcze na pięć punktów, ale gospodarze zdołali dowieźć bardzo bezpieczną przewagę do końca. W ekipie Joe Mazzulli najlepszy okazał się Jrue Holiday, który zaliczył 26 punktów i jedenaście zbiórek, a z kolei mocno krytykowany Tatum zakończył spotkanie blisko triple-double (16 punktów, 12 asyst, 9 zbiórek). To stało się udziałem Luki Doncicia (32-11-11), ale znów rozgrywający Mavs nie mógł liczyć na swych partnerów.
Celtics objęli prowadzenie 2:0 w serii do czterech zwycięstw. Następny mecz zostanie rozegrany już w Dallas, w czwartek naszego czasu. Tam gospodarze będą liczyli na odrobienie strat, choć o to może być ciężko. Ekipa z Bostonu to bowiem jedyna drużyna w tegorocznej fazie playoffs, która nie przegrała jeszcze spotkania na wyjeździe.
Boston Celtics - Dallas Mavericks 105-98 (25-28, 29-23, 29-23, 22-24)