"Jeden procent szans na przeżycie". Reprezentantka Polski po raz pierwszy mówi o wypadku
Reprezentantka Polski w kolarstwie górskim, Rita Malinkiewicz, w wywiadzie dla "WP SportoweFakty" po raz pierwszy poruszyła temat wypadku, jaki przydarzył się jej trzy lata temu. Sportsmenka przeżyła, choć nie chodziła z powodu połamanych nóg i nie mówiła ze względu na pokiereszowany język i ukruszone zęby. Marzy o powrocie do kolarstwa.
Kolarka trenowała od dwunastego roku życia. Po kilku latach została mistrzynią Polski juniorek w kolarstwie górskim oraz dostała powołanie na mistrzostwa świata do RPA. Później ze względu na obowiązki naukowe i zawodowe jej kariera wyhamowała: studiowała archeologię oraz odbywała staż w telewizji. Jej celem wciąż był jednak start na igrzyskach olimpijskich. Marzenia, przynajmniej czasowo, przekreślił wypadek.
1 czerwca 2020 roku w 28-latkę i jej przyjaciółkę Katarzynę Konwę podczas treningu kolarskiego wjechał samochód. Tego samego dnia Malinkiewicz miała zainaugurować pierwszą edycję swojego nowego projektu treningów "Rittride for all" dla pasjonatów jazdy. Nigdy nie pojawiła się jednak na starcie. Malinkiewicz i Konwa w ciężkim stanie trafiły do szpitala, a 28-latka pozostawała w śpiączce przez ponad dwa miesiące.
- Widzę białego busa. Nagle zza niego wyłania się samochód, który prawdopodobnie chce wyprzedzić. Dostrzega nas i próbuje się schować. Krzyczę do Kaśki, żeby spieprzała z drogi. Przez głowę przelatuje myśl, że to mój koniec - powiedziała kolarka w rozmowie z Dariuszem Faronem z "WP SportoweFakty".
- Najpierw poczułam, jak zrywa mi kask. Zahacza o nos i prawie go odrywa. Chwilę później nie czuję już nic. Czarny ekran. Jak w kinie po napisach końcowych - dodała.
Kolarki zostały przewiezione helikopterem do szpitala w Sosnowcu. Według relacji matki, lekarze mówili o stanie krytycznym. Rita miała mieć "jeden procent szans na przeżycie".
- Z ciała Rity wychodzą kable. Są wszędzie: na brzuchu, klatce, przy rękach. Wiją się te rurki jak węże. Głowa córki jak balon. Połowa włosów ogolona ze względu na rozległy uraz czaszki - tak Zofia Malinkiewicz wspomniała obrazy z odwiedzin u córki.
Kolarka doznała licznych obrażeń mózgo- i twarzoczaszki. Złamała też m.in. kość nosową, część żeber i kręgów kręgosłupa, żebra, łopatkę i kość udową. Operacje musiała przechodzić jeszcze po kilku miesiącach od wybudzenia ze śpiączki.
Nie poddawała się jednak w walce o swoje zdrowie. Rozpoczęła intensywną rehabilitację. Dzięki temu aktualnie może mówić i chodzić. Malinkiewicz marzy nawet o starcie w igrzyskach paraolimpijskich, jednak sama musiałaby jeszcze dokładnie przemyśleć tę decyzję. Potrzebna byłaby również zgoda lekarzy.
- Ostatnio pomyślałam, że mogłabym startować w zawodach niepełnosprawnych. Pisałam nawet z trenerem kadry kolarskiej. Jednocześnie zadaję sobie pytanie, czy warto ryzykować życiem. Przygotowania to ogrom treningów i niebezpieczeństw. Dlatego nie umiem powiedzieć, czy kiedyś wrócę do sportu - powiedziała.
W zeszłym miesiącu sprawczyni wypadku usłyszała wyrok w pierwszej instancji. Zasądzono jej rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz zakaz prowadzenia pojazdów na pięć lat.