Wielkie rozczarowanie "Aniołków Matusińskiego". Nie będzie medalu, jest kontuzja, krew i kontrowersja w tle
"Aniołki Matusińskiego" nie zdobędą medalu podczas tegorocznych mistrzostw świata w Eugene. Polki nie przebrnęły przez kwalifikacje, ale ostatecznemu rozstrzygnięciu towarzyszą duże kontrowersje.
"Aniołki Matusińskiego" były jedna z polskich nadziei medalowych podczas mistrzostw świata w lekkiej atletyce. Były, ponieważ nasze reprezentantki pobiegły słabo i ostatecznie zajęły dopiero piąte miejsce w swoim biegu eliminacyjnym.
Tym samym nie mają już szans na zdobycie medalu w sztafecie 4x400 metrów. Do ścisłego finału wchodziły trzy najlepsze ekipy.
- Za dużo było złej energii na tym wyjeździe - uważa Małgorzata Hołub-Kowalik, która nawiązuje do sytuacji z Anną Kiełabsińską.
Występowi Polek towarzyszyło nie tylko rozczarowanie związane z dyspozycją zawodniczek, lecz także pewne kontrowersje. Wspomniana już Hołub-Kowalik została nadepnięta przez Kanadyjkę i odniosła kontuzję.
Stopa Polki została mocno pokiereszowana, co utrudniło jej rywalizację. W związku z tym PZLA złożył odwołanie i wniosek o dopuszczenie naszej kadry do finału. Pod względem technicznym byłoby to możliwe, gdyż na torze znajduje się dodatkowy sektor, umożliwiający start dziesiątego zespołu.
Argumentacja PZLA została jednak odrzucona. Sędziowie uznali, że uraz Hołub-Kowalik jest dziełem przypadku, a nie złych intencji ze strony Kanadyjki.
- Jasne, że to nie był minimalny kontakt. Ale sędziowie tak orzekli - stwierdził dyrektor sportowy PZLA w rozmowie ze "Sport.pl".