Wymiana FC Barcelony i Atletico Madryt byłaby idealna. Na tych transferach skorzystają wszyscy
Hiszpańskie media rozpisują się na temat nadchodzącej wymiany Saula Nigueza na Antoine’a Griezmanna. Chociaż na pierwszy rzut oka beneficjentem tego ruchu głównie będzie Atletico, tak naprawdę transakcja może pomóc każdej ze stron. Barcelonie także.
Co wiemy w sprawie tego ruchu transferowego? Większość uznanych mediów na Półwyspie Iberyjskim informuje, że negocjacje przebiegają pomyślnie, wszystko znajduje się na ostatniej prostej i będzie to wymiana bezgotówkowa. A choć dziennik “Sport” podaje, że Barcelona oczekuje rekompensaty w wysokości 15 mln euro, to raczej można to uznać za pobożne życzenia katalońskich dziennikarzy niż przekazywanie faktów. Antoine Griezmann nie pojawił się w kampanii reklamowej nowych trykotów “Barcy”. Saul Niguez nie pojawił się na ostatnich treningach. Pewne jest jedno - temat istnieje i według niektórych doniesień może zostać “przyklepany” już w najbliższych dniach. A kto na tym zyska? Tak naprawdę wszyscy.
Barcelona na krawędzi
Nie ulega wątpliwości, że pod względem czysto piłkarskich umiejętności i aktualnej formy Griezmann przerasta Saula. Sęk w tym, że w obecnych okolicznościach Barcelony nie można patrzeć na takie transfery zerojedynkowo. Oczywiście, że w normalnych warunkach zapewne nikomu w dyrekcji sportowej nie przeszłaby przez myśl tego typu wymiana. Ale Joan Laporta i spółka trafili do klubu, gdzie o normalności mogą tylko pomarzyć. Katalończyk zostawił klub murowany, a po kadencji Josepa Marii Bartomeu zastał drewniany, spróchniały i w dodatku z niezapłaconym rachunkiem od stolarza.
“Barca” musi szukać oszczędności, ponieważ na tę chwilę kwestią priorytetową stało się znalezienie pieniędzy na nowy kontrakt Leo Messiego. Patrząc na ewentualną wymianę Saul - Griezmann, nie należy skupiać się jedynie na tym, że Francuz to lepszy piłkarz. Trzeba wziąć pod uwagę to, czy różnica jest na tyle duża, aby trzykrotnie nadpłacać. Niguez miałby zarabiać na Camp Nou około 6 mln euro netto. Byłby twarzą nowej polityki transferowej, w której nie rzuca się pieniędzmi na lewo i prawo z przeświadczeniem, że klubowy budżet to studnia bez dna. Bo to dno istnieje i pod względem finansowym Barcelona niebezpiecznie zaczęła się do niego zbliżać. A pozbycie się najlepiej zarabiającego obecnie piłkarza ma stanowić pierwszy krok w kierunku odbudowy tragicznej sytuacji ekonomicznej.
Ktoś mógłby sprytnie zauważyć, że to żadne wyjście z kryzysu, bo zaoszczędzone pieniądze zaraz powędrują do kieszeni Leo Messiego. Zapewne tak się stanie, ale cóż dziwnego w tym, że “Duma Katalonii” nadal chce przychylać nieba najlepszemu piłkarzowi w historii zespołu, a aktualnie także na świecie. 34-latek zakończył sezon z bilansem 38 bramek i 14 asyst, za kilka miesięcy prawdopodobnie zgarnie siódmą Złotą Piłkę. Chociaż koniec jego kariery niebezpiecznie się zbliża, na Camp Nou trzeba chwytać się wszelkich sposobów, by oddalić moment jego pożegnania. Miralem Pjanić, Samuel Umtiti czy Ousmane Dembele znacznie bardziej zasłużyli na bilet w jedną stronę jak najdalej od Barcelony, jednak nikogo nie zdziwi, że łatwiej przehandlować Antoine’a Griezmanna z wielką pensją niż bandę maruderów, którzy zarabiają krocie.
Mały Książę
- Nigdy nie jest dobrze tam, gdzie się jest - Antoine Griezmann de Saint-Exupery.
Ogromnym zwolennikiem takiej wymiany powinien być Antoine Griezmann. Francuz dwa lata temu odchodził z Atletico po uprzednim spaleniu wszystkich mostów. Kibice “Los Colchoneros” stracili do niego miłość i uwielbienie, kiedy tygodniami bawił się z klubem, tworzył huczny film o tym, że zostaje i kocha Madryt całym swoim sercem, żeby po roku jednak zdecydować się grać dla Barcelony. Kiedy przyjechał na Wanda Metropolitano odziany w nowe barwy, został niemiłosiernie wygwizdany. Fani nie wybaczyli mu tego, że w stolicy Hiszpanii miał wszystko i zdecydował się to porzucić. Jednak nie ma takich błędów, których nie można naprawić.
A trzeba otwarcie przyznać, że decyzja o odejściu z “Atleti” może być uznawana za pomyłkę w karierze Griezmanna. W Madrycie napastnik do pewnego momentu miał wszystko i bez wahania z tego korzystał. Cały system Diego Simeone był podporządkowany pod lidera ofensywy, który potrafił czarować widzów przez całe sezony, a nie tylko pojedyncze tygodnie, jak to ma miejsce na Camp Nou. W barwach “Rojiblancos” obserwowaliśmy Griezmanna w pełnej krasie. W Barcelonie to była co najwyżej wersja demo, a nie demon.
Nie należy naturalnie demonizować całego dwuletniego pobytu reprezentanta Francji w stolicy Katalonii. Griezmann miewał momenty zwyżki formy, kiedy udowadniał, że może warto było na niego wyłożyć 120 mln euro. Jednak po jednym, dwóch, trzech dobrych meczach zaraz gubił rytm i znów pracował na miano transferowego niewypału, a nie hitu. Griezmann spędził w Atletico pięć sezonów i w każdym z nich strzelał minimum 20 goli w lidze. W Barcelonie przez dwa lata uzbierał raptem 22 trafienia na poziomie La Liga. Mistrz świata miesiącami cierpiał, błądził po boisku, nieudolnie szukał wspólnego języka z Leo Messim.
Powrót na Wanda Metropolitano powinien na niego wpłynąć nad wyraz pozytywnie. Niektórzy kibice pewnie nie od razu obdarzą go dawną sympatią, bo rany pozostałe po zdradzie nie zostały jeszcze zabliźnione. Ale jeśli syn marnotrawny znów wpasowałby się do systemu gry “Cholo”, zapewne po dwóch spotkaniach żaden fan nie pamiętałby, że kiedykolwiek czuł do Francuza choćby cień urazy. Usta same składają się do gwizdów i buczenia, kiedy twój były idol gra w innych barwach. Jednak w identyczny sposób dłonie składają się do oklasków, gdy widzisz, że ten sam człowiek wrócił, przyznał się do błędu i znów chce prowadzić klub do sukcesów.
Better call Saul
Z jednej strony mamy piłkarza, który nie wpasował się w ramy i oczekiwania stawiane przez FC Barcelonę. Z drugiej zawodnika potrzebującego niczym tlenu wydostania się z okowów “Cholismo”. Saul Niguez przesiąkł filozofią argentyńskiego trenera i zdaje się być nią wykończony. Hiszpan przestał być tym zjawiskowym artystą, który kiedyś w półfinale Ligi Mistrzów zatańczył z całym składem Bayernu Monachium. Stał się rzemieślnikiem, piłkarskim wyrobnikiem. Jego forma spadła, statystyki wołają o pomstę do nieba, a jedynym ratunkiem wydaje się znalezienie sobie miejsca w innym środowisku.
Nie jest tak, że Saul to beztalencie. Pomocnik wkroczył do seniorskiej piłki z drzwiami i oknami. Kiedy miał 21 lat, zadebiutował w dorosłej kadrze Hiszpanii, a Pep Guardiola nazywał zawodnikiem fantastycznym, wyjątkowym. Z roku na rok te epitety traciły na wartości, bowiem Niguez stał się piłkarzem na modłę swojego trenera. A system Diego Simeone nie promuje środkowych pomocników, których zadania często niestety ograniczają się do gry w destrukcji i solidności kosztem fajerwerków. W lipcu 2017 roku Saul podpisał aż dziewięcioletni kontrakt, jednak obecnie trudno uwierzyć, że faktycznie go wypełni. Ten zawodnik potrzebuje nowych wyzwań, odpoczynku od morderczego “Cholismo”. On potrzebuje Barcelony, a Barcelona jego.
26-latek nie wpisuje się w kanon pomocnika, jakiego można by się spodziewać na Camp Nou. Ostatnie lata pokazały jednak, że w środku pola nie da się mieć samych filigranowych artystów. Czasy Xaviego i Iniesty minęły. Teraz “Duma Katalonii” chciałaby znaleźć kolejne wcielenie Paulinho czy Arturo Vidala. Nie bez przyczyny Ronald Koeman poprosił o transfer Georginio Wijnalduma. W drugiej linii “Blaugrany” brakuje nieco serducha, nutki waleczności. Jeśli już Laporta zdecydował się kontynuować współpracę z holenderskim trenerem, to warto pomóc mu spełniać jego wizję.
Zwłaszcza, że Saul, odpowiednio ukształtowany i wprowadzony do zespołu, może być nawet bardziej wartościowym graczem niż Wijnaldum. A “Barca” niezależnie od szukania miejsca w budżecie i tak musi wzmocnić drugą linię. Pewniakami do gry są Pedri i Frenkie de Jong. Za Sergio Busquetsem znakomite mistrzostwa Europy, jednak nie może powtórzyć się scenariusz sprzed roku, kiedy defensywny pomocnik notował skandaliczne występy, ale jedyną alternatywą było wprowadzenie do składu jeszcze gorszego Miralema Pjanicia. Potencjalny tercet Saul - Pedri - de Jong zdaje się być odpowiednią mieszanką siły, techniki, talentu i cech wolicjonalnych.
Kibice Barcelony chcieliby, żeby najpierw ze składu pozbyto się balastu, a nie jednego z najlepszych zawodników. Jednak czas goni, zegar tyka, a każdy dzień wzbudza niepewność wokół przyszłości klubu. “Duma Katalonii” musi iść na pewne ustępstwa, zrobić krok w tył w nadziei, że kolejne dwa będą postawione w odpowiednim kierunku. Na papierze wymiana Griezmann - Saul nie jest do końca opłacalna, jednak równie nieopłacalnym można nazwać płacenie kilkunastu milionów euro netto napastnikowi, który został stworzony, by czarować w Atletico, nie na Camp Nou.
Griezmann wróci do domu, Saul dostanie okazję na powrót do formy, “Atleti” pozyska uznanego gwiazdora, Barcelona załata dziury w budżecie i środku pola. Jeśli ta wymiana zgodnie z doniesieniami dojdzie do skutku, zdecydowanie przyniesie ona więcej pożytku niż szkód.