To dookoła niego Chelsea powinna budować skład. Manchester City ma czego żałować. "Mounta nikt nie pamięta"
W trakcie letniego okienka Chelsea ściągnęła 12 nowych piłkarzy, wydała 250 milionów funtów. Skuteczność londyńczyków do najlepszej nie należy - gdyby nie Cole Palmer, trudno byłoby znaleźć transfer absolutnie trafiony. Anglik ciągnie jednak w górę nie tylko statystykę, ale i cały zespół.
Na sprowadzenie Cole’a Palmera patrzono z pewnym dystansem. Owszem, otrzymywał on pierwsze szanse w Manchesterze City, ale w gruncie rzeczy było tych szans raczej niewiele. 41 meczów wydaje się wynikiem porządnym, lecz tylko w sezonie 2022/23 Anglik spędził na boisku średnio 34 minuty podczas jednego występu. W ekipie Pepa Guardioli był po prostu utalentowanym rezerwowym.
Co więcej - był rezerwowym bez liczb. Gol i asysta w 25 spotkaniach nie rzucały na kolana. Wobec tego 40 milionów funtów, jakie zdecydowali się wyłożyć “The Blues”, powodowało silną konsternację. Znów spekulowano o tym, jak londyńczycy nie umiejętnie zarządzają budżetem, jakich irracjonalnych transferów dokonują. Rzeczywistość pokazała jednak, że tym razem Chelsea trafiła w samą dziesiątkę. Młodziutki zawodnik nie tylko wpasował się w drużynę Mauricio Pochettino, ale też stał się jej zdecydowanym liderem. Przy okazji pobił wynik jednego z tych piłkarzy, którzy najbardziej polaryzują kibiców na Stamford Bridge.
Mason Mount who?
Chelsea latem nie tylko kupowała, ale też dość namiętnie sprzedawała. Najważniejszymi transferami wychodzącymi było niewątpliwie absolutne przebudowanie środka pola. Kai Havertz trafił do Arsenalu, Mateo Kovacić do Manchesteru City, natomiast Mason Mount do Manchesteru United. Każdy z tych ruchów był na swój sposób wyjątkowy - “Kanonierzy” wyłożyli niespodziewanie dużo pieniędzy, “The Citizens” nieco zrekompensowali koszty sprowadzenia Cole’a Palmera, natomiast “Czerwone Diabły” wyciągnęły wychowanka “The Blues”, z którym wciąż łączono wielkie nadzieje. Mount postanowił jednak odejść, uznał, że będzie podążał za marzeniami. Na Stamford Bridge tego ruchu nikt nie żałuje, chociaż minęło zaledwie kilka miesięcy.
Reprezentant Anglii bardzo szybko wypadł z łask Erika ten Haga, został przesunięty do drugiego, może nawet trzeciego szeregu. Holender nie widzi dla niego miejsca nie tylko ze względu na kontuzje, ale też sportowy poziom. 24-latek nie strzelił ani jednego gola, nie zanotował ani jednej asysty. Jest po prostu porażająco słaby, pod względem kreatywności przegrywa ze Scottem McTominayem, który, w myśl zasady “piłka parzy”, ma jakieś pięć podań w jednym meczu.
Problemy Mounta nie są jednak aż taką nowością, jak mogłoby się zdawać. Owszem, w poprzednim sezonie wciąż wyglądał przyzwoicie pod względem samych cyferek, wydawało się, że coś jeszcze może z niego być. Szkopuł w tym, że chociaż wtedy kadrowicz Garetha Southgate’a miał ostatecznie sześć kończących podań, to z jego gry wynikało raczej niewiele. Kreował przede wszystkim ze stojącej piłki. Palmer, znacznie bardziej uniwersalny, kompletnie deklasuje go pod wieloma względami.
Dość powiedzieć, że wychowanek Manchesteru City już teraz ma na swoim koncie pięć asyst i osiem trafień, czyli więcej niż całościowy dorobek Mounta w minionych rozgrywkach. Najważniejsze z perspektywy Chelsea jest jednak to, że Palmer doskonale radzi sobie w otwartej grze. Do tej pory zanotował cztery asysty z akcji w porównaniu do dziewięciu po stronie Mounta. Palmer na boiskach Premier League spędził łącznie 1453 minuty, natomiast Mount… 10158.
Mount vs Palmer Premier League 2023/24
- kluczowe podania na mecz - 0,6 vs 1,6
- podania celne na mecz - 29,5 vs 43,8
- celność podań - 79,8% vs 82%
- spodziewane asysty - 0,3 vs 3,4
- strzały celne na mecz - 0 vs 0,93
- gole spodziewane z otwartej gry - 0,2 vs 2,8
0:6 na korzyść Palmera. Przepaść.
Jedyny w swoim rodzaju
Cole Palmer błyskawicznie wszedł w buty lidera, jakiego na Stamford Bridge długo nie było. Wyprzedzenie Masona Mounta to jedno, ale kluczowe jest raczej to, ile pożytku z młodszego z Anglików ma Mauricio Pochettino. Argentyńczyk, czego wiele osób nie zakładało, bardzo szybko odnalazł kogoś, dookoła którego można budować potencjał ofensywny Chelsea. 21-latek wyróżnia się nie tylko na tyle byłych zawodników “The Blues”, ale też obecnej kadry. W sytuacji gdy wielu zawodników wciąż zawodzi, to właśnie wychowanek Manchesteru City jest nadzieją na to, że przyszłość będzie malowała się w różowych barwach.
Należy też oddać, że Palmerowi już udało się zaskarbić serca kibiców. Dobra postawa na boisku to jedno, ale rozwaga i jednoczesne przywiązanie wydają się jednakowo ważne. W sytuacji gdy kadra Chelsea jawi się jako zbudowana na dość przypadkowych nazwiskach, Palmer pozwala na utożsamienie się, nawiązanie więzi. - Zgadzam się, że musimy wygrywać więcej spotkań. Nikt z zewnątrz nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, jak wiele zmian przechodzi ten zespół. Każdy w tym projekcie jest naprawdę młody, musimy postarać się wygrać kilka trofeów, aby przywrócić Chelsea na należyte miejsce. Jest pewna presja związana z tym klubem, ale konieczne jest podejście bez strachu - przekonywał w rozmowie z “The Athletic”.
W ostatnim czasie udało się wykonać ważny krok w stronę realizacji części tych nieformalnych obietnic. “The Blues” ostatecznie pokonali Newcastle United i zagrają w półfinale Carabao Cup. Palmer miał swój wkład w ten sukces - wykorzystał pierwszy rzut karny, co nie jest żadną niespodzianką. 21-latek został etatowym egzekutorem “jedenastek”, nikt już nie pamięta o niepewności Raheema Sterlinga. Młody Anglik wykorzystał każdą z ośmiu prób w swojej dotychczasowej karierze, w bieżących rozgrywkach trafił już pięciokrotnie, licząc wspomniane starcie ze “Srokami”.
Wreszcie wypada powiedzieć coś na temat uniwersalności Palmera. Chociaż w zespole Pepa Guardioli grywał raczej jako skrzydłowy, to w Chelsea jest przede wszystkim ofensywnym lub prawym pomocnikiem, czasami operującym w jeszcze niższym sektorze boiska. Na dobrą sprawę w bieżących rozgrywkach 21-latek obskoczył pięć różnych pozycji - każdy z nich, poza krótkim występem na “ósemce” z Bournemouth (0:0) - kończył się przynajmniej golem lub asystą. Tego rodzaju wszechstronnością przy jednoczesnej przydatności nie może pochwalić się nikt inny w obecnej kadrze “The Blues”, chociaż bardzo uniwersalny jest też Raheem Sterling. Niemniej takiemu stanowi rzeczy trudno się szczególnie dziwić - w wewnętrznej klasyfikacji kanadyjskiej londyńczyków Palmer zajmuje pierwsze miejsce z 11 punktami. Dalej są Sterling (10) oraz Nicolas Jackson (9). Żaden jednak nie jest tak chwalony jak młodziak z Manchesteru. Przypadku nie ma.
Czy City ma czego żałować?
Gdy Manchester City sprzedawał Cole’a Palmera, raczej nikt nie rozdzierał szat. Ze wspomnianych wcześniej względów postrzegano to bardziej jako udany biznes. 40 milionów funtów za zawodnika utalentowanego, ale raczej nieprzydatnego dla planu ułożonego przez Pepa Guardiolę. Pewne zwątpienie mogło się wprawdzie pojawić na etapie meczu o Tarczę Wspólnoty z Arsenalem, gdy 21-latek strzelił zjawiskowego gola, ale odebrano to raczej jako przebłysk, a nie stałą tendencję.
Być może jednak, gdyby tylko kataloński szkoleniowiec miał więcej zaufania względem młodego zawodnika, “The Citizens” byliby jeszcze lepsi. W bieżącym sezonie naprawdę mają problemy, tracą już pięć punktów do liderującego Arsenalu. Ma to związek między innymi z brakiem kreatywności w środku pola - Kevin De Bruyne zmaga się z kontuzją, Mateo Kovacić oraz Matheus Nunes mają inklinacje defensywne, nie mówiąc już o Rodrim. W gruncie rzeczy zostają jedynie Bernardo Silva i nieprzekonujący Phil Foden. Mało.
W tej sytuacji pozbycie się Palmera wygląda już zupełnie inaczej. Dla drużyny z The Etihad mógłby być kluczem w walce o kolejne mistrzostwo. Dla Chelsea jest zaś kimś, dookoła kogo można budować zespół na przyszłość.