"Sousa uciekł dlatego, że nie mógł znieść alkoholowego smrodu". Szokujące zarzuty mediów pod adresem Kuleszy
Paulo Sousa niespełna dwa lata temu zdecydował się na sensacyjną rezygnację ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski. Rafał Stec z "Gazety Wyborczej" ujawnia nieznane dotąd kulisy sprawy. Jak się okazuje, wpływ na decyzję Portugalczyka miała mieć przede wszystkim postawa Cezarego Kuleszy.
Na Sousę spadła spora krytyka po nieudanym meczu z Węgrami w eliminacjach do mundialu w Katarze. Później Portugalczyk sensacyjnie odszedł z kadry przed barażami. Według "Gazety Wyborczej" mogło mieć to związek z alkoholowym wypadem Cezarego Kuleszy.
- A co, jeśli trener Paulo Sousa uciekł z Polski m.in. dlatego, że nie mógł znieść alkoholowego smrodu podczas zgrupowań reprezentacji? Taką hipotezę stawia jeden z moich trzech świetnie zorientowanych w realiach polskiego futbolu rozmówców, którzy chcą pozostać anonimowi - czytamy.
- Portugalczyk nieprzypadkowo odszedł po listopadowym zgrupowaniu. Był umówiony z prezesem nazajutrz po kończącym mundialowe eliminacje meczu z Węgrami. Związek sprzedał wtedy mediom informację, że selekcjoner został po porażce wezwany na dywanik, ale chodziło o zwyczajne przegadanie planów na wiosenne mecze barażowe - mówi informator, który jest znaczącą osobą w polskim futbolu, choć niepowiązaną bezpośrednio z PZPN-em.
Dzień po spotkaniu z Węgrami miało dojść do spotkania prezesa PZPN-u z ówczesnym selekcjonerem. Zostało ono jednak odwołane w ostatniej chwili, bo Kulesza niespodziewanie wyjechał do Białegostoku.
- Niestety, panowie się nie spotkali, bo Kulesza zaczął pić już w trakcie wieczoru meczowego, a w nocy wsiadł w prowadzone przez związkowego kierowcę volvo i przeniósł imprezę do Białegostoku. Przedłużyła się, więc rzekomy dywanik został zwinięty. Precyzyjnie mówiąc, nie tyle on wsiadł, ile go włożyli do samochodu, był już niezbyt świadomy tego, co robi - dodał.
- Spotkanie było umówione na godz. 10 albo 11. Wszyscy zdawali sobie sprawę, co się dzieje, ale liczyli na to, że ktoś ocuci Kuleszę i go przywiezie. Nie wiedzieli, że balowanie przeniosło się aż do Białegostoku. (...) Paulo się ostatecznie załamał, pojechał na Okęcie i odleciał. I wrócił do Polski jeszcze tylko raz - skwitował drugi z informatorów, były działacz PZPN, który rozstał się z federacją kilka miesięcy temu.
Alkoholu wokół kadry za kadencji Kuleszy miało być zresztą więcej. Balangi działaczy podczas zgrupowań bardzo przeszkadzały Sousie. Z miesiąca na miesiąc Portugalczyk miał się coraz bardziej irytować.
- Sousę trafiał szlag, bo on ma sztywne zasady, nie życzy sobie chlania obok drużyny, nie chce czuć przetrawionego czy dopiero trawionego alkoholu. Widać było, że czuje się w nowej rzeczywistości coraz gorzej, że takiej patologii absolutnie nie toleruje, nigdy wcześniej się z nią nie zetknął. A jeszcze miał prawie zerowy kontakt z prezesem, bo choć on zna kilka języków, to prezes nie rozumie żadnego - przyznaje trzeci informator, wciąż pracujący w PZPN.