Sprzedał swoje wartości i wrócił po pół roku bez zarobków. Saudyjski romans kompletną klapą. "Sporo stracił"
Przygoda Jordana Hendersona w Arabii Saudyjskiej dobiegła końca. Eks-kapitan Liverpoolu wraca po pół roku z Bliskiego Wschodu z mocno nadszarpniętą opinią. Anglik, przenosząc się do Al-Ettifaq, zaprzeczył wielu wartościom, dla których deklarował wsparcie. I jak widać niespecjalnie mu się to opłaciło.
Jeszcze w Anglii dumnie nosił tęczowe sznurówki i opaski, głośno deklarując poparcie dla mniejszości seksualnych. Gdy jednak przyszła oferta z Arabii Saudyjskiej, stojącej w zupełnej opozycji do takich poglądów, postanowił się tam przenieść. Jordan Henderson tłumaczył potem w rozmowie z portalem The Athletic, że to nie kwestia pieniędzy i liczy na wywarcie wpływu dotyczącego praw kobiet oraz społeczności LGBTQ+, ale jego zapewnienia odebrano jako absurdalne. Teraz, po zaledwie pół roku, 33-latek opuszcza Saudi Pro League przy pierwszej możliwej okazji, rozwiązując kontrakt z klubem. Ale nie zmienia to faktu, że naprawdę sporo stracił w oczach piłkarskiego świata.
Dobry moment, zły kierunek
Gdy kończył się poprzedni sezon, większość kibiców Liverpoolu była zgodna: drużyna potrzebowała przebudowy środka pola. Ruszyła więc wymiana pokoleniowa w tej strefie boiska. Z klubu odeszło kilka nazwisk kojarzonych z ekipą “The Reds” od dawna, m.in. Fabinho i James Milner. Ten sam los spotkał też kapitana zespołu, Jordana Hendersona. Choć Anglik dzierżył opaskę, jego notowania spadały już od dłuższego czasu. Coraz częściej dostrzegano, że zaczyna mieć problemy z utrzymaniem wysokiego tempa, charakterystycznego dla Premier League, a już szczególnie dla drużyn Juergena Kloppa. Jasne było, że to idealny moment, aby wreszcie pożegnał się z Anfield, opuszczając Merseyside póki wciąż może to zrobić z podniesioną głową.
Okazję postanowił wykorzystać Steven Gerrard, nowo zatrudniony trener saudyjskiego Al-Ettifaq. Legenda Liverpoolu, dawny kolega z szatni i piłkarz, po którym Henderson przejął funkcję kapitana, chciał mieć w drużynie gwiazdę z górnej europejskiej półki. Finansowo, oczywiście, wszystko się zgadzało. Menedżer? W teorii opcja idealna. Uczestnictwo w projekcie budowy ligi o potężnych ambicjach? To również mogło brzmieć kusząco. Problem w tym, że akurat ten kierunek natychmiastowo ściągnął na pomocnika wielką falę krytyki. Krytyki - wydawać się może - zasłużonej, bo decydując się na taki ruch, “Hendo” wyszedł wręcz na hipokrytę.
Wbrew wartościom
Wizerunek Jordana Hendersona często pojawiał się przy okazji akcji dotyczących otwarcia futbolu na mniejszości seksualne. Z dumą zakładał tęczową opaskę czy tęczowe sznurówki, żeby wysłać ich przedstawicielom sygnał, że są akceptowani w piłce i w życiu codziennym. Sam zresztą wyrażał wsparcie dla tego typu inicjatyw - zwracając uwagę, że są zgodne z jego własnymi przekonaniami.
- Widziałem, że określa się mnie “sprzymierzeńcem” tej grupy, walczącej o to, żeby być mile widziana, ale, szczerze mówiąc, nie traktuję tego jako osobistego osiągnięcia. To nie fałszywa skromność, a szczere wyznanie. Nie czuję, że robię cokolwiek nadzwyczajnego, godnego wyróżnienia - mogliśmy przeczytać słowa reprezentanta Anglii w programie meczowym starcia Liverpoolu z Southampton w 2021 roku, gdy trwała akcja “Rainbow Laces”.
Nie tylko nie bał się sygnować swoją twarzą podobnych przedsięwzięć, ale dawał dowód tego, że deklarowane wartości rzeczywiście są mu bliskie. Gdy napastnik Blackpool, Jake Daniels, dokonał coming-outu jako pierwszy czynny profesjonalny angielski piłkarz od Justina Fashanu w 1990 roku, Henderson wysłał mu wyrazy wsparcia w prywatnej wiadomości. Wydawać by się mogło, że ważny gracz reprezentacji Anglii może zostać jedną z twarzy nowego, tolerancyjnego oblicza krajowego futbolu. W 2021 roku nominowano go nawet do nagrody “Football Ally” przyznawanej w ramach British LGBT Awards.
Aż nagle przyjął propozycję wyjazdu do kraju, gdzie nie ma mowy o idei praw osób LGBTQ+. Do państwa, gdzie ich orientacja uważana jest za przestępstwo.
Opinia publiczna szybko zwróciła na to uwagę. Hendersonowi zarzucano “sprzedanie” ideałów dla wielkiej tygodniówki. Zranione poczuły się też grupy wspierane przez niego jeszcze na Wyspach. Wszak ich sprzymierzeniec został jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci ligi saudyjskiej i tym samym zaczął pomagać w budowie jej bardziej atrakcyjnego wizerunku w ramach procederu zwanego często sportwashingiem. Ruch krytykowały stowarzyszenia fanowskie, a nawet koledzy po fachu.
- Ciekawe, jak będzie wyglądała nowa marka Jordana Hendersona. Ta stara już upadła. Przez pewien czas wierzyłem, że jego wsparcie dla społeczności LGBTQ+ będzie szczere. Głupi byłem… - pisał na portalu “X” eks-reprezentant Niemiec, Thomas Hitzlsperger, który po zakończeniu kariery wyjawił, że jest gejem.
- Napisał do mnie, gdy dokonałem coming-outu. Stanął za mną murem, stwierdził: “Jesteśmy dumni z tego, co zrobiłeś”. Widzieć, że przeniósł się do Arabii Saudyjskiej, to tak jakby dostać policzek. Oczywiście to frustrujące, ale rozumiem, że pieniądze nie śmierdzą i pewnie dla niektórych znaczą więcej - stwierdził Daniels kilka miesięcy po transferze Hendersona w rozmowie z BBC.
I trudno się dziwić jego zawodowi. Wyróżniający się wręcz na tle futbolowego świata sojusznik w walce o wypędzenie dyskryminacji ze stadionów, a w pewnym sensie i z życia codziennego, nagle zdecydował się zarabiać w kraju, gdzie przedstawiciele ufającej mu grupy mniejszości seksualnych mogą zostać skazani za orientację. Zresztą już sam filmik ogłaszający jego pozyskanie budził uzasadnione wątpliwości. Noszone przez niego opaski kapitańskie, których część była w tęczowych barwach, “wyszarzono” na zaprezentowanych kadrach. Nawet takie drobne, związane z akcjami społecznymi szczegóły, starano się zamazać.
Sam strzelił sobie w stopę
Kilka tygodni po przenosinach Anglika do Al-Ettifaq odbył on rozmowę z dziennikarzami The Athletic, Adamem Craftonem i Davidem Ornsteinem. Oczywiście jej tematyka nie ograniczała się jedynie do spraw czysto sportowych. Reprezentant “Synów Albionu” miał okazję odnieść się również do wątpliwości dotyczących etyczności jego ruchu, a także przedstawić własne spojrzenie na sprawę. I należy powiedzieć szczerze, że jego słowa mu nie pomogły.
- Ludzie wiedzą, jak wyglądały moje poglądy i wartości przed transferem i jakie są teraz. Wydaje mi się, że obecność kogoś takiego w Arabii Saudyjskiej to pozytywna sprawa - stwierdził w nim.
I można się z tym zgodzić, gdyby nie fakt, że nawet sam klub starał się zamazać wspomniane już tęczowe opaski. Piłkarz twierdził też, że sam nie zamierza naciskać na zmiany prawa. Dlatego też narracja z przytoczonej wypowiedzi spotkała się ze sporą rezerwą ze strony opinii publicznej. Podobnie odebrano też brak chęci do jasnych deklaracji dotyczących spojrzenia na tematy, o których wcześniej bardzo chętnie i pozytywnie się wypowiadał. O ile stwierdzenie, że nie zamierza obrażać uczuć religijnych swoich gospodarzy, gdy zapytano go o to, czy będzie dalej zakładał tęczowe sznurówki, można zrozumieć i uznać za uzasadnione, o tyle sam unikał otwartego wypowiadania się o własnej optyce na sprawę. Zamiast powiedzieć wprost w rozmowie z mediami, że wspiera mniejszości seksualne, ograniczał się do przeprosin za to, że zawiódł ich przedstawicieli oraz podkreślał, że “wiadomo, jakie ma poglądy”.
Wątpliwe argumenty
Dzień po publikacji rozmowy z Ornsteinem i Craftonem wywiad przeprowadzony przez redakcyjnych kolegów na łamach The Athletic na tapet wzięła Chloe Morgan. I słusznie zwróciła uwagę, że Henderson swoją postawą w czasach gry na Wyspach wziął na siebie dużą odpowiedzialność, po czym… unikał jej, tłumacząc, że jego intencją nigdy nie było naciskanie na to, aby sytuacja w Arabii Saudyjskiej się nie zmieniła.
- Zgadzam się, że Henderson nie jest politykiem, ale jako były kapitan drużyny Premier League, jednego z największych klubów na świecie, jest postacią o dużej sile przekazu, o dużym wpływie, sięgającym ludzi w różnym wieku, w wielu krajach - zwróciła uwagę, podważając argumentację pomocnika.
Anglik błyskawicznie przystosował się do warunków, w których się znalazł. Tygodniówka w wysokości 350 tysięcy funtów pozwoliła mu - przynajmniej tymczasowo - odsunąć na bok ideały wcześniej tak ochoczo przez niego wspierane. Pytania o to, czy wcześniej robił to w pełni szczerze, są więc uzasadnione. W końcu zaakceptował perspektywę zamieszkania wraz z rodziną w państwie, gdzie uważa się je za godne potępienia czy wręcz dehumanizujące. Bardzo ważny punkt jego wypowiedzi stanowiło też podkreślanie, że pieniądze wcale nie stanowiły głównego powodu do przeprowadzki akurat na Bliski Wschód. Zapewniał nawet, że gdy Steven Gerrard rozmawiał z nim o przenosinach do Al-Ettifaq, “w ogóle nie mówił o kasie”. Niemniej, okazuje się, że była ona na tyle ważna, aby 33-latek postarał się uniknąć brytyjskiego podatku dochodowego poprzez odroczenie część pensji do końca roku i w ten sposób zwiększyć swoje przychody. No i wyszło mu to bokiem, bowiem zgodnie z informacjami Telegraph w obliczu rozwiązania kontraktu za porozumieniem stron za kilkumiesięczny pobyt na Półwyspie Arabskim nie otrzyma żadnego wynagrodzenia.
Saudyjski romans zakończył się więc dla Hendersona porażką. Przez pół roku kopał piłkę na stadionie odwiedzanym średnio przez niespełna osiem tysięcy kibiców. Nie pomógł drużynie w wybiciu się ponad poziom ligowego średniaka. Nie zostawił po sobie praktycznie nic godnego zaufania. Wizerunkowo tylko stracił. Fakt, że skończył bez wypłaty, przez wielu krytykujących go kibiców został przyjęty z uszczypliwym uśmiechem. Powrót do Europy, do Ajaksu Amsterdam, nie oczyści w pełni atmosfery dookoła Anglika. W lipcu dokonał świadomego wyboru, zaprzeczając temu, co od dawna deklarował. A to ludzie pewnie będą mu jeszcze nie raz wypominać.