Klęska Polaków na igrzyskach. Tak fatalnie nie było od 20 lat
Piotr Lisek oraz Robert Sobera nie awansowali do finału skoku o tyczce na igrzyskach olimpijskich. Po raz pierwszy od 2004 roku walka o medale w tej konkurencji rozegra się bez biało-czerwonych.
Od czwartku odbywają się zmagania lekkoatletyczne w Paryżu. Powodów do zadowolenia nie mieli polscy kulomioci. Już na fazie eliminacji swój udział w igrzyskach skończyli Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki.
W ich ślady poszli także tyczkarze. Mimo tego, że oczekiwania były spore, ani Piotr Lisek, ani Robert Sobera nie awansowali do finału w konkursie skoku o tycze. Do sukcesu zabrało naprawdę sporo.
Wysokość, która dawała kwalifikacje do finału, została ustalona na 5,80 metra. W przypadku Liska było to o dwa centymetry więcej od jego najlepszego wyniku w tym sezonie. Jeszcze niżej, bo jedynie 5,75 metra skakał w tym roku Sobera. Polacy podjęli jednak walkę.
Początek eliminacji był naprawdę dobry dla obu biało-czerwonych. Lisek i Sobera bez najmniejszych kłopotów uporali się z 5,40 i 5,60 metrów. Schody zaczęły się na nieco większych wysokościach.
O krok od pokonania 5,70 metrów był Lisek. Polski tyczkarz przefrunął nad poprzeczką, lecz podczas spadania, zahaczył o nią klatką piersiową, prowadząc do jej strącenia. Kolejne dwie próby były już znacznie mniej udane i poskutkowały odpadnięciem z eliminacji.
Jeszcze większe kłopoty ze wspomnianą wysokością miał Sobera. Przy jednej z prób nie zdecydował się on nawet na skok. W efekcie nie zdołał awansować do wielkiego finału w skoku o tyczce.
Odpadnięcie Sobery oraz Liska w sobotnich kwalifikacjach sprawia, że po raz pierwszy od 2004 roku w finale igrzysk olimpijskich nie wystąpi ani jeden polski tyczkarz.