W Europie miał być gwiazdą, ale został memem. Superstrzelec z Brazylii znów spróbuje podbić poważny futbol?

W Europie miał być gwiazdą, ale został memem. Superstrzelec z Brazylii znów spróbuje podbić poważny futbol?
A.PEAS/shutterstock.com
W Brazylii godnie zastąpił Neymara, lecz w przeciwieństwie do niego nie zdołał odnaleźć się w Europie. Gabriel Barbosa, zwany też Gabigolem, w ojczyźnie jednak szaleje i wydaje się, że już niedługo znów powinien spróbować zawojować Stary Kontynent.
Gdy latem 2013 roku “Ney” opuścił Brazylię i dołączył do Barcelony, w Santosie panował względny spokój. Ludzie związani z klubem podejrzewali bowiem, że zaraz oszlifowany zostanie inny diament tamtejszej akademii - właśnie Gabigol. I mieli całkowitą rację, bo napastnik godnie wszedł w buty obecnego gwiazdora PSG. Do połowy sezonu 2016 w sumie we wszystkich rozgrywkach Gabriel Barbosa strzelił 56 goli w 154 występach - a to wszystko w wieku niespełna 20 lat.
Dalsza część tekstu pod wideo
Nic więc dziwnego, że i on zdecydował się na przeprowadzkę do Europy. Trafił do Interu, tam jednak zupełnie mu nie wyszło. Na nic zdało się też wypożyczenie do Benfiki. Wrócił z podkulonym ogonem do ojczyzny - najpierw do macierzystego Santosu, aż wreszcie zasilił szeregi Flamengo. Tam osiągnął życiową formę, dzięki której zaraz znów może zawitać do któregoś z europejskich potentatów.

Od wielkiej nadziei po piłkarza-mema

“Nerazzurri” kupili Barbosę latem 2016 roku za około 30 milionów euro, co jak na popadający wówczas w coraz większą przeciętność Inter było wydatkiem znaczącym. Na Stadio Giuseppe Meazza spodziewano się, że właśnie oto przywędrował kolejny brylancik latynoskiego futbolu. Szczególnie, że napastnik był wtedy świeżo po debiucie w reprezentacji Brazylii.
- Gabriel Barbosa, nazywany szumnie Gabigolem, przebył w Mediolanie błyskawiczną drogę od wielkiej nadziei kibiców do piłkarza-mema. Jego transfer był sporym zaskoczeniem, lecz otoczka, jaką wokół niego stworzono, sprawiała wrażenie, że rzeczywiście mamy do czynienia z wybitną jednostką. Media i byli piłkarze rozpływali się nad umiejętnościami młokosa z Brazylii, a jego oficjalna prezentacja miała sugerować, że Inter właśnie dokonał zakupu na miarę samego Ronaldo - mówi nam Błażej Małolepszy z “InterMediolan.com”
- To w ogóle było pamiętne okienko transferowe, gdyż poza blisko 30 milionami euro dla Santosu, mediolańczycy wydali także 40 milionów za Portugalczyka Joao Mario. Konsekwencje tych dwóch transakcji przez długi czas odbijały się później czkawką dyrektorom sportowym - dodaje.
Mimo że Gabriel Barbosa wcale nie kosztował Inter przysłowiowych “frytek”, nikt nie obiecywał mu, że z miejsca dostanie szansę na grę w pierwszej jedenastce. W kadrze zespołu znajdowało się wtedy kilku południowoamerykańskich napastników o dużo większym doświadczeniu w Europie jak choćby Mauro Icardi, posiadający włoski paszport Eder czy Rodrigo Palacio. Nikt nie spodziewał się jednak, że młokos dostanie aż tak mało okazji na zaprezentowanie umiejętności. Nikt poza być może ówczesnym trenerem “Nerazzurrich”, Frankiem de Boerem.
- Niewiele o nim wiedziałem, ale klub powiedział mi, że to fantastyczny zawodnik. Myślał, że będzie w stanie zrobić wszystko, jednocześnie stojąc w miejscu i grając niczym na hali. Nazywano go Gabigolem, ale my mówiliśmy o nim Gabi-no-gol. Dołączył do nas z dwoma specjalistami do spraw mediów społecznościowych oraz osobistym ochroniarzem, ale niczego przy tym nie dokonał - opowiadał po latach w rozmowie z “Fox Sport NL” De Boer.

Błąd

Nic więc dziwnego, że Brazylijczyk od Holendra dostał ledwie jedną ligową szansę. W listopadzie trenera jednak zwolniono, a to było okazją na nowe rozdanie również i dla samego zawodnika. Tyle że ten najpierw u tymczasowego szkoleniowca Stefano Vecchiego, a później Stefano Piolego nie pojawiał się na boisku dużo częściej. Łącznie w barwach Interu uzbierał ledwie 183 minuty w dziesięciu występach.
- Gdy Gabigol trafiał do Europy, był bardzo młody i oczekiwano od niego naprawdę wiele. Uważam, że nie był jednak na to wszystko wówczas gotowy. Do tego wszystkiego w Interze nie dostał wystarczającej liczby minut. Decyzja o przejściu do tego klubu okazała się błędem. Gabigol dołączył do “Nerazzurrich”, gdy znajdowali się oni już w sporym kryzysie i nie grali w Lidze Mistrzów. W dodatku we Włoszech Brazylijczyk nie cieszył się takim samym prestiżem, który zyskał w Santosie. W Mediolanie miał mocną konkurencję ze strony bardziej doświadczonych kolegów i po prostu nie dostał tylu szans, ile powinien - podkreśla w rozmowie z nami Victor Quintas z “Doentes por Futebol”.
Jego kolega z czasów gry w Santosie, mistrz Europy i zdobywca Ligi Mistrzów Emerson Palmieri, w niedawnym wywiadzie dla brazylijskiego podcastu “Bola da Vez” starał się wytłumaczyć falstart Gabigola w podboju Starego Kontynentu. Jako jeden z głównych powodów wymienił zbyt duże oczekiwania stawiane przed młodziutkim piłkarzem. W Interze oczekiwano od niego, że z miejsca stanie się drugim Diego Milito i poprowadzi zespół do najwyższych laurów.
- Po części można się zgodzić z opinią Emersona. Inter wygrał walkę o piłkarza z Juventusem, a do tego Santos nie dopełnił umowy z Barceloną ws. kontroferty, którą Katalończycy zapewnili sobie po sprowadzeniu Neymara. Klub miał spore oczekiwania wobec Gabigola, natomiast zawodnik nie był w stanie im sprostać. Myślę, że jedną z największych zalet Gabigola jest jego wszechstronność. Nie jest to typowy napastnik, bardzo lubi szukać przestrzeni zarówno na lewym, jak i prawym skrzydle. Uważam, że pod tym względem bardzo przypomina Roberto Firmino - twierdzi Aleksander Bernard z “Calcio Merito”.

Stać go na drugą szansę

Wypożyczenie do Benfiki okazało się kompletną porażką, ale już ponowna gra w Santosie pozwoliła mu odzyskać energię i przede wszystkim swoją pozycję na krajowym podwórku. Jego dobre występy w barwach “Alvinegro Praiano” zaowocowały kolejnym wypożyczeniem, a następnie transferem definitywnym do Flamengo. W nim wraz z Bruno Henrique i Giorgianem De Arrascaetą stworzył zabójcze trio, które doprowadziło “Rubo-Negro” do w sumie dziewięciu trofeów, w tym między innymi Copa Libertadores. Nie dziwi więc, że coraz częściej mówi się o możliwym powrocie Brazylijczyka do Europy.
- Gabigol ma status prawdziwej gwiazdy w mocno wybrakowanej już lidze brazylijskiej, lecz dotychczas jakoś nie słychać konkretnych plotek o potencjalnym zainteresowaniu klubów ze Starego Kontynentu. Pytanie, czy sam piłkarz chciałby ponownie podjąć wyzwanie? Może zwyczajnie satysfakcjonuje go obecna pozycja, zwłaszcza że występami w ojczyźnie zapracował sobie na miejsce w zespole narodowym - zastanawia się Małolepszy.
Napastnik z kadrą “Canarinhos” najpierw zdobył złoty medal na IO w Rio de Janeiro pięć lat temu, a w tym roku z kolei dotarł do finału Copa America. Jest jedną z największych, jeśli i nie największą gwiazdą brazylijskiej Serie A. Choć dużo przeszedł, dopiero pod koniec sierpnia będzie obchodził 25. urodziny. Kiedy, jak nie teraz, miałby spróbować ponownie zawojować europejski futbol?
- Sugerując się statystykami można stwierdzić, że jak najbardziej stać go na drugą szansę w Europie, natomiast pewnie w takim przypadku w grę wchodziłby klub o mniejszej renomie niż Inter. Na pewno kluczowe będzie to, czy sam Gabigol będzie na tyle pewny siebie, żeby drugi raz spróbować zbudować pozycję w Europie - uważa Bernard.
- Może odnieść sukces, ale oczekiwania wobec niego znów mogą okazać się problemem. Myślę, że jest dla niego miejsce w Europie, ale nie w zespole o wielkiej presji w stylu Realu, Barcelony czy Manchesteru United. Będzie potrzebował też czasu na adaptację, jako że europejski futbol jest bardziej wymagający i konkurencyjny niż ten brazylijski - przestrzega Quintas.
W 2021 roku Gabriel Barbosa w 20 meczach strzelił 17 goli i zanotował cztery asysty. Niewykluczone, że te statystyki już niedługo będzie poprawiać, ale już w Europie.

Przeczytaj również