"Wiedziałem, że to coś nielegalnego". Karaś dokładnie wytłumaczył dopingową wpadkę
W poniedziałek gruchnęła wiadomość o tym, że w organizmie Roberta Karasia wykryto doping. Teraz triathlonista w "Hejt Parku" na "Kanale Sportowym" dokładnie wytłumaczył się z całej sprawy. Przyznał, jak zakazane substancje znalazły się w jego organizmie.
Karaś w maju pobił rekord świata w dziesięciokrotnym Ironmanie. To właśnie po zawodach w Brazylii przeszedł testy antydopingowe. Po wykryciu niedozwolonych substancji grożą mu nawet cztery lata dyskwalifikacji.
Teraz sportowiec w rozmowie z Tomaszem Smokowskim z "Kanału Sportowego" wytłumaczył się z całej sytuacji. Przyznał, że wie, w jaki sposób środki dopingujące znalazły się w jego organizmie. Miało to miejsce podczas przygotowań do gali Fame MMA.
- Osoby, które mnie znają, wiedzą, że łączę triathlon z MMA. To krótka przygoda, ale od dwóch lat tak właśnie jest. Do pierwszej walki nie doszło, ponieważ doznałem złamania wyrostka kolczystego i po prostu nie dostałem na nią zezwolenia. Jak przygotowywałem się do drugiej walki, to też zaczęło się wszystko walić i to jeszcze bardziej. Nie pamiętam kolejności, ale miałem trzy, a nawet cztery złamania - opisuje Kataś.
- Kolega, który był akurat na sali, mówił: "Robert, weź idź po jakąś pomoc, bo ty się niczym nie suplementujesz". Polecił mi osobę, która suplementuje jego i innych sportowców. Ja nawet się nad tym nie zastanawiałem. Spotkałem się z Michałem, powiedziałem, że jestem triathlonistą, mam badania po każdym starcie, że przygotowuję się do walki i w moim organizmie musi wszystko grać - podkreślił.
- On zapytał, kiedy mam wyścig. Odpowiedziałem, że w maju. Odparł: "Jesteś rozbity, zrobimy dobrą regenerację i to, co ci daję, to w organizmie jest przez 72 godziny". Ja nigdy bym nie potrafił wyjść nawet na trening w triathlonie, wiedząc, że mam substancję zakazaną. Jak złamałem rękę i dostałem blokadę, to po fakcie pomyślałem, że jest w niej pewnie coś zakazanego - dodał.
- Suplementowałem się do tej walki, która miała miejsce 4 lutego. Przez myśl by mi nie przeszło, że w moim organizmie jest coś nie tak. Zacząłem te przygotowania, ale cały czas nie wiedziałem do końca, do czego. W głowie była Brazylia. W marcu i kwietniu prosiłem organizatorów, czy mogą zrobić tam zawody Pucharu Świata. Bardzo zależało mi na tym, aby pobić tam rekord. Byłbym skończonym idiotą, gdybym szprycował się czymś nielegalnym - wypalił.
- Potem był ten wyścig, testy miałem dopiero po trzech dniach. Odkąd wyjechałem trenować, do samego wyścigu nie wiedziałem, że w moim organizmie jest coś innego niż było kiedykolwiek wcześniej. Nigdy nie miałem z takimi środkami co czynienia. Dla mnie był to ogromny szok. Jak dostałem tę wiadomość, akurat jechałem samochodem. Poczułem się tak, jakby wszyscy moi najbliżsi zginęli w katastrofie lotniczej. To był taki cios. Wiedziałem, że to jest niemożliwe. Było napisane, że to metabolity, czyli jakieś tam resztki - powiedział.
- Zadzwoniłem do osoby, która mnie suplementowała w grudniu i styczniu. Zapytałem, czy to są te substancje. Powiedziała, że tak, ale nie powinno ich być po kilku godzinach i nie wie, jak to jest możliwe. Myślałem, że odbiór wśród moich fanów będzie dużo gorszy. Wiem, że te słowa są identyczne, jak każdego innego sportowca, który miał w sobie takie substancje. Ja już wiem, kiedy to się wydarzyło. Nie mówię, że tego nie było w moim organizmie - stwierdził.
- Wiedziałem, że to biorę. Nie zagłębiałem się, co to jest, miałem to w d***e. Zapytałem się, czy to jest legalne. Michał odpowiedział, że po 72 godzinach nie będzie tego w organizmie. Wiedziałem więc, że to coś nielegalnego. Zapytałem o to, czy będzie miało to jakiś wpływ na moje przygotowania. Odpowiedział: "Nie Robert, to tylko teraz, żeby Cię podleczyć". Miałem tego świadomość - zakończył.
Karaś z jednej strony przyznaje, że wiedział, iż przyjęta przez niego substancja nie jest legalna, a z drugiej stara się bronić. W tym celu poddał się badaniu wariografem. Więcej na ten temat piszemy TUTAJ.