Reprezentanci Polski z dużymi problemami. W tym niedawny filar kadry. "Najtrudniejszy czas w karierze"
To nie jest dobry czas dla polskich obrońców we Włoszech. Wielu z nich prezentuje się poniżej oczekiwań. Selekcjoner Michał Probierz ma prawo się niepokoić.
Półwysep Apeniński dał się poznać jako kolebka cenionych stoperów. Ten stereotyp w ostatnich latach miał także odzwierciedlenie w reprezentacji Polski. Włoska Serie A dostarczała kadrze lidera defensywy, a także młodych, perspektywicznych obrońców, którzy w niedalekiej przyszłości mieli stanowić o sile tej formacji. Teraz sytuacja zmieniła się w sposób diametralny. Myśląc o polskich obrońcach w Serie A, nie da się uciec od kariery Kamila Glika, czy zaliczającego wejście smoka Jakuba Kiwiora. Tymczasem dziś jedynym solidnym defensorem z najwyższego poziomu rozgrywkowego we Włoszech jest Paweł Dawidowicz, o którym z czystym sumieniem można powiedzieć, że w przypadku braku problemów ze zdrowiem, może na niego liczyć Michał Probierz. Pozostali zawodzą i tylko jeden z nich wysyła jakiekolwiek pozytywne symptomy.
Spory zawód
Kiedy rok temu Mateusz Wieteska za nieco ponad milion euro przechodził z Legii Warszawa do francuskiego Clermont, można było się zastanawiać, czy defensor poradzi sobie ze sporym przeskokiem. Poradził. W Ligue 1 swoje zadania wykonywał z nawiązką, o czym świadczy jego sprzedaż za pięć milionów euro do Cagliari po zaledwie jednym sezonie gry. W Clermont “Wietes” uchodził za ostoję defensywy jednej z rewelacji zeszłego sezonu ligi francuskiej. Zespół Polaka skończył rozgrywki na ósmym miejscu w tabeli, będąc dziewiątą najlepszą obroną w całej Ligue 1. Wieteska nigdy nie był pomijany przy ustalaniu składu. Nie grał tylko wtedy, kiedy łapał drobny uraz lub pauzował za kartki. Transfer do beniaminka Serie A wydawał się więc naturalnym krokiem do przodu, praktycznie bez żadnego ryzyka. Cagliari to druga najmniej wartościowa kadra w lidze. Konkurencja na środku obrony klubu z Sardynii nie robi większego wrażenia. Polak obok Matteo Pratiego to najdroższy transfer podczas ostatniego mercato, co mogło sugerować, że trener Claudio Ranieri stworzy z Wieteski lidera obrony. Nic bardziej mylnego.
Były obrońca Legii w debiucie wyszedł w pierwszym składzie, starcia z Bologną nie zaliczy jednak do udanych. Jego zespół przegrał, a on sam miał ogromne problemy w pojedynkach z Joshuą Zirkzee, jeden z nich skończył się utratą bramki. Polak został uznany za jednego z najsłabszych graczy w tym spotkaniu. Z Udinese było już nieco lepiej, lecz nie wpłynęło to na formę “Wietesa” w kolejnych tygodniach. Mecz z Milanem sprawił, że zaufanie Claudio Ranierego do polskiego stopera zostało nadwyrężone. Defensor miał problemy z mobilnymi graczami “Rossonerich”, otrzymał żółtą kartkę, a także popełnił błąd przy golu dla rywali, bo nie trafił w piłkę, kiedy chciał interweniować przy rzucie rożnym.
Okazja na rehabilitację przyszła z Fiorentiną, to spotkanie to jednak koszmar Wieteski, który rozegrał chyba jeden z najsłabszych meczów w karierze. Pośrednio zawalił on gola na 0:1, kiedy przegrał pojedynek z biorącym udział w akcji bramkowej Lucasem Beltranem, następnie przy trafieniu na 0:3 został przepchnięty niczym junior przez postawnego M’Balę Nzolę. Media oceniły go najgorzej ze wszystkich piłkarzy. Zaś w ostatnim do tej pory występie we włoskiej Serie A polski defensor znów się nie popisał. Cagliari przegrało 1:4 z Romą, a Wieteskę dość łatwo ograł Romelu Lukaku w dwójkowej akcji z Leandro Paredesem. W końcu Claudio Ranieri powiedział basta, co poskutkowało tym, że dwa następne mecze reprezentant Polski obejrzał z perspektywy ławki rezerwowych. Jakieś pozytywy? W ostatnim, wygranym starciu Pucharu Włoch przeciwko Udinese Wieteska zaprezentował się z lepszej strony.
Czemu jest tak słabo?
Można zastanawiać się, dlaczego piłkarz, który uchodził za bardzo solidnego w Ligue 1, tak mocno zawodzi w Serie A. Od razu przychodzi na myśl różnica stylu gry obu drużyn. Cagliari to wyjątkowo reaktywny zespół, podopieczni Claudio Ranierego mają drugie najniższe posiadanie piłki w lidze (42,1%), rezultat Clermont w sezonie 2022/2023 wynosił 48,3%. Wieteska gra teraz w klubie, który częściej dopuszcza rywali do sytuacji bramkowych. Rywale w starciach z Cagliari oddają 3,8 strzału celnego na mecz, w Clermont było ich 3,1. Do tego w lidze włoskiej Polak zdecydowanie częściej musi wchodzić w pojedynki i interweniować. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że podopieczni Claudio Ranierego stracili w dziesięciu kolejkach 21 bramek, co jest najwyższym rezultatem w lidze. A Clermont przez cały sezon traciło tylko 1,28 gola na mecz. Niestety, gdy gra “Wietes”, to Cagliari nie idzie - zespół z nim w składzie przegrał cztery z pięciu spotkań ligowych. Średnia punktów z reprezentantem Polski w jedenastce wynosi 0,25, bez niego 1,00. Optymizmu nie dodaje fakt, że 26-latek został wygryziony ze składu przez Edoardo Goldanigę, obrońcę o dużym doświadczeniu, aczkolwiek przeciętnej renomie.
Statystyki indywidualne również sprawiają, że trudno w tym momencie bronić Wieteskę. To najgorszy polski stoper w Serie A, jeśli chodzi o przechwyty. W całej lidze jest w tej kategorii dopiero 78., przegrywając również z kilkoma graczami swojej drużyny. Liczba wybijanych piłek również kuleje, Polak robi to 3,3 razy na mecz (najgorszy wynik w defensywie Cagliari, niższy od grającego zdecydowanie wyżej Jakuba Jankto - 3,7). Wieteska blokuje także najmniej strzałów spośród wszystkich obrońców ekipy Ranieriego (0,4 na mecz, co plasuje go dopiero na 110. pozycji w lidze).
(źródło: "Transfermarkt")
Przyczyną kryzysu Wieteski mogą być również problemy z komunikacją, a także taktyką. Liga włoska uchodzi za uniwersytet taktyczny, gdzie trenerzy i rywale nie wybaczają nawet najmniejszych błędów w ustawieniu, a adaptacja do tego stylu gry wymaga czasu. Na prawdziwą weryfikację przyjdzie czas. Z “Wietesem” może być jednak tak, że jest to obrońca, który dobrze radzi sobie w prawidłowo funkcjonującej drużynie. W sytuacji, kiedy zespół ma problemy, nie potrafi pokazać się z pozytywnej strony, tak jak chociażby Paweł Dawidowicz w broniącej się w zeszłym sezonie przed spadkiem Weronie.
Najtrudniejszy czas
Jak idzie innym? Sztuką jest napisanie dłuższego wywodu na temat gry Bartosza Bereszyńskiego w Serie A w 2023 r. Na wypożyczeniu w Napoli “Bereś”, mimo przygody życia i zdobytego Scudetto, musiał pogodzić się z rolą głębokiego rezerwowego. Od 1 stycznia rozegrał w lidze tylko 453 minuty. Chcąc znaleźć rok, w którym tak rzadko występował na ligowych boiskach, trzeba cofnąć się do 2010 i czasu, kiedy 18-letni jeszcze wtedy napastnik raczkował w barwach Lecha Poznań.
Kartę zawodniczą Bereszyńskiego do czerwca 2025 roku posiada Sampdoria, która w zeszłym sezonie spadła do Serie B, a dziś jest zagrożona relegacją do Serie C. Latem doświadczony obrońca przeniósł się do Empoli, ale tam jak dotąd uzbierał zaledwie 197 minut. Swoimi występami nie dał argumentu trenerom, że warto na niego stawiać. Wydaje się, że zasłużenie przegrywa dziś rywalizację z Tyronnem Ebuehim, który nie uchodzi za piłkarskiego tuza. Statystyki nie są optymistyczne: z nim w składzie zespół traci trzy bramki na mecz, bez niego półtora. Bereszyński podczas bieżącego sezonu już czterokrotnie został posadzony na ławce rezerwowych - to najtrudniejszy czas w jego karierze.
31-latek tylko dwa razy rozegrał po 90 minut. Z Juventusem co prawda nie zawalił bezpośrednio żadnej z bramek, ale często brakowało mu jakości w pojedynkach. Błędy w większym stopniu uwidoczniły się podczas starcia z Romą, która zmiażdzyła Empoli aż 7:0. Reprezentant Polski najpierw fatalnie interweniował przy golu na 0:3, później został z dziecinną łatwością ominięty przez Leonardo Spinazzolę przy trafieniu na 0:5. Po tym meczu w klubie doszło do zmiany szkoleniowca i w następnych kolejkach nowy-stary trener Aurelio Andreazzoli nie zdecydował się na skorzystanie z usług Bereszyńskiego. Dał mu tylko kilkanaście minut z ławki z Salernitaną. “Beresiowi” nie pomaga też fakt, że Empoli niechętnie ogrywa graczy wypożyczonych, co doskonale było widać w przypadku Sebastiana Walukiewicza.
Sinusoida
Walukiewicza trudno jednoznacznie ocenić. W tym sezonie to “Dr. Jekyll i Mr. Hyde”. Polak przed sezonem został wykupiony z Cagliari za symboliczny milion euro. Wpłynęło to w znaczący sposób na czas spędzony na boisku. W ubiegłorocznych rozgrywkach “Walu” rozegrał zaledwie 599 minut, teraz po dziesięciu kolejkach ma już na koncie 522 minuty. Pierwszy raz od 2020 roku (czyli od czasu, kiedy łączono go z takimi firmami jak Liverpool czy Borussia Dortmund) złapał na początku sezonu regularność. W zeszłym zdarzało się, że był dopiero czwartym stoperem do gry. Przed nim miejsca zajmowali kapitan Sebastian Luperto, Ardian Ismajli, a także Koni De Winter. Latem jednak ostatni z nich odszedł do Genoi, a Albańczyka Walukiewicz wygryzł z podstawowej jedenastki. Nie bez powodu, bo gdy dostawał szansę w zeszłym sezonie, nie zawodził. Wydawało się więc, że teraz nadchodzi jego czas.
Pierwsze dwie kolejki opuścił przez drobny uraz, później już w każdym meczu meldował się na boisku. Jak mu szło? W kratkę. Starcia z Juventusem i Romą polski defensor chciałby jak najprędzej wymazać z pamięci. Podczas rywalizacji z drużyną “Bianconerich” w łatwy sposób został ograny przez Federico Chiesę, który zagrał na ścianę ze swoim kolegą, błyskawicznie wyprzedzając rywala, co skończyło się straconym golem i porażką 0:2. Kolejny mecz to być może najsłabsza chwila w karierze Sebastiana Walukiewicza. Już na samym początku obrońca sprokurował rzut karny dla Romy poprzez zagranie piłki ręką, którego w dość łatwy sposób można było uniknąć. Przy bramce na 0:2 jego złe ustawienie wykorzystał Renato Sanches. Włoska prasa pisała, że “Romelu Lukaku i Paulo Dybala zabrali Polaka na spacer do mrocznego lasu”. Skończyło się fatalnie - oceną 3,5 według redakcji “Eurosportu” (strasznie rzadko spotykana nota we włoskich mediach) i zmianą w przerwie.
Z drugiej strony, po szalenie trudnym czasie Walukiewicz pokazał, że potrafi się podnieść. W przegranym 0:1 spotkaniu z Interem zaliczył kilka niezłych interwencji, z Salernitaną dawał bardzo dużo zespołowi zarówno w fazie obronnej, jak i wyprowadzeniu piłki. Kropką nad i okazały się derby z Fiorentiną, gdzie Polak zagrał recital. Jego występ został naznaczony wieloma udanymi odbiorami, a także efektowną asystą drugiego stopnia przy golu Francesco Caputo. Walukiewicz znakomicie podał piłkę między liniami do Alberto Grassiego, czym napędził akcję bramkową. Dostał od mediów “siódemkę”, wyglądał na piłkarza w formie reprezentacyjnej.
23-latkowi brakuje jednak regularności. Po kilku naprawdę obiecujących występach zaliczył trzeci w tym sezonie black-out, tym razem przeciwko Atalancie. Prezentujący tego dnia formę życia Gianluca Scamacca bawił się z Walukiewiczem niczym z małym chłopcem. Polak zawalił gola na 0:1 i przegrywał wiele pojedynków z włoskim napastnikiem, aż w końcu w 63. minucie został zmieniony przez Ismaijliego.
Z wymienionej w tekście trójki zawodzących polskich obrońców, przy Walukiewiczu wskażemy najwięcej pozytywów. To nadal jednak nie jest regularność i pewność w grze, jaką pokazuje Paweł Dawidowicz. Bieżący sezon w wykonaniu obrońcy Empoli pokazuje, poza meczem z Interem, że ma on problemy z jakościowymi drużynami, dysponującymi piłkarzami szybkimi, o wysokiej inteligencji boiskowej. Ze słabszymi rywalami nie można mieć do niego większych zarzutów. Drobny optymizm daje fakt, że Empoli odżyło po przejęciu zespołu przez Andreazzoliego. Z nim na ławce udało się zdobyć siedem punktów w sześciu spotkaniach. Ten trener rozwinął sporo piłkarzy w swojej karierze i być może pomoże Walukiewiczowi osiągnąć poziom reprezentacyjny.