Wielkie problemy Śląska Wrocław. Gwiazdy sprzedane, a pieniądze znów trzeba pożyczać. "Utrzymanie cudem"
W poprzednim sezonie Śląsk Wrocław cudem utrzymał się w Ekstraklasie. Pomocną dłoń w stronę ekipy Jacka Magiery wyciągnęła Wisła Płock, która zaliczyła kuriozalną końcówkę sezonu, i ostatecznie "Wojskowi" dopięli swego. Przed nadchodzącymi rozgrywkami nic nie wskazuje jednak na to, aby w klubie było spokojniej. Wręcz przeciwnie - byli mistrzowie sypią się na oczach kibiców.
Mateusz Dróżdż, były prezes Widzewa Łódź, rzucił w serialu realizowanym przez "Canal+", że 90% polskich klubów zupełnie nie ma pieniędzy. Nawet jeśli traktować tę wypowiedź pół-żartem, pół-serio, to Śląsk Wrocław zdecydowanie zalicza się do tego szerokiego grona. Zespół szargany jest licznymi problemami, a ten finansowy urósł do nieprawdopodobnej wręcz skali. W gruncie rzeczy "Wojskowi" nie żyją, ale są utrzymywani przy życiu przez Urząd Miasta.
Już w poprzednim sezonie doszło do pamiętnego przesunięcia środków - początkowo miały one trafić na poczet wrocławskiego zoo, ale ostatecznie zostały ulokowane na koncie zespołu (o sprawie pisaliśmy TUTAJ). Wsparcie było spore, bo dotyczyło czterech milionów złotych. Formalnie miały być to pieniądze skierowane do piłkarskiej Akademii, lecz takiego ruchu - przynajmniej zdaniem części radnych - nikt nie byłby w stanie skontrolować.
Ówczesna pożyczka była jednak zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Chociaż od tamtych wydarzeń minęły niespełna cztery miesiące, to teraz Śląsk znowu jest w potrzasku. Podczas czwartkowej sesji rady miejskiej zatwierdzono projekt przekazania kolejnych 20 milionów złotych dla WKS-u. Tym razem odbiło się to na innych klubach z Dolnego Śląska, bo, jak przekazał dziennikarz Filip Macuda, zostały one poinformowane o możliwej obniżce środków dotacyjnych o 10% z początkiem kolejnego roku.
"Wojskowi" nie mają więc pieniędzy, a ponadto nie mają kluczowych piłkarzy ani oczekiwanych wpływów z tytułu sprzedaży największych gwiazd. W utrzymanie zespołu trudno wierzyć już teraz, chociaż kolejny sezon Ekstraklasy wystartuje dopiero za tydzień.
Oddawaj moje sto milionów
Śląsk Wrocław wiedział, że nie ma większych szans na zatrzymanie Johna Yeboaha. Skrzydłowy szybko wywalczył miano jednego z najlepszych w Ekstraklasie, więc zarząd klubu wyczuł dobrą okazję na spieniężenie swojego piłkarza. Ustalono przy tym, że nowy pracodawca Niemca powinien zapłacić około trzech milionów euro. Jak to wszystko się potoczyło - wiadomo. Yeboah ostatecznie zmienił barwy, zasilił szeregi Rakowa Częstochowa, ale mistrzowie Polski wyłożyli zaledwie półtora miliona euro. Nie dość, że 23-latek wzmocnił ligowego rywala, to jeszcze za kwotę w gruncie rzeczy promocyjną, nawet jeśli nikt rozsądny nie pędził do spełnienia wygórowanych oczekiwań "Wojskowych".
Dochód z tytułu sprzedany byłego podopiecznego Jacka Magiery pozwala na pokrycie zaledwie części wydatków zespołu. Kolejną cegiełką miało być oddanie Erika Exposito do Turcji, ale w wypadku Hiszpana doszło do kolejnego zwrotu akcji. Napastnik był już jedną nogą w Chinach, teraz jedną stał już na lotnisku w drodze do Stambułu, ale żaden z tych ruchów - przynajmniej na ten moment - nie doszedł do skutku. Piotr Janas z "Gazety Wrocławskiej" przekazał, że rozmowy legły w gruzach w związku z brakiem porozumienia w kwestii szczegółów kontraktu indywidualnego.
Niemniej Exposito - drugi największy gwiazdor Śląska - miał pożegnać się z drużyną za zaledwie 500 tysięcy euro. Oznaczałoby to, że na swoich kluczowych graczach "Wojskowi" zarobili dwa razy mniej niż zakładali. A przecież Niemiec i Hiszpan to nie są jedyni zawodnicy, którzy albo z zespołu odeszli, albo niedługo to zrobią.
Już wcześniej nowych pracodawców znaleźli Daniel Leo Gretarsson, Adrian Łyszczarz, Maksymilian Boruc, Przemysław Bargiel, Józef Burta oraz Łukasz Gerstenstein, Michał Szromnik, którego na początku weekendu pozyskał Górnik Zabrze. Jakby tego było mało, problemy natury wychowawczej sprawiali Diogo Verdasca, a także Victor Garcia. Dziennikarz Piotr Potępa poinformował, że duet defensorów pojawił się na treningu pod wpływem alkoholu, co poskutkowało przeniesieniem do drużyny rezerw (szczegóły TUTAJ). W drugim zespole znajduje się też Caye Quintana, co oznacza, że względem poprzedniego sezonu Magiera będzie miał do dyspozycji przynajmniej 11 zawodników mniej. A Śląsk jakoś nie kwapi się do tego, aby dokonać jakościowych wzmocnień, bo i kto miałby się za nie zabrać?
Mistrz iluzji?
Funkcję dyrektora sportowego we Wrocławiu objął niedawno David Balda. 32-letni Czech, mimo stosunkowo młodego wieku, ma naprawdę niezłe CV. Znajdziemy w nim pracę w Rakowie Częstochowa, Baniku Ostrawa, a także FK Senica, gdzie przewinęli się między innymi Henrich Ravas oraz Egy Maulana Vikri. Problemy zaczynają się jednak wtedy, gdy doświadczenie działacza zostanie skonfrontowane z opiniami, które zdobył w środowisku piłkarskim. Te do najlepszych nie należą, a i tak jest to dość łagodne przedstawienie sprawy.
Balda w ekipie "Medalików" świata nie zwojował. Jako dyrektor sportowy pracował tam tylko od kwietnia do sierpnia 2016 roku. Później został zwolniony z tej roli i funkcjonował najpierw jako skaut na Czechy oraz Słowację, a później był jedynie czasowym współpracownikiem. Powody szybkiego odpalenia Czecha tak przedstawia jeden z rozmówców portalu "Weszło.com": - Czasami wydawało mi się, że za bardzo chciał wpłynąć na transfer jakiegoś zawodnika, który nie był najlepszą opcją, a wiedziałem, że miał lepsze. Miałem wrażenie, że gdzieś w tle ważniejsza była jakaś znajomość z agencją menadżerską, a nie dobro klubu i zawodnika. Poniekąd dlatego w Rakowie postanowiono rozstać się z Davidem. Pojawiały się też spore rozstrzały - David informował, że piłkarz może kosztować tyle i tyle, a potem w trakcie negocjacji okazywało się coś zupełnie innego. Widać było też, że David zna czeski rynek, ale można było mieć wątpliwości, czy penetruje rynek dalej, czy jednak zadowalał się tym, co już wie.
Negocjacyjne pomyłki, o których czytamy na wspomnianym serwisie, dały o sobie znać już we Wrocławiu. W końcu to właśnie nowy dyrektor sportowy zapowiadał, że wspomniany John Yeboah na pewno nie zostanie sprzedany za mniej niż dwa miliony euro. Balda zarzekał się, że taka propozycja nie będzie nawet analizowana, poddawana w dyskusję. Powody zrewidowała jednak propozycja ze strony Rakowa. Trudno się jednak dziwić ewentualnym potknięciom wciąż młodego działacza - w końcu w trakcie swojej dotychczasowej kariery właściwie nie przeprowadził poważnych transferów.
Jakby tego było mało, 32-latek zdołał już zamknąć sobie furtkę do potencjalnego powrotu do swojej ojczyzny. W Czechach nie brakuje opinii, że Balda przyczynił się do zupełnego upadku Banika Ostrawa. W sezonie 2015/16 zespół ten zdobył zaledwie 14 punktów, czyli dwa razy mniej niż było konieczne do utrzymania. Balda pełnił wówczas funkcję... dyrektora sportowego. - Ma wielkie ambicje, ale w Czechach nie ma dla niego miejsca po problemach, jakie stworzył - ocenił dziennikarz Jirka Fejgl dla "Weszło.com".
Znaków zapytania jest oczywiście więcej. Dla przykładu: Balda regularnie udziela wywiadów, ale nie zdradza w nich konkretów dotyczących "Wojskowych". W dużej mierze skupia się na promowaniu samego siebie, stara się nawiązać dobre relacje z kibicami. Nie idą za tym jednak ruchy, na jakie liczą fani WKS-u. W takiej sytuacji jak bumerang wracają wspomnienia, które Czech zostawił na Słowacji. Dokonał tam kilku marketingowych wzmocnień (przede wszystkim wspomniany już Egy Maulana Vikri), ale zamiast pchnięcia całego zespołu w stronę rynku azjatyckiego, wiązało się to z właściwie jedynie z budowaniem pozycji samego Baldy. Dyrektor sportowy Śląska Wrocław chwali się, że ma niemal nieograniczone kontakty w świecie futbolu. Pytanie, ile z nich zdoła realnie wykorzystać, bo na ten moment wypada pod tym względem mizernie.
Ser szwajcarski
Odejście wspomnianych 11 zawodników spowodowało spore spustoszenie w kadrze Jacka Magiery. Szkoleniowiec po prostu nie ma wystarczającej liczby zawodników, aby w spokoju realizować przyjęty przez siebie plan. Pytania dotyczą także kwestii graczy, których udało się sprowadzić. Na pierwszy rzut oka trudno w nich upatrywać przyszłych gwiazd Ekstraklasy.
Pozycja bramkarza wygląda na obsadzoną najlepiej. Na wypożyczenie ściągnięto Kacpra Trelowskiego, a w drużynie jest już Rafał Leszczyński. Do tego duetu trudno się jakkolwiek przyczepić, sprzedaż Michała Szromnika raczej przejdzie we Wrocławiu bez większego echa. Większym problemem jest jednak to, kto zagra przed rzeczonymi golkiperami. Jak już wspomniałem - trudno liczyć na Victora Garcię oraz Diogo Verdascę, co w praktyce oznacza, że na ten moment WKS nie ma nominalnego lewego obrońcy. Zmienić ma to przybycie znanego w Polsce Mikkela Kirkeskova, który ostatnio grał w Holsten Kiel. 31-letni Duńczyk jest bez klubu, a w minionym sezonie zaliczył 26 występów dla drugoligowego średniaka. Bez większego szału przyjęto też sprowadzenie Aleksa Petkowa. Reprezentant Bułgarii ma wzmocnić osłabiony środek defensywy, gdzie figurują jeszcze nazwiska Konrada Poprawy i Łukasza Bejgera.
Śląsk, jeśli idzie o defensywę, ma naprawdę ograniczone możliwości wyboru. Zaledwie trzech nominalnych stoperów, jeden lewy obrońca i dwóch prawych, co do których istnieją w pełni zrozumiałe obawy dotyczące prezentowanej jakości. Szybko może się okazać, że to po prostu nie są gracze na poziom Ekstraklasy. Przesłanki ku temu stwierdzeniu widzieliśmy już w poprzednich rozgrywkach.
Sam Magiera wie też, że problemem pozostaje obsadzenie środka pola. Niby opcji jest sporo - Patrick Olsen, Adrian Bukowski, Petr Schwarz, sprowadzony niedawno Burak Ince, Javi Hyjek, a do tego bardziej defensywnie usposobieni Mathias Nahuel, Michał Rzuchowski oraz Szymon Lewkot. Ponownie jednak problematyczna staje się ocena dotycząca realnej wartości rzeczonych zawodników. Lewkot i Borys to właściwie zawodnicy trzeciego szeregu. Hyjek, Rzuchowski i Bukowski w najlepszym razie mogą stanowić jedynie poszerzenie kadry. Znowu więc szkoleniowiec "Wojskowych" ma raptem trzech graczy perspektywicznych na tyle, że można coś dookoła z nich zbudować. A przecież środek pola i tak jest nieźle zabezpieczony w porównaniu do bocznych sektorów boiska.
Sprowadzenie Mateusza Żukowskiego nie rozwiązuje palącego problemu. We Wrocławiu po prostu nie ma jakościowych skrzydłowych. Rzeczony Żukowski zupełnie nie przebił się w Lechu Poznań, a i tak jest raczej faworytem do gry wobec obecności Dennisa Jastrzembskiego, Marcela Zylli oraz Piotra Samca-Talara. Rzeczony tercet uzbierał w poprzednim sezonie trzy trafienia i zaledwie jedną asystę. To naprawdę słabe liczby, nawet jak na standardy ekipy walczącej o utrzymanie w Ekstraklasie. Oczywiście można zakładać, że Magiera odejdzie od grania skrzydłowymi, postawi na dwie "10", ale w takiej sytuacji - analogicznie - brakuje mu wykonawców.
Ostatnią kwestią jest pozycja napastnika. Erik Exposito w klubie jeszcze (oficjalnie) się znajduje, ale niebawem powinno to ulec zmianie. Hiszpanowi wysypały się transfery do Turcji, ale trener dał do zrozumienia, że trzecia powtórka z rozrywki nie przejdzie. Jeśli teraz snajper postanowi wrócić do Wrocławia, to będzie musiał zostać przynajmniej do końca rudny jesiennej, a to wydaje się mało prawdopodobne. Zawieszony jest natomiast jego rodak, Caye Quintana. Wobec niedyspozycji zawodników z Półwyspu Iberyjskiego WKS ma w swoich szeregach dwie "dziewiątki". Niestety, żadna z nich nie rzuca na kolana.
Patryk Szwedzik właściwie nie dostał prawdziwej szansy na poziomie Ekstraklasy. Zaliczył tam raptem dziewięć występów, nie strzelił gola, nie dorzucił asysty. Nieco lepiej wyglądał w Fortuna 1. Lidzie, bo na wypożyczeniu do GKS-u Katowice zdobył trzy bramki. Nadal jednak nie jest to wynik jakkolwiek rzucający na kolana. Trudno wierzyć w to, że 21-latek zaliczy płynne przejście na najwyższy poziom, nie mówiąc już o zastąpieniu jednej z gwiazd Śląska.
Rolę tę powinien pełnić Kenneth Zohore, w końcu Duńczyk ma w swoim CV występy w Premier League. Od czasu gry dla Cardiff City minęły jednak cztery lata, a rosły piłkarz zaliczał stopniowy zjazd. Nie podbił ani WBA, ani Milwall i ostatecznie trafił do Odense Boldklub. W ojczyźnie nie zdołał się jednak odbudować, a bilans dwóch ostatnich sezonów w jego wykonaniu jest porażający. 29-latek strzelił pięć goli w 16 spotkaniach, ale wszystkie trafienia to skutek zesłania do Premier League 2.
Katastroficzna wizja
Śląsk Wrocław nie ma pieniędzy, musi je regularnie pożyczać od miasta. Jednocześnie jest to pożyczka wygodna, bo termin spłaty chyba nigdy nie został ustalony. Jednocześnie WKS nie może sobie pozwolić na utrzymanie największych gwiazd, a ich miejsce zajęli zawodnicy, co do których kibice mają mnóstwo wątpliwości. Czy w takiej sytuacji w ogóle można realnie myśleć o utrzymaniu w Ekstraklasie? Oczywiście, faworytem do pożegnania się z elitą wydają się - w teorii - Stal Mielec, Ruch Chorzów oraz Puszcza Niepołomice. Pierwsi jednak konsekwentnie unikają spadającego topora, zaś kolejne dwie drużyny imponują organizacją.
Tymczasem problemy "Wojskowych" zostały naświetlone podczas sobotniego sparingu. Trafienie Zohore to zaledwie marne pocieszenie wobec porażki 1:2 (0:1) z niemieckim trzecioligowcem, czyli FC Erzgebirge Aue. Sympatycy na własne oczy przekonali się, jak poważne są problemy ekipy Jacka Magiery. Na ten moment - u progu wejścia w kolejny sezon - nie spina się właściwie nic.
Ewentualny spadek do Fortuna 1. Ligi, którego przecież nie można jednoznacznie wykluczyć, byłby dla "Wojskowych" zupełnym dramatem. Prawdopodobny spadek zainteresowania, jeszcze bardziej opustoszały stadion i wreszcie stale rosnące problemy finansowe, to nie przepis na błyskawiczną odbudowę, ale lata tułania się po niższych poziomach rozgrywkowych. Wyjściem z sytuacji mogłoby być przejęcie klubu przez prywatnego inwestora, ale taki scenariusz nie został jeszcze zrealizowany. Sami radni Wrocławia zauważają, że regularne pompowanie pieniędzy w zespół zmienia jego wartość i komplikuje proces potencjalnej transakcji. Chociaż to frazes, to niezwykle trafnym wydaje się stwierdzenie, że we Wrocławiu po prostu nie dzieje się dobrze, a światełko nadziei nie jest w stanie przebić się przez kłębowisko czarnych chmur.
Utrzymanie realnym planem? Na ten moment raczej kolejnym cudem.
- Życzyłbym kibicom Śląska, aby tak nie było, ale trudno zakłamywać rzeczywistość. Śląsk dysponuję dziś niezbyt mocną kadrą - zaryzykuję, że jedną z najsłabszych w całej lidze. W zasadzie głównym atutem Śląska na dziś zdaje się być Jacek Magiera. To trener, który po powrocie do klubu, zmienił nieco swoje podejście. Na pewno patrzy na wiele rzeczy z dystansem, jest nauczony błędami pierwszej kadencji. Jeśli gdzieś upatrywać szans Śląska na utrzymanie, to także w słabości konkurencji. Swoje problemy mają Stal czy Widzew. Niewiadomą jest ŁKS - w utrzymanie Puszczy chyba mało kto wierzy. Kluczowe dla Śląska będzie to, jak uda się zastąpić Exposito (o ile odejdzie) i jak wkomponują się w zespół nowi zawodnicy. Niestety, ale przewiduję kolejny trudny sezon dla wrocławian - przekonuje nas Filip Macuda z "Wrocławskich Faktów".