Puchar Narodów Afryki w środku wojny domowej. "Nie pozwoliłbym rozgrywać tam meczów" [NASZ WYWIAD]
W niedzielę w Kamerunie rozpocznie się Puchar Narodów Afryki. Dwukrotnie przekładany turniej zostanie zorganizowany w środku sezonu, ale największym zagrożeniem dla zdrowia zawodników i kibiców nie będzie pandemia koronawirusa, tylko wojna domowa, jaka ma miejsce w zbuntowanej części kraju, gdzie zaplanowano rozgrywanie meczów. - To jeden z gorętszych punktów na mapie Afryki - słyszymy.
MACIEJ ŁUCZAK: "The Athletic" sytuację polityczną w Kamerunie nazwał znacznie większym zagrożeniem dla turnieju niż pandemię Covid-19. Zgadza się pan z takim stwierdzeniem, czy jest ono trochę na wyrost?
MACIEJ ŁUCZAK: "The Athletic" sytuację polityczną w Kamerunie nazwał znacznie większym zagrożeniem dla turnieju niż pandemię Covid-19. Zgadza się pan z takim stwierdzeniem, czy jest ono trochę na wyrost?
JĘDRZEJ CZEREP, analityk ds. Afryki Subsaharyjskiej Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Nie, to na pewno nie jest stwierdzenie na wyrost. To kraj, w którym od 2017 roku trwa wojna domowa, w której szacuje się, że zginęło kilka tysięcy osób, między 500 a 700 tysięcy musiało opuścić swoje domy, a łącznie ucierpiało około pięciu milionów. To jeden z gorętszych punktów na mapie Afryki.
Z czego wynika ten konflikt? Jak to się zaczęło i o co w nim chodzi?
Żeby to wyjaśnić, musimy się cofnąć. Kamerun jako niepodległe państwo powstał z dwóch części, jednej pod zarządem francuskim, a drugiej pod zarządem brytyjskim. W tych drugich upowszechniła się znajomość języka angielskiego. W momencie, gdy powstawało państwo Kamerun, to anglojęzyczni obywatele obawiali się, że staną się małą mniejszością, której odrębność nie będzie respektowana. Tam zawsze były nastroje separatystyczne, istniał ruch niepodległościowy, który chciał utworzenia własnego państwa. To narastało i parę lat temu doszło do proklamowania przez radykalne ruchy własnego państwa. Wszystko działo się w 2017 roku, a kraj miał się nazywać Ambazonia.
Czy to państwo w jakikolwiek sposób funkcjonuje?
W rzeczywistości nie. Miało swój rząd, pierwszego prezydenta, którego potem skazano na dożywocie, ale to był taki trochę wirtualny twór. Przywódcy Ambazonii szybko stali się wrogami Kamerunu. Błyskawicznie zostało tam wysłane wojsko do spacyfikowania sytuacji. Druga strona nie pozostawała dłużna i atakowała siły państwowe. Z biegiem czasu to się wszystko zdegenerowało. Obecnie obie strony stosują terror wobec ludności cywilnej. Separatyści używają metod terrorystycznych. Porywają dla okupu, podkładają bomby. Wybuchały one w miejscowościach, w których będą rozgrywane mecze Pucharu Narodów Afryki bądź będą tam stacjonowały reprezentacje.
W kontekście zagrożenia mówi się głównie o mieście Limbe.
Tak, tam będą rozgrywane mecze. Natomiast jest też miasto Buea, gdzie zakwaterowane będą drużyny. W listopadzie wybuchły tam dwie bomby, a w Limbe w ubiegłym tygodniu dokonano zamachu w restauracji z fast foodem. To było odczytane jako ostrzeżenie do drużyn narodowych, które tam przyjadą. Separatyści mieli też wysyłać listy do poszczególnych federacji z informacją o zagrożeniach.
Czy te groźby są realne?
Tak, dlatego, że sprawa Ambazonii w dużym stopniu jest przegrana. Ruch separatystyczny został stłumiony, trwa próba załagodzenia sytuacji, ale zawsze znajdą się niezadowolone, radykalne jednostki. W tych prowincjach trwają regularnie strajki, akcje nieposłuszeństwa. W jeden z dni tygodnia młodzież nie przychodzi do szkół. Manifestowanie niechęci wobec państwa cały czas się dzieje.
Dlaczego Kamerun organizuje mecze, a także pozwala na zakwaterowanie zespołów właśnie w tych miejscach zapalnych?
Myślę, że to chęć zamanifestowania publicznie, że cały kraj jest bezpieczny. Natomiast są świadomi, że tam może dojść do wielu nieciekawych rzeczy. Już kilka miesięcy temu na stadionach służby specjalne ćwiczyły akcje odbijania zakładników.
Jak oceniać profesjonalizm tych służb? Są w stanie zabezpieczyć tak duże wydarzenie?
To kraj rządzony silną ręką. Od 1981 roku w Kamerunie jest ten sam prezydent, Paul Biya. Przy niektórych wyborach były spore wątpliwości czy wygrywał uczciwie, ale to nie jest twarda dyktatura. Kamerun w dużym stopniu opiera się na służbach siłowych. Zanim pojawił się problem z Ambazonią to zmagał się z Boko Haram. Ze strony służb specjalnych będzie to wyglądało profesjonalnie. Jeśli zdarzyłaby się kryzysowa sytuacja, wzięcie zakładników, podłożenie bomby, to możemy się czuć tak samo spokojni jak np. w Polsce.
To państwo dość sprawne, od tygodni trwają też masowe aresztowania i łapanki ludzi, którzy mogliby być zagrożeniem. To będą miejsca bardzo silnie obsadzone przez policję. Nie będzie atmosfery luzu, święta futbolu, w którym kibice mogą się cieszyć meczami. Raczej na każdym kroku obecne będzie wojsko, policja.
Czy zatem jest pan zdziwiony, że Kamerun dostał zgodę na organizację Pucharu Narodów Afryki? Czy sytuacja tam nie rożni się bardzo od innych państw, bo prawie wszędzie moglibyśmy znaleźć problemy.
Dla mnie to jest rzecz zaskakująca. To nie jest kraj, który wybrałbym na gospodarza, a już na pewno nie pozwoliłbym rozgrywać meczów w tej części kraju, w której trwa ostry konflikt, w którym giną ludzie. Jest znacznie więcej miejsc spokojnych. W Afryce nie ma aż tylu konfliktów zbrojnych, może często o nich słyszymy i budujemy sobie taki obraz, ale tak to nie wygląda. Większość państw jest spokojnych i można by znaleźć miejsce, które byłoby mniej ryzykowne.
Nie można też zapominać o covidzie. Jak Kamerun z tym sobie radzi?
Nie jest ani lepszy, ani gorszy niż pozostałe państwa afrykańskie. To region, w którym dostępność szczepionek jest niska. Średnio zaszczepione jest około 7-8 proc. ludności. Covid nie zbiera tam dużego żniwa. Nie do końca wiadomo dlaczego, ale w Afryce niewiele jest ciężkich przypadków, niewiele osób umiera. Być może związane to jest z odpornością, którą nabywa się w związku z innymi chorobami zakaźnymi, które tam występują. Być może też z klimatem lub innymi czynnikami. To nie jest region bardzo mocno dotknięty covidem. Biorąc pod uwagę obecne liczby zakażeń w państwach zachodnich, to wyjazd tam nie wiąże się z dodatkowym ryzykiem.