Karetka przyjechała po polskiego hokeistę. Nerwowe chwile w hotelu reprezentacji

Karetka przyjechała po polskiego hokeistę. Nerwowe chwile w hotelu reprezentacji
Lukasz Sobala / pressfocus
Tomas Fucik zapłacił za wysiłek włożony w mecz Polski ze Słowacją. Bramkarz biało-czerwonych w nocy po spotkaniu musiał udać się do szpitala.
Polscy hokeiści w środę przegrali czwarty mecz na mistrzostwach świata elity. Mimo dzielnej gry ulegli zdecydowanie wyżej notowanym Słowakom 0:4.
Dalsza część tekstu pod wideo
Długo biało-czerwonych w grze trzymał bramkarz Tomas Fucik, który interweniował z poświęceniem i wyczuciem. Słowacy przypuścili na jego bramkę prawdziwą kanonadę, ale zdołał obronić 33 z 35 z ich strzałów.
W trzeciej tercji Fucik po jednej z interwencji upadł na lód. Nie był w stanie kontynuować gry. Powodem był silne skurcze w lewej nodze. 30-latek od razu otrzymał substancje nawadniające, ale - jak się później okazało - nie wystarczyły.
Fucik już po powrocie do hotelu poczuł się źle. Sztab medyczny kadry po północy wezwał do niego karetkę.
- Doszło do mocnego osłabienia. Zaczął się mocno pocić. Próbowaliśmy mu pomóc, ale to nie dawało efektu. Podjąłem zatem decyzję o wezwaniu karetki i wizycie w szpitalu. Tam wszystko poszło bardzo sprawnie. Lekarze wykonali badania krwi, które potwierdziły odwodnienie organizmu. Dostał leki, które bardzo mu pomogły. Do hotelu wróciliśmy około godziny czwartej nad ranem - relacjonował Wojciech Kania, lekarz reprezentacji Polski, w rozmowie z Interią.
Występy w roli bramkarza w hokeju na lodzie są bardzo wyczerpujące. Okazuje się, że zawodnicy w trakcie spotkania mogą przyjąć nawet cztery litry płynów.
- Tomek dostawał w czasie meczu specjalnie przygotowane napoje ze wszystkimi potrzebnymi składnikami. Jak widać jednak, to nie wystarczyło. Wpływ na to mogła mieć drobna infekcja, jaką leczyliśmy antybiotykiem kilkanaście dni temu - wyjaśnił Kania.

Przeczytaj również