Piotr Lisek szczerze ocenił występ w Tokio. "W mojej głowie było spustoszenie. Wykorzystałem limit szczęścia"

Piotr Lisek szczerze ocenił występ w Tokio. "W mojej głowie było spustoszenie. Wykorzystałem limit szczęścia"
Pawel Jaskolka / PressFocus
Piotr Lisek rzutem na taśmę awansował do finału konkursu olimpijskiego w skoku o tyczce. A rozmowie z Aleksandrem Dzięciołowskim z "TVP Sport" Polak szczerze ocenił swój występ.
Tyczkarz, który w Tokio miał walczyć o medal, dopiero w trzeciej próbie zaliczył wysokości 5,65 m oraz 5,75 m. Był o włos od odpadnięcia z rywalizacji, ale sam zapowiada, że wtorkowy konkurs finałowy będzie wyglądał zupełnie inaczej.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Nie ukrywam, że dzisiaj była walka z samym sobą, z własnymi słabościami i z presją, którą sami na siebie nałożyliśmy i którą wy nam nakładacie. Nie bez kozery to są najtrudniejsze zawody na świecie - powiedział Lisek.
- Każdy się tutaj trochę pogubił, nie tylko ja zaliczyłem wysokość w trzeciej próbie. Dzisiaj trzeba było po prostu skakać skutecznie. Finał będzie nowym rozdaniem i zobaczymy, co on przyniesie. W eliminacjach jest dużo stresu i emocji, nie każdy daje sobie z tym radę - stwierdził.
- Po ostatnim skoku na 5,65 poprzeczka dosyć mocno zadrżała. Dzisiaj wykorzystałem limit szczęścia. Mam nadzieję, że w finale nie będę go potrzebował, a więcej będzie dobrych skoków - dodał.
- Gdy dwa razy stanąłem do trzeciej próby, w mojej głowie było spustoszenie. To coś niesamowitego. Trzeba było zachować zimną krew, bardzo mocno się skupić i zrobić to, co robię na treningach. Jak sobie przypomnę, jak to wyglądało, to sam w to nie wierzę - przyznał.
- Mamy historycznie wysoki poziom w męskim skoku o tyczce. Nawet jeśli nie uda się zdobyć medalu, to zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby skakać jak najwyżej. Przyjechałem tutaj naprawdę przygotowany - zakończył.

Przeczytaj również