"Skur**el dba o zdrowie". TOP8 krasomówców polskiego futbolu. Dziady Skwary, Hajto i best of Zarzeczny
Słowa ranią, krzywdzą, obrażają oraz doprowadzają do łez... ze śmiechu. Nie ma to jak zasiąść przy weekendzie przed telewizorem i wsłuchać się w arię komentarzy czy wypowiedzi grzeszących elokwencją piłkarzy lub trenerów, którym bardziej pasowałaby praca w stand-upie, aniżeli zawodowe zajmowanie się piłką nożną. Przygotowaliśmy dla Was kolejną topową ósemkę złotoustych ludzi naszej rodzimej kopanej. Ostrzegamy, że Wasze postrzeganie świata futbolu już nigdy nie będzie takie same. Zapraszamy!
Szczerość do bólu
Andrzej Wiśniewski – bo o nim mowa – to człowiek, który zaistniał przez chwilę jako szkoleniowiec międzynarodowy. W latach 2001-2002 sprawował zaszczytną funkcję selekcjonera reprezentacji Palestyny, wcześniej był asystentem trenera Dariusza Wdowczyka w Polonii Warszawa, gdy „Czarne koszule” sięgały po tytuł mistrzów Polski w 2000 roku. Tak czy inaczej, prawdziwą furorę zrobił prowadząc Unię Janikowo, kiedy po jednym z meczów postanowił bezpardonowo pocisnąć swojej drużynie.
Pan Andrzej potrafił dorzucić do pieca wszystkim wokół, natomiast my już wyobrażamy sobie wywiad rzekę z mistrzem Wiśniewskim. Każdy hydraulik mógłby go przeprowadzić, zagajając o zasadniczą kwestię: „Panie trenerze, proszę wymienić pięćdziesiąt tysięcy ludzi, którzy są w stanie Szeremeta jako obrońcę zakręcić”. Tylko żeby nagle kurek nie zamknął przepływu tych jakże ważnych informacji, bo wtedy szczerość może zaboleć.
Mistrz drugiego planu
Gdybyśmy mieli wskazać kolorowego ptaka polskiej myśli szkoleniowej, postawilibyśmy bez wahania na Oresta Lenczyka. Nie wciskając żadnej złośliwości, trener Lenczyk na krajowym podwórku wywalczył prawie wszystkie możliwe do zdobycia trofea i był jednym z tych specjalistów, którym szacunek należy się jak psu buda. Poniżej serwujemy kilka aforyzmów wybitnego szkoleniowca:
„Ujek? Był to występ jednego aktora, raczej z kabaretu”, „Czy w klubie jest potrzebny psycholog? Po tym, co się tam ostatnio dzieje, to bardziej psychiatra”, „Jeśli piłkarz jest matołem, to potrzebuje menedżera, a jak jest inteligentny, to sobie sam poradzi”, „Matusiak ma czego żałować, bo jakby został z nami, to byłby mistrzem Polski, a tak to tylko zagrał trzy razy w lidze włoskiej”, „Sukces jest wtedy, gdy się go nie zauważa. W pracy trenera nie ma sukcesów. Na końcu zawsze przegrywa szkoleniowiec”, „Trudno grać nawet czterema napastnikami, gdy nie potrafi się celnie strzelić”.
Nam przypadła do gustu konferencja prasowa po zremisowanym przez Śląsk Wrocław wyjazdowym spotkaniu przeciwko Arce Gdynia. Nie ma co tu się za dużo rozwodzić, pan Orest po prostu skradł show, słuchając pomeczowego komentarza Dariusza Pasieki.
Zauważcie zmiany wyrazu twarzy zasłużonego szkoleniowca. Na początek coś z kategorii: „Na pewno oglądaliśmy ten sam pojedynek?”. Potem, po przesunięciu krzesełka do tyłu, coś z cyklu: „Ciekawe, czy na sali konferencyjnej jest ktoś z rodziny?”. Później zasłanianie twarzy niczym kapłan w konfesjonale przy sakramencie spowiedzi: „Grzeszysz, synu, bardzo grzeszysz”. Odpustu zupełnego za „Orestowanie” trener Pasieka nie otrzymał, ale umówmy się, że darowanie win u proboszcza Lenczyka niemal zawsze graniczyło z cudem. Amen!
Dziady
Jeżeli do tej pory myśleliście, że „Dziady” są dziełem Adama Mickiewicza, to natychmiast spieszymy, aby wyprowadzić Was z błędu. Adam Mickiewicz stworzył zaledwie preludium do wspaniałego poematu innego wybitnego wieszcza współczesności, Grzegorza Skwary. 14 czerwca 2008 roku Raków Częstochowa stracił dwa gole w ostatnich minutach potyczki z Arką Nowa Sól, co przekreśliło szanse częstochowian na awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Wówczas powstał maszynopis „Dziadów” w wersji skróconej na audiobooku.
Po co ubarwiać słowem, że ciemno wszędzie, głucho wszędzie, pierwszej ligi już nie będzie, skoro można wjechać z pełnym rozmachem i rzucić krótko, że „jesteśmy dziadami”? Później poloniści męczą biednych uczniów odwiecznym dociekaniem: „Co autor miał na myśli?”. Otóż, dokładnie to, że niektóre zespoły piłkarskie dziadują na boiskach. Grzegorzowi Skwarze życzymy więcej podobnych sukcesów interpretacyjnych w dziedzinie literatury.
Psy IV: To zła drużyna była
Już w styczniu na ekranach kin zagości trzecia część „Psów” w reżyserii Władysława Pasikowskiego, ale czy będzie to finalna odsłona przygód Franza Maurera? Śmiemy twierdzić, że to nie koniec, a wszystko za sprawą „wku***nia” Radosława Janukiewicza po porażce Pogoni Szczecin w meczu z Olimpią Elbląg. Trochę wody w Wisłoku upłynęło od tamtego czasu, aczkolwiek trzeba przyznać, że Bogusław Linda znalazł godnego następcę.
Z tego miejsca apelujemy do pana Pasikowskiego, żeby rozważył kandydaturę Janukiewicza do czwartej części kultowych „Psów”, ponieważ to naturszczyk, których potrzeba polskiej kinematografii. W geście ogólnego wybaczenia pomińmy niepowodzenie Pogoni z Olimpią, bo parafrazując legendarny film: „To zła drużyna była”.
Detaliczne „bojsko”
Nie chcieliśmy dłużej nękać Tomasza Hajty, lecz nie otrzymaliśmy innego pola manewru. Obiecujemy Wam, że to więcej się nie powtórzy, choć z wachlarzem celnych uwag tego jegomościa niczego nie wykluczamy. Hajto, występując pod koniec piłkarskiej kariery w ŁKS-ie, już zgłaszał poważny akces, żeby w przyszłości partnerować Mateuszowi Borkowi na stanowisku komentatorskim. Poniżej wnikliwa analiza pracy sędziego spotkania Arka Gdynia - ŁKS.
Na bojsku jak w woisku. Nie mamy pojęcia, czy to kwestyja akcentowania, czy też zamierzony zabieg językowy, którego celem jest sprowokowanie profesora Jerzego Bralczyka albo narażenie na utratę słuchu profesora Jana Miodka. W każdym razie, my się poddajemy. Niech będzie „bojsko”. To takie zielone, co zawodnicy uganiają się po nim za piuką, starając się przy okazji pokonać golkjiperów rywala. To są te detale.
Szkodliwość snów wczesnych
Dzisiaj poruszamy trochę wątków filmowych, ale na swoje usprawiedliwienie mamy znamienite postaci polskiego kina, zatem proszę nam wybaczyć. Któż nie kojarzy ikony wielkiego ekranu, Jana Nowickiego, który wsławił się kapitalnymi rolami w takich produkcjach, jak np. „Wielki Szu” albo „Sztos”? Nowicki to również ogromny miłośnik piłki nożnej. Fan stylu gry Grzegorza Krychowiaka oraz tajników główkowania pomocnika naszej kadry narodowej, ale pan Jan odszukał też irytującą wadę u „Krychy”.
Podzielamy cierpienie mistrza Nowickiego dotyczące dbania o zdrowie Krychowiaka. Właściwie nie musimy ani po sobie, ani po nikim, ani po niczym sprzątać, ponieważ pan Jan pozamiatał tym tekstem. Gdy ktoś kiedykolwiek odmówi Wam wspólnej uczty alkoholowej, macie gotową argumentację absencji kompana: „Nie można się z nim niestety napić, bo sku**iel dba o zdrowie i chodzi wcześnie spać”. Majstersztyk!
Probierz trzeźwości
Pozostajemy przy tematyce bliskiej wątrobom 97 procent Polaków (3 pozostałe na odwykach pozdrawiamy), czyli alkohol jest dla ludzi, lecz alkoholizm nie. Michał Probierz od lat uchodzi za polskiego Pepa Guardiolę, faceta charakternego, posiadającego zdolność wstrząśnięcia piłkarzami, ale jak trzeba to i zrugania arbitrów po meczu. Oto najśmielsze sentencje trenera Probierza:
„Trener podpisując kontrakt, w jednej dłoni trzyma długopis, w drugiej walizkę”, „Legia jest topowym klubem, a i tak minimalnie się jej pomaga. To jest przykre. Traktujmy wszystkich równo”, „Nigdy nie podważałem umiejętności Tomasza Frankowskiego, ceniłem jako piłkarza i cenię jako człowieka. Do dziś się spotykamy. Niech pan zapyta, kto tańczył na jego czterdziestce przebrany za księdza!”, „Bramkarz to bardzo dobry, ale słowa, które wypowiedział, oburzające. Polacy są be, ale polskie złotówki najwyraźniej Kuciakowi nie śmierdzą, tak samo jak jego żonie”. I oczywiście jego szlagierowy przebój o whisky:
Wytrawnemu koneserowi szkockiej dziennikarze nie dawali spokoju i zazwyczaj po starciach, w których Jagiellonia Białystok gubiła punkty, pytali go czy tym razem również skusi się na szklaneczkę. Michał wreszcie nie wytrzymał, po czym odparł: „Powinienem chyba znów pier**ć whisky, ale z drugiej strony, gdybym po każdym błędzie sędziowskim to robił, zabrakłoby whisky”. To się nazywa samozachowawczy probierz trzeźwości. Brawo!
One Man Show
Zawsze był najlepszy. Jeśli mnie pamięć nie myli, Krzysztof Stanowski powiedział, że on nie był bajkopisarzem, on był bajarzem. Oczywiście mowa o śp. Pawle Zarzecznym. Nie sposób przywołać wszystkich anegdot, które „One Man Show” zdążył spisać za swojego życia. Na pewno królewscy skrybowie nadal silą się nad zrozumieniem wszystkich złotych myśli popularnego „Pawki”, ale my – tytułem puenty – przytoczymy kilka niezapomnianych cytatów z Zarzecznego:
„To jeszcze nie czas na lizanie się po fi*tach”, „News nie jest wtedy, gdy pies pogryzie człowieka. News jest wtedy, gdy człowiek pogryzie psa”, „Dziś pogrzeb Władysława Bartoszewskiego. O zmarłych dobrze albo wcale. No to wcale”, „Jedyne, czego nauczyli mnie przez ćwierć wieku dziennikarze, to picia wódki. Wszystko inne umiałem wcześniej. Naprawdę”, „Głupia kobieta myśli: grubas, ciągle pije piwo. A mądra zastanawia się, skąd on ma na to piwo”, „Piłka nożna to przecież tylko gra przygłupich chłopców w krótkich majtkach. Dla przygłupich widzów w trochę dłuższych majtkach”, „Piłka nożna to coś, co musiał wymyślić Szatan. Jak może coś tak bardzo cię irytować i zdradzać, co zarazem najbardziej kochasz?”, „W Polsce uczą głupot typu: napastnik musi grać dobrze tyłem do bramki. Tyłem do bramki to ma grać bramkarz!”.
My tu gadu-gadu, a czas antenowy nieubłaganie dobiega końca, więc pokrótce: jakie są Wasze ulubione wtopy, anegdoty, wpadki komentatorskie albo po prostu złote myśli rodem z naszego rodzimego futbolu? Dajcie znać w komentarzach.
Mateusz Połuszańczyk