Rok temu dołował, teraz był najlepszy w lidze. Wybraliśmy piłkarza i drużynę sezonu w Ekstraklasie
W zakończonym wczoraj sezonie Ekstraklasy wyróżniło się tylu zawodników, że wybór tego najlepszego na przestrzeni całego roku okazał się nie lada wyzwaniem. My je podjęliśmy i tradycyjnie pokusiliśmy się o wskazanie ligowego numeru jeden. Wybraliśmy też “złotą jedenastkę” rozgrywek. Zdominowali ją - całkowicie zasłużenie - piłkarze Legii Warszawa.
Łatwo nie było. Wybór na kilku pozycjach przyprawił nas o spory ból głowy i zmusił do picia kolejnych filiżanek podwójnego espresso. W redakcyjnym gronie trwały żywiołowe dyskusje, zmieniały się koncepcje, plany, pomysły. Zanim w komentarzach zjecie nas żywcem, wspomnimy tylko, że niezwykle blisko wyróżnienia byli choćby Kamil Jóźwiak czy Pedro Tiba, ale ostatecznie bardziej przekonaliśmy się do kandydatur innych zawodników. Dajcie w komentarzach znać, jak Wy to widzicie.
***
Dante Stipica (Pogoń Szczecin)
Chorwat nie potrzebował ani chwili na aklimatyzację w Szczecinie. Do Pogoni dołączył przed rozpoczęciem rozgrywek i zagwarantował drużynie, która ostatnio miewała spore problemy z pozycją bramkarza, oczekiwaną stabilizację w tyłach. Na jesieni bronił fantastycznie, w drugiej połowie sezonu był może mniej efektowny, ale łącznie zanotował aż czternaście czystych kont. Tylko Frantisek Plach z Piasta Gliwice wykręcił minimalnie lepszy rezultat (15). Słowakowi zdarzały się jednak większe pojedyncze wpadki, a do Stipicy trudno się przyczepić za konkretne błędy.
To był w ogóle dobry rok dla wielu golkiperów. Świetnie grali też przecież Matus Putnocky, który ostatecznie rzutem na taśmę trafił na naszą ławkę rezerwowych, a także Dusan Kuciak, Marek Kozioł, Martin Chudy czy - pomimo fatalnej dyspozycji kolegów z defensywy - Pavels Steinbors. Ekstraklasa bramkarzami stoi, szkoda tylko, że głównie zagranicznymi.
Michał Karbownik (Legia Warszawa)
Odkrycie sezonu, a w przyszłości zapewne najdroższy transfer w historii ligi oraz reprezentant Polski. Aleksandar Vuković trafił z szansą dla Karbownika w sam środek tarczy, a Dariusz Mioduski może powoli liczyć miliony euro, które powinny zasilić klubową kasę z tytułu sprzedaży 19-latka. Wkład “Karbo” w grę i wyniki Legii był nieoceniony. Niczym struś pędziwiatr napędzał akcje ofensywne zespołu. Harował od linii do linii, imponował odwagą, dryblingiem, boiskowym luzem i inteligencją. Zaliczył pięć asyst i niezliczoną ilość przemyślanych, istotnych podań. Lepiej się szerszej publiczności przedstawić nie mógł.
Co ważne, naprawdę nieźle sobie radził też w obronie, choć lewa jej strona nie jest jego naturalną pozycją. Udowodnił, że potrafi również zagrać i na przeciwległej flance defensywy, i na boku drugiej linii, a przecież wychował się jako środkowy pomocnik. Będziemy tęsknić za Karbownikiem. Oby mądrze wybrał nowy klub.
Artur Jędrzejczyk (Legia Warszawa)
Po “Jędzy” widać, że jest obrońcą z dużo wyższej półki niż większość ligowych rywali. Razem z Igorem Lewczukiem stworzył bardzo solidny duet defensorów Legii i miał spory udział w zdobyciu tytułu. Reprezentant Polski stał się fundamentem, na którym Vuković mógł swobodnie, z pełnym zaufaniem oprzeć drużynę. Doświadczony piłkarz pokazywał to, z czego znamy go najlepiej - królował w powietrzu, grał zdecydowanie, skutecznie, mądrze się ustawiał i bezbłędnie dyrygował kolegami. W takiej formie spokojnie może spędzić przy Łazienkowskiej kolejne kilka lat w roli lidera obrony.
Jakub Czerwiński (Piast Gliwice)
O Czerwińskim właściwie moglibyśmy w dużej mierze powiedzieć to samo, co o Jędrzejczyku. Siła, siła i jeszcze raz siła, twarda i skuteczna gra, multum ważnych interwencji, znakomite dowodzenie partnerami z defensywy. Piast zakończył sezon z najmniejszą liczbą straconych goli i pokusimy się o stwierdzenie, że większy wkład w ten sukces miał właśnie Czerwiński, a nie Frantisek Plach. I to nawet pomimo kontuzji, która wykluczyła go z kilkunastu spotkań.
Przy byłym piłkarzu Pogoni i Legii nawet przeciętny wcześniej Uros Korun wyglądał jak stoper z prawdziwego zdarzenia. Waldemar Fornalik nie odczuł utraty Aleksandara Sedlara - “Czerwo” naturalnie wszedł w buty generała armii defensywnej gliwiczan. Nie zdziwimy się, jeśli Jerzy Brzęczek powoła piłkarza Piasta do kadry w roli rezerwowego środkowego obrońcy. Bo właściwie czemu by nie?
Marko Vesović (Legia Warszawa)
W drugiej części sezonu “Veso” grał tak, że śmiało pretendował do miana najlepszego zawodnika Ekstraklasy. Czarnogórzec kiepsko, jak zresztą cały zespół, rozpoczął sezon, ale gdy już wszedł na obroty, to z miejsca wyglądał na tle naszej pół-poważnej ligi jak Pan Piłkarz. Gol, cztery asysty i - tak jak w przypadku Karbownika - dziesiątki napędzonych ataków z bocznej strefy.
Vesović był i efektowny, i efektywny, a przede wszystkim niezwykle pożyteczny dla zespołu. Kto wie, czy gdyby nie bardzo poważny uraz, który wykluczy go z gry nawet do końca 2020 r., po 28-latka nie zgłosiłby się mocniejszy europejski klub. Doceniamy ofensywnego defensora Legii i życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia. Z nim na boisku Ekstraklasę ogląda się przyjemniej.
Damjan Bohar (Zagłębie Lubin)
Aż trudno uwierzyć, że skrzydłowy jedenastego zespołu Ekstraklasy przez cały sezon zdobył piętnaście goli i dołożył do tego pięć asyst. W klasyfikacji kanadyjskiej Bohar przegrał tylko z dwoma napastnikami - Christianem Gytkjaerem oraz Igorem Angulo. “Miedziowi” stawiali zazwyczaj na futbol mocno ofensywny, co ostatecznie nie wyszło im na dobre, ale Słoweniec mógł dzięki temu pokazać pełnię swoich umiejętności. Strzelał więc z dystansu, z bliższej odległości, a zdarzyło się też mu skutecznie wykonać jedenastkę pod nieobecność Filipa Starzyńskiego.
Nic dziwnego, że Bohar myśli o kolejnym kroku w karierze. Kontrakt skrzydłowego wygasa co prawda w czerwcu 2021 roku, ale agent piłkarza Ivica Vrdoljak poinformował już, że jego podopieczny go nie przedłuży. Zagłębie może więc mieć jedną z ostatnich okazji na zarobek. Mówi się m.in. o zainteresowaniu ze strony Legii.
Domagoj Antolić (Legia Warszawa)
Jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń tego sezonu. Antolić trafił do Warszawy zimą 2018 roku, ale przez długi czas zdecydowanie rozczarowywał. Przebudził się dopiero w ostatnich miesiącach, stając się niekwestionowanym liderem środka pola klubu z Łazienkowskiej. Dobry w odbiorze, rozegraniu, regulowaniu tempa gry, a momentami groźny także w ofensywie. Jego bilans to trzy gole, pięć asyst, 59 kluczowych podań.
Wydawało się, że w tej formacji rządzić będzie Andre Martins, a tymczasem to właśnie Chorwat usiadł za kierownicą, zapewniając Legii odpowiedni balans w grze. Dzięki niemu bardziej ofensywnie nastawieni piłkarze mieli więcej swobody. Zaryzykujemy tezę, że bez wychowanka Dinama Zagrzeb nie byłoby tytułu dla Legii.
Dani Ramirez (ŁKS/Lech Poznań)
Dopóki Hiszpan zakładał jeszcze koszulkę ŁKS-u, beniaminek mógł łudzić się, że powalczy o utrzymanie. Ramirez był motorem napędowym spadkowicza. W dwudziestu rozegranych spotkaniach zdobył sześć bramek i dołożył do tego cztery asysty. Zimą zdecydował się jednak na transfer do Lecha Poznań.
ŁKS bez niego kompletnie się zatracił we wszystkich słabościach, a “Kolejorz” zyskał niezwykle istotnego zawodnika do linii pomocy. Ramirez niemal z miejsca stał się jednym z ważniejszych piłkarzy w układance Dariusza Żurawia. Do końca sezonu zagrał w 16 ligowych spotkaniach. Bilans? Cztery gole i sześć asyst. W klasyfikacji kanadyjskiej uplasował się ostatecznie na 7. miejscu. Zaliczył też imponujące 95 kluczowych podań (więcej mieli ich tylko Filip Starzyński oraz Dominik Furman) i stworzył kolegom 16 sytuacji, co pod tym względem dało mu trzecią pozycję w ligowej stawce.
Na sprzedaży Darko Jevticia i zakontraktowaniu Ramireza klub z Bułgarskiej wyszedł z pewnością na plus. Hiszpan nie tylko strzela i asystuje, ale jest też jednym z tych piłkarzy, których ogląda się z dużą przyjemnością. Jak przystało na człowieka z Półwyspu Iberyjskiego.
Paweł Wszołek (Legia Warszawa)
Kibice Legii mogą dziękować włodarzom klubu, że ci w trakcie sezonu zdecydowali się ściągnąć Pawła Wszołka. Póki go nie było, “Wojskowi” kręcili się w okolicy środka tabeli. Później jednak były (?) reprezentant Polski na dobre rozruszał prawą flankę, dzięki czemu legioniści zaczęli regularnie punktować. W 25 rozegranych spotkaniach Wszołek strzelił sześć goli i zaliczył aż dziewięć asyst.
Chociaż nie grał przez pierwsze dziesięć kolejek, zdążył później stworzyć kolegom 15 okazji bramkowych - najwięcej wśród piłkarzy Legii. Miewał jeszcze przestoje, ale zdecydowanie częściej można było go po meczach chwalić. Jeśli utrzyma taką dyspozycję, być może wróci jeszcze do polskiej kadry.
Jorge Felix (Piast Gliwice)
Złote medale z poprzedniego sezonu Piast Gliwice zamienił tym razem na te brązowe. Wtedy w ekipie Waldemara Fornalika rządzili głównie Joel Valencia i Jorge Felix. Tego pierwszego od roku nie ma już w drużynie, a drugi dalej imponuje formą. Zdobył w minionej kampanii aż 16 bramek, dokładając do tego trzy asysty. Więcej punktów w klasyfikacji kanadyjskiej zgromadzili tylko Gytkjaer, Angulo i Bohar. Wiemy jednak, że w przeciwieństwie do pierwszej dwójki, Felix nie jest najwyżej ustawionym zawodnikiem swojego zespołu. Tym bardziej więc jego liczby robią duże wrażenie.
W przyszłym sezonie Hiszpana najprawdopodobniej nie zobaczymy już w Gliwicach. Jego świetna dyspozycja nie uszła uwadze innych klubów. Podobno na stole leży lukratywna oferta z Bliskiego Wschodu, a chrapkę na Felixa mają też m.in. Legia czy Cracovia.
Christian Gytkjaer (Lech Poznań)
Kolejny piłkarz, który żegna się z Ekstraklasą. Gytkjaer na odchodne zdobył dwie bramki w meczu z Jagiellonią, a przez cały sezon trafił do siatki aż 24 razy. Uzbierał też dwie asysty. Chociaż miewał spotkania, gdy przechodził całkowicie obok gry, w ostatecznym rezultacie trzeba mówić o znakomitym roku Duńczyka. Zaczął od dwóch trafień w rywalizacji z Wisłą Płock, skończył na dublecie przeciwko ekipie z Białegostoku. Odpowiednia klamra.
Gytkjaer został oczywiście królem strzelców ligi i najlepszym zawodnikiem w klasyfikacji kanadyjskiej. Teraz przy Bułgarskiej zastąpić ma go Mikael Ishak, który podobnie jak w przeszłości Duńczyk, przychodzi do Poznania z 2. Bundesligi. Na pewno jednak “Kolejorz” odczuje brak lidera ofensywy. 65 goli w 119 rozegranych meczach to nie byle jaki dorobek.
***
Na ławce rezerwowych umieściliśmy - zgodnie z aktualnymi wytycznymi ligi - dziewięciu piłkarzy, z których przynajmniej kilku, jak Tiba, Luquinhas, Gwilia czy Jóźwiak, równie dobrze mogłoby zagościć w wyjściowej jedenastce. Mamy tego pełną świadomość. Konkurencja na ich pozycjach była w tym sezonie jednak wyjątkowo silna.
Matus Putnocky (Śląsk Wrocław)
Alan Czerwiński (Zagłębie Lubin)
Lubomir Satka (Lech Poznań)
Pedro Tiba (Lech Poznań)
Luquinhas (Legia Warszawa)
Walerian Gwilia (Legia Warszawa)
Przemysław Płacheta (Śląsk Wrocław)
Kamil Jóźwiak (Lech Poznań)
Igor Angulo (Górnik Zabrze)
PIŁKARZ SEZONU - Domagoj Antolić
Nie zgadzamy się z werdyktem kapituły Ekstraklasy, która wybrała najlepszym piłkarzem sezonu Jorge Felixa. Naszą wirtualną statuetkę przekazujemy w ręce Domagoja Antolicia, co częściowo uzasadniliśmy wyżej. Bez chorwackiego pomocnika Legii trudno byłoby odzyskać mistrzostwo Polski, a z uwagi na jego pozycję, nie możemy patrzeć tylko i wyłącznie na dorobek bramek i asyst. Jego kompani grali na fortepianie, który były piłkarz Dinama Zagrzeb z gracją i bez błędów nosił. Bez dwóch zdań Antolić zasłużył na to wyróżnienie.