"To będzie mega gościu. Zrobi dużą karierę". Bereszyński ostrzega przed rywalem na EURO [NASZ WYWIAD]
- Bardzo fajny zawodnik. Świetnie prowadzi piłkę. Szybko myśli. Ma bardzo dobry drybling. Jeszcze brakuje mu lepszego wykończenia, ale to przyjdzie z czasem. Rozmawiałem o nim z Wojtkiem Szczęsnym, który przyznał, że to będzie mega gościu. Zrobi dużą karierę - zachwala jednego z rywali na EURO Bartosz Bereszyński, który opowiedział nam o planie na mistrzostwa, zaufaniu Paulo Sousy, własnej roli w kadrze, gdzie liczy się dobry skład, a także ważnej propozycji od Sampdorii. I życiu. Razem z marką Okocim zapraszamy na wywiad w dobrym składzie!
TOMASZ WŁODARCZYK: Wydaje się, że powoli kończy się najtrudniejszy czas związany z pandemią koronawirusa. Jak wspominasz te ostatnie kilkanaście miesięcy?
BARTOSZ BERESZYŃSKI: Szybko przekonałem się na własnej skórze, czym ten wirus jest. Już w marcu 2020 roku zaraziłem się z całą rodziną. Wtedy jeszcze mało wiedzieliśmy o tej chorobie, co potęgowało niepokój. Byliśmy zamknięci w domu przez osiem tygodni. Mało kto przeżył wcześniej coś takiego. Z dnia na dzień nie możesz normalnie funkcjonować - iść do sklepu, do restauracji, spotykać się ze znajomymi, trenować i grać. To był ciężki czas, ale każdy musiał przez to przejść w mniejszym lub większym stopniu. Z perspektywy czasu jako rodzina wyciągnęliśmy z tego wiele pozytywów. Zbliżyliśmy się i wzmocniliśmy więzi.
W jaki sposób?
Śmialiśmy się z Mają, że skoro przez osiem tygodni wytrzymaliśmy ze sobą ramię w ramię, to już nas nic nie zabije. Wspólne dwa miesiące z małym dzieckiem bez możliwości wyjścia na spacer to jest wyzwanie. Został nam tylko taras, który zamienił się na ten czas w plac zabaw Leosia. Ten czas traktuję jak eksperyment, który w normalnych okolicznościach byłby nie do przeprowadzenia. Dotarliśmy się jako para. Oprócz małych zgrzytów, które są w każdym zdrowym związku, funkcjonowaliśmy bardzo dobrze. Po roku znajduję w kwarantannie wiele pozytywów. Nigdy nie miałbym okazji patrzeć, jak syn rozwija się z dnia na dzień. Wiadomo, jak wygląda życie piłkarza. Sporo nas omija przez ciągłe podróże. A tutaj trafił się z jednej strony trudny, ale też wyjątkowy przerywnik, który dał mi dodatkowe, piękne wspomnienia. Gdyby nie pandemia, kilka fajnych chwil dziecka na pewno by mi uciekło.
Dla Ciebie to też piękny czas związany z narodzinami drugiego syna.
Niewątpliwie tak. Nie ma nic lepszego w życiu niż narodziny dziecka. Z drugiej strony żałuję mojego starszego synka, który nie był na moim meczu od półtora roku. Brakuje mi tego. Chciałbym zaszczepić w nim piłkarskiego bakcyla, jak było to w przypadku mnie i mojego taty, gdy mogłem wyjść po meczu na boisko i pokopać z nim piłkę. Były to dla mnie najpiękniejsze chwile z dzieciństwa, które pamiętam do dziś. Dlatego mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy.
Piłka też dostała od wirusa mocno po tyłku.
Wszystko się zmieniło. Futbol do teraz nie jest taki sam i trudno powiedzieć, kiedy i czy wróci do podobnego kształtu jak przed pandemią. Obostrzenia typu częste testy, przebieranie się w większych szatniach czy brak kontaktu z otoczeniem były może uporczywe na początku, ale szybko przyzwyczaiłem się do nowych reguł. Trzeba pamiętać, że piłkarze byli grupą uprzywilejowaną. W przeciwieństwie do wielu branż, przez większość czasu mogliśmy w miarę normalnie wykonywać zawód. Dlatego nie ma co narzekać. Dość szybko, bo w maju ubiegłego roku cieszyliśmy się z powrotu do gry.
Ale bez kibiców.
Osobiście najbardziej odczuwam tę zmianę. Miejsce rozegrania meczu już nie ma takiego znaczenia. Spotkania na własnym stadionie nie dają przewagi psychologicznej bez wsparcia fanów. Oni napędzali emocje. Podkręcali atmosferę. To zupełnie inne widowisko. Rozumiesz takie rzeczy, kiedy je tracisz. Gdy oglądałem jakieś seriale czy filmy, na których był większy tłum, podczas koncertów czy meczów, aż dziwnie się czułem. Ostatnio śledziłem też finał Pucharu Anglii, na który wpuszczono część kibiców. To było zupełnie inne spotkanie, inne emocje. Nie mogę doczekać się meczów na EURO, gdy wreszcie sam zagram przed dużą publicznością. Poczuję się trochę jak podczas debiutu.
Polska ma to szczęście, że dwa mecze rozegra w Sankt Petersburgu, gdzie stadion zapełni się aż w 75 procentach.
Na pewno krew szybciej popłynie w żyłach. Pierwszy mecz turnieju o wielką stawkę i od razu taka otoczka. Sam jestem ciekaw, jak zareaguję na tak silny, nieco zapomniany bodziec z zewnątrz. Będzie to pewnie jakieś obciążenie dla głowy. Z jednej strony bardzo pozytywny, ale też wywołujący duże emocje. Trzeba się na to przygotować. Już sama rozgrzewka przy dopingu kibiców powinna nieźle nas nakręcić. Przecież nie tylko my, ale też fani są spragnieni tej interakcji na stadionie. Od ponad roku nie grałem przed pełnymi trybunami i już nie mogę się tego doczekać. Gramy dla kibiców. Turniej bez nich nie byłby taki sam.
Jak oceniasz miniony sezon? Dziewiąte miejsce w Serie A, czyli całkiem solidnie.
W poprzednim, który uznany był za okres przejściowy, biliśmy się do samego końca o utrzymanie. Zespół był w przebudowie, zrobiliśmy wtedy dwa-trzy ciekawe transfery, dotarliśmy się. W tym sezonie celem Sampdorii były przede wszystkim stabilizacja i spokój. Wypełniliśmy te zadania. Pewnie mogło być trochę lepiej, bo zdarzały nam się głupie wpadki, ale generalnie widać, że idziemy w dobrą stronę. Sampdoria ma ambitne plany i chce grać o więcej.
Rozegrałeś najwięcej minut w karierze. Byłeś żelaznym zawodnikiem.
Zgadza się. Gdy byłem zdrowy, zawsze grałem w podstawowym składzie. W kilku spotkaniach wybiegałem jako kapitan. W kilku kolejnych przejmowałem opaskę po Fabio Quagliarelli. To dla mnie duże wyróżnienie i fajny czas. Czułem się bardzo dobrze fizycznie. Występowałem na różnych pozycjach - w trójce jako środkowy obrońca i w czwórce jako boczny. Na obu czuję się pewnie. Pod względem piłkarskim uważam, że to mój najlepszy sezon w Serie A.
Klub to docenił, bo już złożył propozycję nowego kontraktu, choć obecny wygasa dopiero w 2023 roku.
Tak, propozycja wyszła ze strony klubu. Sampdoria rozmawia ze mną jak z przyszłym kapitanem. Chcieliby, żebym został z nimi do końca kariery. To oczywiście duże wyróżnienie. Czuję się tu bardzo dobrze, prowadzimy rozmowy, ale nie ma pośpiechu, bo mam jeszcze dwuletnią umowę. Zobaczymy, co będzie. W klubie dojdzie do wielu zmian. Odszedł Claudio Ranieri, zmieni się także pion sportowy, dlatego spokojnie się temu przyglądam. Nie mam żadnej presji. Przede mną EURO i na tym się skupiam.
Rozmawiałeś z Albinem Ekdalem o rywalizacji w fazie grupowej?
Oczywiście, choć nie zgłębialiśmy za mocno tematu. Zgodnie przyznaliśmy, że terminarz jest po stronie reprezentacji Polski. Możemy ustawić się w dobrej pozycji już po pierwszym meczu. Choć Słowacy traktowani są jako najsłabszy zespół w grupie, trzeba ich szanować. Ale nie oszukujmy się - to spotkanie, które należy wygrać, jeśli mamy awansować do fazy pucharowej. Trzy punkty na start dobrze nastrajają na resztę turnieju. Dają zastrzyk pewności siebie. Na papierze kwestia awansu powinna rozstrzygnąć się w trzecim meczu ze Szwedami, ale równie dobrze obie reprezentacje mogą wyjść z grupy, czego bym sobie życzył.
Na EURO zabraknie Zlatana Ibrahimovicia, jednak Szwecja, podobnie jak my, ma kilku innych piłkarzy z Serie A - między innymi utalentowanego Dejana Kulusevskiego.
Bardzo fajny zawodnik. Świetnie prowadzi piłkę. Szybko myśli. Ma bardzo dobry drybling. Jeszcze brakuje mu lepszego wykończenia, ale to przyjdzie z czasem. Rozmawiałem o nim z Wojtkiem Szczęsnym, który przyznał, że to będzie mega gościu. Zrobi dużą karierę. Jest jeszcze młody. Musi się ukształtować, ale papiery na duże granie ma. Trzeba będzie zwrócić na niego uwagę. On i Emil Forsberg wyróżniają się w ofensywie Szwedów. Mają umiejętności, żeby indywidualnie rozstrzygać mecze.
Poczułeś, że Paulo Sousa obdarzył cię dużym zaufaniem?
Tak, nie ma co ukrywać. Pokazuje to nawet liczba minut rozegranych przeze mnie w marcu. Więcej zagrali tylko Grzesiek Krychowiak i Wojtek Szczęsny. Krótko po objęciu przez Paulo Sousę posady selekcjonera rozmawialiśmy na wideokonferencji przez godzinę. Mówił mi o swoim pomyśle na drużynę i jaką rolę mam odgrywać. To był fajny sygnał, bo zakładam, że nie każdemu poświęcił tyle czasu. Nie dałby rady. Potem mieliśmy wirtualne spotkanie w większym gronie reprezentantów. Następnie trener pojawił się na moim meczu z Fiorentiną, po którym poznaliśmy się osobiście. Wtedy już było widać, że ma bardzo konkretny pomysł na mnie, bo dyskutowaliśmy o ustawieniu i zachowaniach na boisku. To było dla mnie bardzo budujące. Co innego jest ciągle udowadniać, że jesteś zawodnikiem podstawowego składu, a co innego, gdy trener pokłada w tobie duże nadzieje. Wtedy chcesz jeszcze bardziej potwierdzić, że zasłużyłeś na zaufanie. Czuję, że na razie je spłacam. Rozmawiałem z trenerem po meczu z Anglią i potwierdził, że było dobrze. Muszę nadal ciężko pracować, aby wybiegać w kolejnych meczach od pierwszej minuty.
Dużo mówi się o pomyśle Portugalczyka na naszą grę.
W zależności od potrzeb i rywala plan na każdy mecz nieco się różni. W pierwszej połowie na Wembley grałem jako wahadłowy, w drugiej - jako środkowy obrońca. Z Andorą naszym planem na mecz było to, bym jako trzeci środkowy obrońca robił przewagę wyżej. Jak widać, wiele zależy od rywala i planu, jaki trener przygotuje. Musimy być na tym poziomie już bardzo elastyczni taktycznie. Zakładam, że naszym ustawieniem ma być hybryda, której selekcjoner używał w Fiorentinie - bez piłki gramy z czterema obrońcami, a w fazie ofensywnej przechodzimy na trzech środkowych defensorów, gdyż lewy obrońca podłącza się na skrzydło.
Odpowiada Ci takie rozwiązanie?
Tak. Coraz więcej zespołów nią gra. W takim ustawieniu jestem pół prawym środkowym i nie ukrywam, że dobrze się tam czuję. To miejsce, gdzie musisz dobrze bronić, ale mieć też konkretne cechy - być szybkim, agresywnym, z dobrym doskokiem - bo stoisz wysoko przy rywalu. Nie możesz bać się posiadania piłki przy nodze. Umieć ją dobrze wyprowadzać, bo mimo że w teorii jesteś środkowym, to możesz włączyć się do akcji ofensywnej, co pokazała akcja z Węgrami i moja asysta do Roberta Lewandowskiego. Myślę, że dysponuję parametrami, o których wspominałem. Dobrze znam to ustawienie z klubu. Stąd może takie zaufanie trenera do mnie od początku jego pracy z reprezentacją.
W marcu mieliśmy mało czasu, żeby zagłębiać się w szczegóły. Trener starał się nam przekazać założenia w kompaktowy i prosty sposób. Z drugiej strony większość z nas ma już duże doświadczenie. Uważam, że grając w reprezentacji musisz mieć świadomość taktyczną na odpowiednio wysokim poziomie, żeby nie potrzebować wielogodzinnych wykładów do złapania przekazu. Odprawa, slajd, kilka słów trenera i trzeba widzieć, jak się zachować. Nie ma czasu, żeby się dostosowywać, bo pociąg może ci odjechać. Teraz mamy więcej spokoju, aby popracować nad konkretnym planem. Wierzę, że doszlifujemy wszystkie pomysły przed pierwszym meczem w grupie.
Widać po pierwszych meczach, że Sousa chce grać wysoko i kompaktowo. Ważny jest odpowiedni timing przy doskoku do rywala i czytanie zachowań kolegów, żeby nie zrobić rywalowi zbyt dużej przestrzeni.
Dokładnie to nam się przytrafiło przy pierwszym golu dla Węgrów. Rozpruli nas jednym podaniem. Piłka przecięła wszystkie linie. Rywal miał mnóstwo przestrzeni i tylko Wojtka przed sobą. Myślę, że nie ma lepszej lekcji, jak przekonanie się o czymś na własnej skórze. Nic nie trafia do piłkarzy, jak tak duży błąd. Ta bramka była dla nas dużą nauczką. Szybko wyciągnęliśmy z niej wnioski. Może pierwsza połowa z Anglikami nie powalała na kolana, ale okazało się, że nawet tak dobrym graczom nie było łatwo zburzyć naszego muru. Fakt, że cofnęliśmy się za mocno. Ale potem to skorygowaliśmy i Anglicy nie mieli dużo stuprocentowych sytuacji. Byliśmy kompaktowi. Druga połowa pokazała nam, że możemy wyjść na mocnego przeciwnika agresywnie i zrobić mu krzywdę. Mecze w Budapeszcie i Londynie to dobre lekcje przed EURO. Mimo, że wyniki tego nie oddają, jestem zbudowany. Agresja, wyższe podejście do rywala, większe przejęcie inicjatywy to coś na co nas stać. Pomysł selekcjonera jest dobry.
Wyczuwasz u niego włoski styl pracy?
Na pewno czerpie inspiracje z Italii, skoro długo tam grał i pracował. Widać to było już po pierwszych treningach. We Włoszech trenerzy często nie rozdzielają zajęć piłkarskich od taktycznych. Prowadzą je równolegle, wkomponowując taktykę do gry treningowej. Wtedy pomysły najlepiej się utrwalają. Może dla czytelników to nie będzie wielkie odkrycie, ale jest duża różnica między przesuwaniem, czyli trenowaniem na sucho, a intensywnymi gierkami. Są różne szkoły i selekcjoner woli cały czas, właściwie od razu po rozgrzewce, organizować wewnętrzną grę, w której szlifujemy taktykę. Wydaje mi się, że jest to bardziej praktyczne i odzwierciedlające realny mecz. Potem na odprawie, po zarejestrowaniu treningu na kamerze, pokazuje nam zachowania na przykładach.
Przez ostatni rok musieliście przyzwyczaić się do innego kalendarza rozgrywek, który przez pandemiczną przerwę wymusił większą intensywność grania. Jak to odbije się na EURO?
Ten rok był na pewno bardziej intensywny i miał wpływ na przygotowania. Poprzedni sezon skończyłem dopiero 1 sierpnia, gdzie normalnie kończyłbym w maju. Miałem dwutygodniowy urlop i po nim, po zaledwie kilku dniach treningów, jechałem na zgrupowanie kadry. Właściwie nie było normalnego letniego cyklu przygotowawczego. Krótka regeneracja i od razu wejście w nowe rozgrywki. Kadra grała w blokach po trzy mecze, a liga często miała kolejki w środku tygodnia. Weszliśmy na wysokie obroty i zejdziemy z nich dopiero za miesiąc. Po marcowych spotkaniach reprezentacji wróciłem do domu w czwartek wieczorem, a w piątek jechałem na mecz z Milanem. Zagrałem cztery spotkania w dwanaście dni.
Organizm na pewno to odczuł. Natomiast nie ma co narzekać, bo czasy z pandemią pokazały, jak ciężko jest żyć bez piłki. Jestem profesjonalistą i muszę być przygotowany na różne wyzwania. Przede wszystkim to trzeba o siebie dbać. Regenerować się. Nie wszystko zależy ode mnie, bo kontuzja może przytrafić się każdemu, ale jestem w stanie zapanować nad wieloma rzeczami i staram się to robić. Miałem w głowie, że ten sezon będzie bardzo długi. W stu procentach skupiłem się na tym, aby nogi były świeże. Dbałem o siebie, ograniczałem niepotrzebne aktywności, aby potem nie żałować, że naciągnąłem jakiś mięsień tuż przed EURO. Czuję się bardzo dobrze. Nie miałem poważniejszych oznak zmęczenia. Mam nadzieję, że to pozytywnie odbije się na mojej formie już podczas turnieju. Mocno wierzę, że będziemy silni jak nigdy.
***
Powyższy wywiad w dobrym składzie powstał we współpracy z marką Okocim. Więcej rozmów z tej serii znajdziecie TUTAJ.