Sprawa Greenwooda trwa za długo. Jest jeden słuszny wybór. Inny byłby kompromitacją United na wielu poziomach

Sprawa Greenwooda trwa za długo. Jest jeden słuszny wybór. Inny byłby kompromitacją United na wielu poziomach
Stuart Martin/Pressfocus
Sprawa Masona Greenwooda podzieliła kibiców Manchesteru United. Klub wciąż zwleka z podjęciem decyzji dotyczącej młodego piłkarza, choć powinna być ona prosta. Taki człowiek nie powinien występować w koszulce “Czerwonych Diabłów”. Praktykowane ostatnio przerzucanie odpowiedzialności wygląda po prostu niepoważnie.
Mason Greenwood miał być przyszłością Manchesteru United. Marzenia kibiców i samego zawodnika o wielkości przekreśliła jednak jego haniebne zachowanie za zamkniętymi drzwiami. Anglik nie pojawił się na boisku od stycznia 2022 roku, gdy w sieci pojawiły się nagrania wideo oraz dźwiękowe, dowodzące jego przemocowych zachowań wobec partnerki, Harriet Robson. Utalentowany napastnik szybko został odsunięty na boczny tor, ale do skazania nie doszło. Po długich kilkunastu miesiącach zarzuty wycofano.
Dalsza część tekstu pod wideo
21-latek nie usłyszał wyroku, a więc w świetle prawa jest niewinny. Problem w tym, że obciążające go materiały, które pojawiły się w przestrzeni publicznej, nie pozostawiają większych wątpliwości. Choć fani “Czerwonych Diabłów” są podzieleni, od klubu o takiej sile przekazu należałoby oczekiwać jasnej deklaracji: “nie chcemy u nas przemocowca”. Jego władze z niewiadomych powodów - sportowych, wizerunkowych czy jakichkolwiek - odkładają jednak podjęcie decyzji. Wahanie się w takiej sytuacji to jedno, ale przerzucanie odpowiedzialność na innych tylko powiększa niesmak.

“Nie winny”, nie “niewinny”

Ponad półtora roku temu angielskimi mediami wstrząsnęła informacja o aresztowaniu Greenwooda. Oskarżono go o gwałt i napaść seksualną, przemoc domową oraz groźby karalne pod adresem jego dziewczyny. Klub szybko odsunął go od drużyny do czasu wyjaśnienia sytuacji. Takie postępowanie było w pełni rozsądne. W sieci pojawiły się bowiem wspomniane nagrania pokazujące zachowania Anglika i ich skutki. Jedno z nich ukazywało krwawiącą Robson. Inne, dźwiękowe, przedstawiało sposób, w jaki ignorował jej prośby, zmuszając ją do współżycia. Takie materiały nie pozostawiały większych wątpliwości i wyglądały na murowane dowody brutalnych zachowań wychowanka United. Zastosowano wobec niego m.in. środek zapobiegawczy w postaci zakazu zbliżania się do ofiary.
Do opinii publicznej długo nie przedostawały się zakulisowe informacje dotyczące postępowania. Poza jednym incydentem - gdy Greenwood złamał wspomniany zakaz zbliżania się, wysyłając byłej już partnerce ubrania z designerskiego sklepu i w związku z tym podjęto decyzję o tym, by wrócił do aresztu - panowała względna cisza. Wtem, w lutym, ponad rok po wybuchu skandalu, spadła prawdziwa bomba. Zarzuty przeciwko 21-latkowi zostały wycofane. Przedstawiciel Koronnej Służby Prokuratorskiej tłumaczył wówczas:
- Mamy obowiązek stale analizować trwające sprawy. W tym przypadku wycofanie się kluczowych świadków w połączeniu z nowym materiałem dowodowym oznaczają, że nie ma realistycznych szans na skazanie. Musimy zamknąć sprawę.
Zarzuty wycofano. Tym samym angielskiego talentu nie uznano za winnego w świetle prawa, ale i nie został on oczyszczony. A nagrania nie pozostawiały większych wątpliwości: trudno się z nimi kłócić. Więc choć nie jest oficjalnie winny, nie sposób nie podchodzić do tej informacji z dużą dozą dystansu. Zwłaszcza, że w Wielkiej Brytanii już od pewnego czasu zwraca się uwagę na problem z działaniem wymiaru sprawiedliwości w przypadku oskarżeń o gwałt. Tylko jedna na sto takich spraw prowadzi do wyroku skazującego. To liczby wręcz szokujące.
W lutym pojawiły się wieści, jakoby para się zeszła i, co więcej, oczekiwała dziecka. Dla niektórych stanowiło to dowód ostatecznego zażegnania konfliktu i argument przemawiający za piłkarzem. Wyglądało to jednak bardziej na dowód toksycznej relacji. Scenariuszy, gdy ofiara przemocy, uzależniona od swego oprawcy, wraca do niego, znamy wiele. A czy naprawdę Greenwood mógłby odbudować związek z kobietą, która właściwie przekreśliła jego karierę piłkarską i nieomal doprowadziła do odsiadki w więzieniu fałszywymi oskarżeniami? Dziecko przyszło na świat w lipcu, a więc niemal na pewno zostało poczęte w czasie obowiązywania zakazu zbliżania się. To wydarzenie tylko mnożyło wątpliwości dotyczące Anglika.

Pasywność United

Manchester United, po ogłoszeniu wycofania zarzutów, postanowił zaczekać z podjęciem ostatecznej decyzji na temat swego gracza. To stanowiło rozsądny wybór, zwłaszcza że klubowi prawnicy musieli dokładnie przeanalizować zaistniałą sytuację i wszystkie jej możliwe rozwiązania. Od tamtej pory minęło jednak już niemal pół roku, a konkluzji brak. Pojawiały się plotki, że Erik ten Hag i część piłkarzy chcieliby powrotu Anglika. Przez pewien czas spekulowano, że klub planuje wysłać go na wypożyczenie, np. do Atalanty, by “oswoić” opinię publiczną, przeanalizować jej reakcję i dokonać ewaluacji po kolejnych 12 miesiącach. Odpowiednie rozwiązanie jest bowiem konieczne, bo konsekwencje mogą nadejść ze strony nie tylko kibiców czy mediów, ale i sponsorów - wszak kontrakt z Greenwoodem po wybuchu skandalu zerwała firma Nike. Niektóre firmy związane z United mogłyby chcieć uniknąć złego PR-u.
Tu dochodzimy do fundamentalnego wniosku. Wstrzymanie się z decyzją oznacza, że w klubie dalej rozważają przywrócenie 21-latka do składu, a więc ruch po prostu zły. Pasywność w tej sytuacji jest zwyczajnie martwiąca, bo człowiek z takimi grzechami na sumieniu nie powinien reprezentować barw jednego z największych klubów piłkarskich na świecie. Władze nie boją się jednak (lub nie chcą) podjąć takiej decyzji.

Zrzucanie odpowiedzialności

Jeszcze pod koniec lipca Samuel Luckhurst i Jamie Jackson, dziennikarze bliscy klubowi, informowali, że komunikat dotyczący przyszłości wychowanka zostanie wydany przed startem sezonu. Tymczasem w dniu jego inauguracji pojawiły się doniesienia o opóźnieniu decyzji. Zarząd chciał bowiem poczekać na powrót piłkarek żeńskiej drużyny United, aby przeprowadzić z nimi konsultacje. Zamierza zrobić to teraz, choć miał je “na miejscu” od lutego do startu turnieju miesiąc temu. Trzeba przyznać - wygląda to niepoważnie. Wydawać się może, że osoby odpowiedzialne za przyszłość “Czerwonych Diabłów” umywają ręce, zrzucając odpowiedzialność na swoje zawodniczki. Zdają się sugerować, że to do nich należeć będzie kluczowy głos, poniekąd zabezpieczając się na wypadek złego odbioru podjętej decyzji.
A co do tego, że spotka się ona z krytyką, nie ma żadnych wątpliwości. Wystarczy tylko spojrzeć na reakcje na oświadczenie fanek klubu nawołujące do skreślenia Greenwooda. Ogromna część komentarzy to apele, aby wrócił on do gry. Podział wśród kibiców jest wręcz zaskakujący, ale z drugiej strony mowa o wielkim, globalnym gronie, łączącym osoby z różnych kręgów kulturowych.

Jeden słuszny wybór

W tym przypadku w United nie powinni umywać rąk i starać się uniknąć krytyki - tak się po prostu nie da. Należy zająć twarde stanowisko. Tego żądało też wielu ludzi zgromadzonych na trybunach Old Trafford przy okazji inaugurującego sezon spotkania z Wolverhampton. Trzeba zapomnieć o kwestiach sportowych - bo to, że odbudowany młody wciąż talent rzeczywiście mógłby stanowić wzmocnienie zespołu, nie stanowi żadnej tajemnicy - i pamiętać o aspektach moralnych. Przecież łatwo wyobrazić sobie, że w przypadku mniej “nośnego” nazwiska, Greenwood byłby pożegnany w trybie ekspresowym.
Podstaw prawnych do rozwiązania kontraktu chyba dalej nie ma, ale problematycznego zawodnika można sprzedać, dogadać się w sprawie rozwiązania umowy lub, w ekstremalnym przypadku, utrzymać w niebycie. Nikt chyba bowiem nie wyobraża sobie, że jak gdyby nigdy nic wróci on na boisko i dalej będzie wspierany przez fanów. Jaka kobieta cieszyłaby się z bramki kogoś takiego? Jaki mężczyzna pozostający w związku spojrzałby w swojej partnerce w oczy po radosnym wykrzyknięciu jego nazwiska? Jak można stawiać go za wzór dzieciom?
Dlatego dziwić może opublikowane właśnie oświadczenie klubu (całość TUTAJ), sugerujące, że wewnętrzne rozmowy wciąż trwają. Zaskakujące jest też zawarte w nim stwierdzenie, że Manchester United ma zobowiązania wobec Greenwooda “jako pracownika, młodego piłkarza związanego z nimi od siódmego roku życia, a także świeżo upieczonego ojca i jego partnerki”. Takie sformułowanie zdaje się racjonalizować perspektywę przywrócenia go do składu. Słowa o tym, że cały proces jest trudny, również są kontrowersyjne. Oczywiście, ze względów formalnych i prawnych cała sprawa nie była oczywista, ale moralnych? Tu wszystko wygląda czarno-biało, a właściwie: czarno. Treść komunikatu może budzić uzasadniony niesmak. Jest w nim w zasadzie tylko jedna pozytywna informacja: decyzja ma zapaść wkrótce.
Trener, zarząd, koledzy z zespołu - ktoś wewnątrz klubu powinien jednak wziąć na swoje barki ciężar dokonania jedynego słusznego wyboru. Wszyscy widzieli dowody przeciwko Greenwoodowi. Na razie nie ma żadnych materiałów, które mogłyby go oczyścić i raczej nie zapowiada się, żeby miały się pojawić. Jeżeli faktycznie miałyby one decydować o ewentualnym przywróceniu go do składu, to powinno się o nich głośno mówić. Nie ma jednak powodów, by zmienić o nim zdanie. I właśnie dlatego ponowne występy w koszulce “Czerwonych Diabłów” będą kompromitacją klubu. Wizerunkową, moralną, organizacyjną i pewnie na jeszcze wielu polach.

Przeczytaj również