Tak Jamajczycy chcą przebojem wedrzeć się na mundial. "Tego będzie coraz więcej"
Minęły już ponad dwie dekady od ich ostatniego, a zarazem jedynego występu na mistrzostwach świata. Jamajczycy planują jednak powrócić na futbolowe salony i rozpoczęli już w tym celu poważne działania. Mieli zamiar przekonać kilku znanych i cenionych brytyjskich piłkarzy do gry w ich kadrze. Właśnie ogłosili sukces. A wzmocnienia wyglądają naprawdę sensownie.
“Reggae Boyz” na najważniejszej imprezie mistrzowskiej zadebiutowali w 1998 roku we Francji. Choć przez wielu byli skazywani na pożarcie, wcale nie zaprezentowali się wówczas aż tak źle. Ponieśli oczywiście dotkliwą klęskę 0:5 z Argentyną, ale poza tym powalczyli z Chorwacją (1:3) i pokonali Japonię (2:1), co sprawiło, że w końcowym rozrachunku zajęli na tamtym mundialu 22. miejsce.
Bohaterem spotkania z “Niebieskimi Samurajami” był wówczas Theodore Whitmore, strzelec obu goli w tamtym meczu. Teraz to właśnie były pomocnik m.in. Hull City ma sprawić, że Jamajka po ponad dwóch dekadach znów zagra wśród najlepszych na świecie. Jako selekcjoner drużyny zajmującej aktualnie 41. pozycję w rankingu FIFA zyskał właśnie dużo większe pole manewru. Może powołać do kadry plejadę solidnych brytyjskich ligowców.
Na liście podanej przez prezesa Jamajskiej Federacji Piłkarskiej, Michaela Rickettsa, w rozmowie ze stacją “SportsMax”, szczególnie wyróżnia się nazwisko Michaila Antonio. 30-latek od momentu powrotu do West Hamu Davida Moyesa jest jednym z liderów “Młotów”. Tylko w obecnym sezonie w 18 meczach Premier League strzelił siedem goli i zanotował trzy asysty. Drugi z napastników, Ivan Toney, to dziś gwiazda Championship z wynikiem 25 goli i 9 asyst w 33 spotkaniach.
Proces stary jak świat
Pomysł jamajskich działaczy w niektórych europejskich miastach niekoniecznie byłby przyjęty przez wszystkich kibiców z tak ogromnym entuzjazmem, jaki ma miejsce w tym wyspiarskim kraju. Na Karaibach jest to jednak metoda praktykowana już od wielu lat.
- Jamajka, tak jak duża część państw karaibskich, idzie w stronę ściągania graczy z podwójnym obywatelstwem, nie mających szans na powołanie do tej drugiej kadry, Tak samo działa Curacao, które zaczęło ten ruch na Karaibach pod przewodnictwem ówczesnego trenera, Patricka Kluiverta, legendy Barcelony i reprezentacji Holandii. Moim zdaniem ten trend będzie się tylko nasilał - mówi Bartek Kier z przygotowującego właśnie przewodnik po MLS serwisu “Amerykańska Piłka”.
Zagraniczny zaciąg Curacao ostatecznie przyniósł efekt w postaci zdobycia Pucharu Karaibów 2017. Zresztą w finale tamtego turnieju ekipa prowadzona już wówczas nie przez Kluiverta, lecz jego wcześniejszego asystenta Remko Bicentiniego, pokonała właśnie Jamajkę.
- Jamajczycy chcą powalczyć o mundial w Katarze, a nie oszukujmy się - wybitnie obfitych piłkarskich złóż naturalnych nie mają. Poza tym skoro w Anglii jest mnóstwo zawodników z jamajskimi korzeniami, którzy nigdy nie otrzymają szansy na grę w reprezentacji ojczystego kraju, lub opcjonalnie otrzymają ją dwu- czy trzykrotnie, co raczej nie jest wybitnie satysfakcjonujące, to czemu z tego nie skorzystać? Kanadyjczycy czy Amerykanie działają przecież dokładnie w ten sam sposób - zauważa redakcyjny kolega Kiera, Wiktor Sobociński.
Liga wsparciem nie będzie
Jamajka musi szukać reprezentantów poza granicami, ponieważ tamtejsza National Premier League nie może stanowić realnego zaplecza dla kadry. Jej przedstawiciele tylko czterokrotnie zdołali zakwalifikować się do fazy grupowej Ligi Mistrzów CONCACAF. W ciągu ostatniej dekady nawet w Caribbean Club Championship, czyli klubowym pucharze dla państw karaibskich, wygrali tylko raz - i to w dodatku w wewnątrz jamajskim finale.
- Federacja nie ma żadnego pomysłu na rozwinięcie ligi. Rzekłbym, że jest to zbyt żmudny proces, który prawdopodobnie zakończyłby się niepowodzeniem, przez co nikt nie chce się w to bawić. Liga jamajska to prowizoryczne stadiony, mała frekwencja, duchota, kompletny brak taktyki i milion innych rzeczy. Wygląda to tak, jakby nikt nie miał tu żadnego pojęcia o piłce, a wszystko było kwestią przypadku - mówi Sobociński.
Jak wszędzie, znajdą się tam czasem takie perełki, jak choćby Shamar Nicholson. Jako zaledwie 19-latek został wicekrólem strzelców rozgrywek, co zaowocowało transferem do Słowenii. Aktualnie gra dla Charleroi, wystąpił choćby w meczu eliminacji Ligi Europy przeciwko Lechowi. Takich talentów wyłapuje się jednak mało, a wszystko przez również słabość tamtejszych klubów.
- Są tam trzy mocniejsze drużyny: Portmore United, Waterhouse i Arnett Gardens. Oraz statyści. Choć jamajskie kluby potrafią niekiedy zaskoczyć, moim zdaniem przez najbliższe lata, czyli do przynajmniej 2026, “Reggae Boyz” będą oparci na graczach z nie do końca jamajskim pochodzeniem. Jest za dużo ważnych gier, by dawać szansę graczom z kraju - zaznacza Kier.
Najpierw pokonać Kanadyjczyków
Tych meczów rzeczywiście będzie sporo, a Jamajczycy wcale nie stoją już teraz na straconej pozycji. W eliminacjach do mundialu w Katarze zagrają dopiero od trzeciej rundy, co oznacza rywalizację łącznie z siedmioma zespołami, spośród których trzy awansują bezpośrednio, natomiast czwarty weźmie udział w interkontnentalnym barażu.
Droga do kolejnego mundialu wydaje się jednak jeszcze prostsza. Na turnieju w 2026 roku zagra bowiem aż sześć zespołów z Ameryki Północnej, a te teoretycznie najmocniejsze - USA oraz Meksyk - jako gospodarze imprezy mają oczywiście już zapewniony awans.
Trzecim współgospodarzem będzie Kanada, która w międzyczasie może mocno pokrzyżować plany Jamajczyków. Ci bowiem nie zamierzają się zatrzymywać i chcą polować na kolejne talenty o wyspiarskim pochodzeniu.
- Kanada ma trzecią największą populację diaspory jamajskiej na świecie. W reprezentacji U-23 tego kraju gra teraz wielu graczy o tym pochodzeniu, w tym między innymi absolutna gwiazda kanadyjskich młodzieżówek, czyli 16-letni Jahkeele Marshall-Rutty. który znalazł ię już na celowniku Porto, Bayernu, Manchesteru United czy Juventusu. Trzon seniorskiej reprezentacji Kanady stanowią natomiast inni gracze o jamajskich korzeniach: Junior Hoilett, Doneil Henry czy Cyle Larin - opowiada Kier.
Talentów wciąż jest masa
Jamajka wcale nie musi jednak szukać jedynie w Kanadzie. Sporo piłkarzy, których przodkowie pochodzili z ojczyzny Boba Marleya, gra choćby we wspomnianej już Wielkiej Brytanii, w tym np. południowym Londynie.
- Za czasów Winfrieda Schafera piłkarze z okolic Londynu byli podstawą reprezentacji Jamajki. Mowa o Gilesie Barnesie, Jobim McAnuffie czy Garathie McClearym. Jeżeli przyjrzysz się tym zawodnikom, zobaczysz, że grywali po drugich, trzecich ligach w Anglii. Lepsi, jak Darren Bent czy urodzony w Kingston Raheem Sterling, szybko odrzucili propozycję gry dla Jamajki, bo widzieli się w reprezentacji Anglii. Theo Whitmore nigdy nie był zwolennikiem “farbowanych lisów”, ale w ostatnich latach jego poglądy w tym temacie stały się jakby nieco bardziej liberalne - mówi Sobociński.
Aktualnie najbardziej znanym reprezentantem Jamajski jest Leon Bailey z Bayeru Leverkusen. Oprócz niego w kadrze występują jeszcze tacy zawodnicy jako jak Michael Hector i Bobby Reid z Fulham czy Kemar Lawrence z Anderlechtu. Wydaje się jednak kwestią czasu, jak dołączą do nich kolejni gracze występujący na co dzień na Starym Kontynencie.
- Dzięki tak łatwej drodzę na mistrzostwa świata jamajska federacja ma dużą szansę na ściągnięcie dobrych graczy z Europy. Łatwa drabinka w eliminacjach najbliższego mundialu oraz jeszcze łatwiejsza drabinka w przypadku MŚ 2026 sprawią, że tego typu piłkarzy będzie po prostu coraz więcej - podsumowuje Kier.