Sheriff ośmieszył nie tylko Real Madryt. Kopciuszek zamknął usta byłemu piłkarzowi Liverpoolu. "G**no prawda"
“Nie mają tu czego szukać” - mówił po awansie Sheriffa Tyraspol do Ligi Mistrzów były reprezentant Holandii, Dirk Kuyt. Cóż, Panie Kuyt, g**no prawda. Mołdawski (lub naddniestrzański) kopciuszek pokazuje, że w rywalizacji na boisku nie chodzi o markę czy popularność. I przypomina, dlaczego broniliśmy Champions League, krytykując pomysł powstania Superligi.
Niewiele ponad miesiąc temu wielu fanów europejskiego futbolu mogło przecierać oczy ze zdumienia. Mistrz Mołdawii, wywodzący się z przejawiającego separatystyczne ambicje Naddniestrza Sheriff Tyraspol, pewnie wygrał z Dinamem Zagrzeb w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów i pierwszy raz w historii wdarł się do najbardziej prestiżowych rozgrywek Starego Kontynentu. Ekipa z peryferii europejskiego futbolu to kompletna nowość i ogromna ciekawostka - jak się jednak okazuje, pod względem sportowym stać ją na wielkie zaskoczenia.
Po dwóch meczach na koncie mają… sześć punktów. Zdołali pokonać Szachtar Donieck u siebie, a do tego zwyciężyli na Bernabeu. Słowa Kuyta brzmią więc dziś absurdalnie, a u większości kibiców mogą budzić uśmiech pogardy na ustach.
Na przekór krytykom
- Wiem, że Liga Mistrzów to turniej dla mistrzów, ale takie drużyny jak Sheriff Tiraspol nie mają tu czego szukać - mówił eks-zawodnik Liverpoolu na antenie telewizji “RTL7” po awansie ekipy z Naddniestrza. Takimi słowami podsumował postawę zespołu, który pokonał 3:0 w dwumeczu stałego bywalca Champions League, ekipę, która zaledwie kilka miesięcy wcześniej z Ligi Europy wyrzuciła Tottenham Hotspur.
Zresztą Sheriff nie pojawił się znikąd. Od 2009 roku czterokrotnie występował w fazie grupowej “drugich” europejskich rozgrywek. Dwa razy przegrywał w ostatniej rundzie play-offów o awans do Ligi Mistrzów. Może i zabrzmi to kontrowersyjnie, ale wypadał porównywalnie (jeśli nie lepiej) w stosunku do najmocniejszych polskich klubów. W 2017 roku wyrzucał zresztą Legię Warszawa z eliminacji do LE.
I najważniejsze: wywalczył sobie kwalifikację w sportowej rywalizacji, będąc lepszym na boisku od - na papierze - rywala o zdecydowanie większym potencjale. Tego odebrać im nie można, nawet jeśli przyjechali z najbiedniejszego europejskiego kraju. Kuyt zdaje się jednak ignorować ich postawę na przestrzeni ostatniej dekady oraz zapominać, o co tak naprawdę chodzi w piłce nożnej.
To może od razu stwórzmy tę Superligę
Słowa Holendra idealnie oddają ideę powszechnie krytykowanego pomysłu utworzenia zamkniętej Superligi. Rozgrywek dla zespołów niekoniecznie najmocniejszych, ale tych o najbardziej uznanej marce. Finansowych hegemonów, pragnących zapewnić sobie wieczny dostęp do gwarantującego gigantyczne zyski “koryta”, jednocześnie spychając mniej znanych, biedniejszych rywali “drugiej kategorii” w cień.
Ta idea oraz słowa byłego piłkarza Liverpoolu to jasny sygnał, że zespoły podobne Sheriffowi traktowane są jak “drugi sort”. Z góry skazywani na porażkę, uważani za tło dla prawdziwej piłkarskiej rywalizacji, generującej “prawdziwe zyski”. Oczywiście, starcia Paris Saint-Germain z Manchesterem City czy Milanu z Atletico Madryt wygenerują większe dochody z tytułu praw telewizyjnych, lecz w piłce nożnej nie tylko o to chodzi.
I Sheriff swą postawą na murawie to udowadnia. Pomimo statusu kopciuszka i tego, że nikt z nas w niego nie wierzył, zaskakuje. Przekracza granice. Pokazuje Kuytowi, że nawet ci malutcy mają czego szukać na największej europejskiej scenie. Dla ich sympatyków i piłkarzy to życiowa szansa. Czerpią z niej garściami na przekór mniejszości, która miesiąc temu wtórowała 41-letniemu ekspertowi telewizyjnemu.
Mistrz Mołdawii wylądował w grupie z Realem Madryt, Interem Mediolan i Szachtarem Donieck. Taki sam zestaw trafiła rok temu Borussia Moenchengladbach. Już po dwóch seriach gier kopciuszek ma sześć oczek - tyle samo, co Inter po sześciu kolejkach poprzedniej edycji rozgrywek. Wygrał dwa mecze - tyle samo, co wówczas Niemcy i Ukraińcy, o jeden więcej niż Włosi.
Do dorobku “Źrebaków” brakuje im dwóch oczek, a zostały jeszcze cztery spotkania. A czy ktoś powątpiewał 12 miesięcy temu w prawo występów przedstawiciela Bundesligi w Lidze Mistrzów? “Viespile”, czyli “Osy” wcale źle w porównaniu z nimi nie wypadają.
Piękna historia z szemranym tłem
Podopieczni Jurija Wernyduba piszą świetną historię. Ukrainiec przed spotkaniem z Realem Madryt powiedział, że zespół “chce pokazać godny futbol”. Wydawało się, że wcześniejsza wygrana z Szachtarem to już maksimum ich marzeń, że teraz już nikt ich nie zlekceważy. Tymczasem udało im się pokonać “Królewskich” na Santiago Bernabeu.
Zwycięska bramka Sebastiena Thilla z samej końcówki spotkania z pewnością będzie jedną z najpiękniejszych w tej edycji rozgrywek. Historia Jasura Jakszibojewa, który jeszcze miesiąc temu grał w rezerwach Legii Warszawa przeciwko Broni Radom na trzecioligowych boiskach będzie powtarzana zapewne jeszcze długo. I właśnie dla takich momentów walczą w rundach eliminacyjnych te “małe”, mniej znane zespoły.
Nawet jeśli sukcesy Sheriffa budowane są w wątpliwych okolicznościach, bo zespół jest finansowany przez firmę pociągającą za wszystkie sznurki na Naddniestrzu, a została ona założona przez dwóch byłych agentów KGB, to nie można odebrać im tego, że wywalczyli sobie awans do Ligi Mistrzów na uczciwych, sportowych warunkach. I tego nikt nie ma prawa podważać.
Obecny system wydaje się dobry. Dostajemy spotkania wielkich europejskich marek, ale i te mniejsze, zdecydowanie mniej znane zespoły, czasami z peryferii kontynentalnego futbolu, mają swoją szansę. Otelul Galati napsuł niegdyś krwi Manchesterowi United, APOEL Nikozja doszedł do ćwierćfinału Champions League, Legia zremisowała z Realem, Sheriff po dwóch meczach już ustrzelił swój pierwszy wielki skalp.
Mielibyśmy im odbierać szansę na sprawdzenie się z potęgami i udowodnienie, że tacy ludzie, jak Kuyt, się mylą? Sheriff to kolejna drużyna, która udowadnia, że nie ma co słuchać takich słów. Oni mają czego szukać w Lidze Mistrzów. Szukają spełnienia swoich marzeń i drzwi do wielkiej kariery. No i, póki co, ich piękny sen trwa dalej.