Zwariowany, nieodpowiedzialny asystent, w którego mało kto wierzył. Mistrzowska przemiana Vukovicia

Zwariowany, nieodpowiedzialny asystent, w którego mało kto wierzył. Mistrzowska przemiana Vukovicia
Meczyki
Przez lata uchodził za krewkiego awanturnika, prowokującego rywali i kibiców. Strażaka, którego wzywa się do pożaru, gdy nie wypalił Plan A. Po nieudanym finiszu poprzedniego sezonu, a potem odpadnięciu z el. Ligi Europy, wielu kreśliło znany w ostatnim czasie scenariusz w Legii Warszawa: szybkie zwolnienie. Aleksandar Vuković pozostanie jednak w swoim ukochanym klubie na dłużej. Jako mistrz Polski.
- Czuję się doceniony - przyznał szkoleniowiec Legii po podpisaniu nowego, dwuletniego kontraktu. - Ten rok pracy, który jest za nami, udowodnił nam wszystkim, że można zrobić wiele dobrego, pracując razem, mając pomysł i konsekwentnie się go trzymając. Moje wrażenie jest takie, że nie jesteśmy jeszcze nawet w połowie drogi.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jak to się stało, że Aleksandar Vuković jest już najdłużej pracującym szkoleniowcem legionistów od czasów Henninga Berga?

Legionista z krwi i kości

2017 rok. Ostatnia minuta doliczonego czasu gry w Warszawie. Chwilę po tym, jak Legia dała sobie wydrzeć prowadzenie. Nie kto inny jak Kasper Hamalainen - znajdujący się na pozycji spalonej - okazuje się pogromcą swojego poprzedniego klubu. Sędzia zaliczył gola. Oszalał stadion. Oszaleli piłkarze i sztab szkoleniowy. Najbardziej zatracił się asystent trenera Jacka Magiery, Aleksandar Vuković, który błyskawicznie ruszył nie do celebrujących zawodników, a prosto pod trybunę. Dla niego, legionisty pełną gębą, zwycięstwo nad Lechem Poznań w takich okolicznościach znaczyło tyle, co dla kibiców mistrza Polski.
Również w szatni to Serb wcielił się w rolę wodzireja.
- Trudno, żebym to ja ślizgał się na kolanach po murawie! - mówił później. Magiera i Vuković tworzyli duet przeciwieństw. Ten pierwszy - zrównoważony i analityczny. Ten drugi - porywczy i bezpośredni. Kiedy kilkanaście miesięcy temu były kapitan Legii został mianowany na stanowisko pierwszego trenera, wielu nadal nie traktowało go do końca poważnie. Miało wątpliwości, czy to udźwignie. Ledwo po skończonym kursie trenerskim. Bez wielkiego doświadczenia szkoleniowego. Do tej pory jedynie w roli strażaka, gdy spadała głowa właściwego trenera. Besnik Hasi, Romeo Jozak, Dean Klafurić, Ricardo Sa Pinto. Lista wpadek na tym stanowisku była już wystarczająco długa.

Kto zapier****?

Pierwsze wypowiedzi Vukovicia w roli “jedynki” nie przysporzyły mu zwolenników. Jedynie umacniały przyczepioną do niego łatkę awanturnika w dresie.
- Legionista, który się klepie w herb i gada, a który zapier****, to dwie różne rzeczy - deklarował pod koniec poprzedniego sezonu, kiedy prowadzony przez niego zespół stracił mistrzostwo. W rundzie finałowej klub zanotował fatalny bilans: dwa zwycięstwa, dwa remisy i trzy porażki. Tytuł zdobył Piast Gliwice. - Proszę sobie przeanalizować, kto zapier****. Zrobię tak, że zostaną w klubie nie ci, którzy są uważani za legionistów, ale ci, których ja uważam za legionistów.
Ot, kolejny w ostatnich latach szkoleniowiec Legii, który deklaruje, że przeprowadzi “swoje” zmiany, a którego wkrótce zapewne nie będzie w klubie. I na dodatek jeszcze taki sprowadzający dyskusję na temat piłki nożnej do walki, biegania i zaangażowania. To błędne koło, mogło się wydawać.

Przemiana

Wkrótce okazało się, że ubiegłorocznym zmianom w kadrze Legii towarzyszyły nie tylko emocje. Znalazło się również miejsce na chłodną analizę. Z zespołem pożegnali się zasłużeni piłkarze: Miroslav Radović, Arkadiusz Malarz czy Michał Kucharczyk. Dobiegał czas Carlitosa, gwiazdy ligi, który nie mógł dogadać się z Serbem. Wtedy odstawienie najlepszego strzelca zespołu na boczny tor kosztem Sandro Kulenovicia wydawało się szaleństwem.
- Ta drużyna była źle zbilansowana - tłumaczył Vuković w listopadzie 2019 roku w “Lidze+ Extra”. - Pod wieloma względami była ułożona nienaturalnie: czy jeżeli chodzi o liczbę Polaków w składzie czy wiek zawodników. Nawet finansowo, patrząc na obciążenie budżetu klubu, było ono niewspółmierne z jakością tej drużyny.
Nawet biorąc pod uwagę dysproporcje finansowe pomiędzy Legią i resztą ligi, czy aż osiem przegranych meczów przez cały sezon, przewaga, z jaką warszawiacy odzyskali utracone przed rokiem mistrzostwo Polski, może budzić uznanie. Po cichu przemianę przeszedł też sam szkoleniowiec. Podczas spotkań Serb wydaje się nie zwracać na siebie uwagi. Trzyma nerwy na wodzy. Wewnętrznie dojrzał.
Nie zmieniło się za to jedno. Pozostał wymagający. W stosunku do siebie, współpracowników i podopiecznych. Cofamy się aż do listopada 2019 roku. Legia wysoko prowadzi z Koroną 4:0. Vuković nie czuł jednak satysfakcji. Ciągle motywował i oczekiwał od zawodników pełnego zaangażowania do ostatnich sekund gry.
Niepostrzeżenie zbudował również “zbilansowaną” drużynę, która potrafiła grać atrakcyjny futbol. Wykorzystał doświadczenie starszych graczy, ale z powodzeniem wprowadził też do zespołu nowych piłkarzy z klubowej akademii. Odbudował Pawła Wszołka. Świetny czas do momentu kontuzji przeżywał Marko Vesović. Michał Karbownik najpewniej zostanie wybrany Odkryciem Roku, a Legia zarobi na nim rekordowe pieniądze.
Wieloletnia identyfikacja z Legią w różnych rolach zwiększa jego autorytet. Pozwala mu zrozumieć odczucia piłkarzy i kibiców. “Vuko” swoje doskonałe zrozumienie warszawskiego środowiska oraz przemianę, o której pisaliśmy wcześniej, świetnie pokazał przy okazji niedawnego zamieszania wokół Jose Kante, gdy ten schodząc kontuzjowany do szatni rzucił w furii koszulką o podłogę. Wśród legijnej społeczności zawrzało.
- Jose Kante popełnił błąd - mówił szkoleniowiec na antenie “Canal+” niedługo po spotkaniu ze Śląskiem Wrocław. - Jak słyszę tę histerię, a wiem, że Kante zostawia serce na boisku dla Legii, to mnie to boli. Póki tu jestem trenerem, jestem gwarantem, że każdy zawodnik będzie szanował ten klub i tę koszulkę. To, że ktoś sfrustrowany traci głowę i popełnia błąd, nie znaczy, że nie szanuje klubu.
Być może niedawno Vuković grzmiałby. Dawał wykład o honorze. Być może zapowiedziałby skreślenie gwinejskiego napastnika, co z pewnością spodobałoby się dużej grupie kibiców. On jednak świetnie rozładował napięcie. Wykazał się dojrzałością. Zrozumieniem. Popłynął ze swoja opinią pod prąd. Wiedział, że może. Bo dziś Vuković jest bardziej warszawski niż niejeden Warszawiak mieszkający w stolicy od urodzenia.

Połowa drogi?

Aleksandar Vuković zdobył już mistrzostwo Polski z Legią Warszawa w trzech różnych rolach: zawodnika, członka sztabu szkoleniowego i pierwszego trenera. Jeżeli dobrego szkoleniowca poznaje się nie tylko po tym, jak adaptuje się do nowego stanowiska, ale również po tym, z jaką skutecznością wprowadza swoje zasady i buduje własną drużynę, Serb nieoczekiwanie znalazł się na dobrej drodze, by pozostać na Łazienkowskiej na kolejne lata.
Na razie wykonał jednak plan minimum, jakim było odzyskanie tytułu. Rysą będzie odpadnięcie w półfinale Pucharu Polski z Cracovią i destabilizacja formy w końcówce. Brak dubletu jest jednak do wybaczenia w konfrontacji z priorytetowymi oczekiwaniami Dariusza Mioduskiego - powrocie do rozgrywek grupowych europejskich pucharów. Miejsca od którego Legia odbijała się w trzech ostatnich sezonach.
Vuković sam najlepiej zdaje sobie sprawę, że w tym zawodzie, na tym poziomie i w tym klubie wszystko potrafi zmieniać się jak w kalejdoskopie. Sam tego doświadczył - jako ofiara i beneficjent. Legia to niekończące się wyzwanie. Konfrontacja z właściwie nigdy niezaspokojonymi oczekiwaniami. Letnia przerwa - przez koronawirusa inna niż wszystkie do tej pory - znów rzuci kłody pod nogi. Transfery wychodzące dołożą swoje. W takich warunkach załatać dziury, zbudować i przygotować zespół, który wreszcie da nam pociechę w Europie - to następne wyzwanie dla “Vuko”. W ten sposób udowodni, że rzeczywiście nie dotarł jeszcze nawet do połowy drogi.
***
TUTAJ przeczytasz komentarz Tomasza Włodarczyka "Legia Warszawa potwierdza dominację. Vuković przechodzi do historii".

TUTAJ dowiesz się, którzy piłkarze Legii odegrali kluczowe rolę w zdobyciu tytułu mistrzowskiego.

Przeczytaj również