"Znów niewykorzystany talent". On sam meczu dla Polski nie wygra. Myśli dużo szybciej od kolegów
Debiut kolejnego selekcjonera reprezentacji Polski i kolejny brak zwycięstwa. Czy było do tego w ogóle blisko? Pomimo zmian, na boisku wciąż panuje letarg, który bynajmniej nie jest przypadkowy. Przed Albanią należy poprawić zachowania w niemal każdej fazie gry.
Czesi rozpoczęli to spotkanie w specyficznym ustawieniu defensywnym 5-2-1-2. Skąd taki pomysł? Nie trzeba było długo czekać (zaledwie dwie minuty!), aby przekonać się, że było to bezpośrednio związane z taktyką obronną przygotowaną stricte pod polski zespół.
Ustawienie to pozwalało gospodarzom bardzo łatwo odnieść się w kryciu do Polaków, doskakiwać do nich jeden na jednego i grać na wyprzedzenie. W taki właśnie sposób podopieczni Jaroslava Silhavego przedarli się pomiędzy polskimi obrońcami, a następnie po dwóch podaniach skierowali się w światło bramki, skąd zdobyli gola na 2:0. Warto w tym miejscu przyjrzeć się bliżej pozycjom piłkarzy Fernando Santosa. W budowie akcji boczni obrońcy podążali szeroko, a bliżej osi środkowej pozostawali dwaj stoperzy oraz pomocnicy, dlatego w momencie straty piłki i przejścia do obrony powstawało dużo wolnego miejsca między środkiem a bokiem boiska, w tzw. półprzestrzeni. Wówczas Jan Bednarek wyraźnie wahał się czy wyjść do rywala z piłką, czy pozostać bliżej bramki, w związku z czym nie zrobił ani jednego, ani drugiego.
Jak Polacy próbowali przeciwstawić się agresywnej grze w obronie Czechów? Początkowo ograniczali się do zbierania drugich piłek w środku pola i wbiegania za plecy obrońców. Względnie dobrze sprawdzały się zejścia Roberta Lewandowskiego w kierunku pomocników, dzięki czemu jeden z czeskich defensorów podążał za RL9 i opuszczał swoją strefę.
W takich sytuacjach bardzo istotne było wsparcie skrzydłowych, Przemysława Frankowskiego i Sebastiana Szymańskiego. W chwili ich biegu w stronę bramki Jiriego Pavlenki dochodziło nieraz do sytuacji trzech na trzech z czeskimi obrońcami. W przypadku celnego obsłużenia napastników podaniem, mogli dość łatwo przedrzeć się pod pole karne gospodarzy. Po takiej akcji zresztą na bramkę Czechów uderzał Frankowski - po asyście Szymańskiego.
Aby w bardziej konstruktywny sposób przełamać krycie gospodarzy, Polacy korzystali z zejść pomocników do linii obrony. Obok Jana Bednarka i Jakuba Kiwiora pojawiali się Karol Linetty, Krystian Bielik i Piotr Zieliński…
…lecz gdy oswobodzili się spod krycia i stali się wolnymi zawodnikami, koledzy o linię wyżej nie okazywali wsparcia do rozwoju akcji. Ustawiali się tyłem do bramki Pavlenki, co tylko utrudniało zawodnikowi z piłką wyszukanie odpowiedniej opcji do kolejnego podania.
W obliczu takiej pasywności talent Piotra Zielińskiego w reprezentacji Polski pozostaje niewykorzystany. Piszemy o tym niemal w każdej analizie meczów polskiej kadry, dlatego zawodnika SSC Napoli można uznać - parafrazując tytuł popularnego serialu - ”ostatnim spośród nas”, którym zależy na własnej akcji, a nie tylko reakcji w okopach na działania rywali. Zieliński ”czyta” ustawienie obronne przeciwników kilka chwil przed tym, zanim dojdą do tego jego koledzy.
Ponad pół godziny zajęło Polakom ”nauczenie” się czeskiego ustawienia, w czym dopomógł Zieliński. Dzięki zejściu pod ostatnich obrońców i kilkukrotnej zmianie strony gry można było dostrzec, że Czesi nie byli w stanie w odpowiednim tempie przesunąć się z jednej flanki na drugą. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że ich 5-2-1-2 w drugiej i pierwszej linii było po prostu zbyt wąskie. W 41. minucie nie trzeba było nawet rozszerzać gry do linii bocznej, by znaleźć wolne miejsce między formacjami Czechów - po asyście Zielińskiego na bramkę uderzał Linetty.
Kolejnym krokiem było połączenie polskiego ataku z grą przeciwko danemu rywalowi. Pomocnicy (Linetty) schodzili nisko do rozegrania i kilka razy próbowali zagrać za plecy obrońców. Lewandowski nadal skutecznie ich wyciągał, inni koledzy próbowali wykonać podobne ruchy w kierunku piłki, lecz nie udawało się zsynchronizować tych działań. Tym większa szkoda, gdyż pojawiały się próby wbiegnięcia za plecy wahadłowego, Davida Juraska, który w początkowych fragmentach meczu nękał w pressingu polskich obrońców. ”Zdobycie pleców” tego gracza być może częściowo ograniczyłoby jego zapędy na połowę Polaków.
Im dłużej trwało to spotkanie, tym napór Czechów słabł. Z 5-2-1-2/5-3-2 powstawało 6-3-1, kiedy boczny napastnik schodził do linii obrony. Oznaczało to, że gospodarze w pobliżu własnej bramki dysponowali wieloma zawodnikami, którzy byli w stanie zaasekurować interwencje kolegów.
Reprezentanci Polski próbowali odpowiedzieć na to przewagą dwóch graczy względem jednego obrońcy Czech. Najczęściej strefę półbocznego stopera podwajali Roberta Lewandowski oraz jeden z rezerwowych, Michał Skóraś lub Karol Świderski. Pierwszy gracz kierował się w stronę piłki (niżej), a drugi wbiegał za linię obrony (wyżej), co znacznie utrudniało defensorom przejęcie krycia. Na nieszczęście Polaków, niemal za każdym razem jeden z Czechów udzielał pomocy swojemu koledze.
Liczna linia obrony gospodarzy potrafiła również przesunąć się do boku boiska i doskoczyć do Polaków w znany sobie sposób, jeden na jednego. I po raz kolejny przyniosło to Czechom pozytywny rezultat. Robert Gumny jako boczny obrońca podążył wzdłuż skrzydła, gospodarze właśnie tam odebrali piłkę i zaatakowali między Gumnym a Bednarkiem. Brak reakcji na powtarzające się wydarzenia był po stronie Polaków niewiarygodny.
Kolejne pół godziny zajęło im zrozumienie, że Przemysław Frankowski po zmianie strony gry miał więcej wolnego miejsca nawet nie przy samej linii bocznej, co już trochę bliżej środkowego sektora. To właśnie stamtąd posłał kilkukrotnie celne dośrodkowania na głowę Roberta Lewandowskiego, który - w charakterystyczny dla siebie sposób - wyskakiwał zza pleców dalszego obrońcy, gdy ten go nie widział (analizę zachowań “Lewego” w polu karnym znajdziesz TUTAJ). Podobna współpraca Frankowskiego z kapitanem może przywodzić na myśl spotkanie ze Szwecją o wyjście z grupy EURO 2020. Niestety, w tamtym i tym przypadku nie wystarczyło to na odwrócenie losów rywalizacji.
Selekcjoner Fernando Santos na pomeczowej konferencji prasowej przyznał, że po stracie dwóch goli w pierwszych dwóch minutach meczu trudno było zrozumieć, co się tak naprawdę stało, a niemniejszy ból głowy czeka go zapewne przed starciem z Albanią w poniedziałek. Aby uzyskać w tym meczu pozytywny rezultat, należy poprawić zachowania w niemal każdej fazie gry - uszczelnić obronę w bloku, podkręcić tempo przejścia do ataku, stworzyć więcej opcji podania w ataku pozycyjnym oraz przygotować się na przejście z ataku do obrony. Wszystkie cztery elementy składają się na grę jako całość, a bez zrozumienia pomiędzy poszczególnymi piłkarzami trudno będzie osiągnąć lepszy efekt. Piotr Zieliński, wbrew słowom z legendarnej reklamy, sam meczu nie wygra.