Przetarł szlaki mistrzom świata, od 39 lat leży w śpiączce. Przerażająca historia byłego piłkarza PSG

Przetarł szlaki mistrzom świata, od 39 lat leży w śpiączce. Przerażająca historia byłego piłkarza PSG
Bruno - Na Proa da Vida/shutterstock.com
Jeden moment może zmienić całe życie. Gdy były reprezentant Francji Jean-Pierre Adams zakończył karierę piłkarską, chciał wyleczyć trapiące go kolano. To miała być rutynowa operacja, nieskomplikowany zabieg. Ale przez błąd lekarza Francuz zapadł w śpiączkę. Nie obudził się od 39 lat.
To historia niezawinionego cierpienia, wielkiego bólu i tęsknoty. Adams po zawieszeniu butów na kołku rozpoczął kurs trenerski. Żył i oddychał futbolem, jednak więzadła w prawej nodze nie dawały mu spokoju. Chciał raz na zawsze rozwiązać uciążliwy problem bólu. 17 marca 1982 r. do szpitala im. Edouarda Herriota wchodził jako energiczny 34-latek, mąż i ojciec dwójki dzieci. Opuścił placówkę w stanie wegetatywnym.
Dalsza część tekstu pod wideo

COszMAr

Operacja miała miejsce w Lyonie. Pech chciał, że większość szpitali we Francji wówczas strajkowała. Lekarze walczyli o własne dobro, a ci którzy akurat zostali na stanowisku, byli przytłoczeni obowiązkami. Doktor wyznaczony do operacji Adamsa zajmował się jednocześnie ośmioma pacjentami. Anestezjolog popełnił błąd, który zmienił, a właściwie zatrzymał życie byłego piłkarza.
Źle podłączono rurkę, która miała wentylować organizm Adamsa. Tak naprawdę zablokowano tlenowi drogę do płuc, co doprowadziło do katastrofalnych uszkodzeń mózgu. Przez kilka minut Francuz nie mógł oddychać. Doszło do zatrzymania akcji serca. Nieświadoma niczego żona, Bernadette, czekała w domu. Gdy po kilku godzinach od planowanego rozpoczęcia operacji nie otrzymała żadnego telefonu od męża czy lekarza, sama dodzwoniła się do szpitala. Usłyszała krótki komunikat: “Niech pani natychmiast przyjedzie”. Ze szpitala nie wyszła przez następnych pięć dni. Jean-Pierre spędził tam piętnaście miesięcy.
- Nie sprostałem zadaniu, które mi powierzono - przyznał lekarz po latach już na sali sądowej.
Proces trwał prawie 12 lat. Anestezjolog oraz asystent zostali uznani za winnych. Kara? Miesiąc pozbawienia wolności w zawieszeniu i grzywna w wysokości około 750 euro. Za to, że Jean-Pierre Adams od 39 lat nie jest w stanie zrobić jednego kroku, wypowiedzieć żadnego słowa, uśmiechnąć się. Przerwano życie, które dotychczas układało się niemal idealnie.

Skała

Adams przyszedł na świat w Dakarze. Jego wujek grał w słynnym senegalskim klubie ASC Jeanne d’Arc. Młody Jean-Pierre również chciał rozpocząć karierę sportową, jednak najpierw musiał skupić się na edukacji. Rodzina wysłała go do Francji, gdzie wstąpił do katolickiej szkoły. Każdą chwilę po zajęciach spędzał na boisku. Początkowo występował na pozycji napastnika, chciał strzelać gole, być gwiazdą, ale ostatecznie przesunięto go na środek obrony.
Mierzył tylko 178 cm, lecz poradził sobie dzięki niesamowitej sile, sprawności fizycznej i hartowi ducha. Po francusku słowo “pierre” oznacza “kamień”. Jean-Pierre Adams zgodnie z nazwiskiem był silny niczym skała. W College Saint-Louis nazywano go także “Białym Wilkiem”. Jako jeden z niewielu czarnoskórych w tamtych czasach zyskał sobie należyty szacunek. Niezłomny charakter doprowadził go do zawodowstwa. Dobrze zapowiadającą karierę mogły przerwać dwa tragiczne zdarzenia. Najpierw Jean-Pierre doznał poważnej kontuzji kolana, później uczestniczył w wypadku samochodowym, w którym zginął jego przyjaciel, Guy Beadout. Ale on się nie poddał. Wychodził z założenia, że co go nie zabije, to wzmocni.
W trakcie odbywania obowiązkowej służby wojskowej zapisał się do drużyny piłkarskiej w swoim korpusie. Prezentował się tak znakomicie, że polecono go do pierwszoligowego Nimes. Tam zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej we Francji. W 1972 r. zespół z utalentowanym stoperem nieoczekiwanie zajął drugie miejsce w Ligue 1, najwyższe w historii klubu. To otworzyło Adamsowi drogę do reprezentacji “Trójkolorowych”. Francuz senegalskiego pochodzenia tworzył duet wraz z Mariusem Tresorem. Ich jakość, nieustępliwość i ogromny talent sprawiły, że zyskali miano “Garde Noir”, czyli “Czarnej Straży”. Franz Beckenbauer przyznał na łamach magazynu “Onze”, że Adams i Tresor tworzyli wtedy jeden z najlepszych bloków defensywnych w całej Europie.
Obaj przetarli także szlaki innym piłkarzom z afrykańskimi korzeniami. W 1998 r. Francuzi sięgnęli po mistrzostwo świata z Marcelem Desaillym, Lilianem Thuramem czy Patrickiem Vieirą w składzie. Oni nie urodzili się w cieniu Pól Elizejskich czy w malowniczej Prowansji. Pochodzili z Senegalu, Ghany i Gwadelupy. I kto wie, jak wyglądałaby teraz reprezentacja Francji, gdyby nie Jean-Pierre Adams, który jako jeden z pierwszych czarnoskórych wywalczył sobie prawo gry u boku białych.
Stoper występował jeszcze w drużynie Nantes, gdzie m.in. pomógł wyeliminować Barcelonę z Pucharu UEFA, a później trafił do PSG. We francuskiej ekstraklasie rozegrał prawie 150 spotkań. W rozgrywkach 1975/76 został wybrany do najlepszej XI sezonu Ligue 1. Gdy skończył 30. urodziny, naruszone kolano dało o sobie znać. Adams miał problem z regularną grą i zawiesił buty na kołku w wieku 33 lat. Niedługo później zdecydował się poddać feralnej operacji.

Wierna jak Penelopa

Gdy Bernadette Adams przybyła do szpitala, spytano ją o zgodę na odłączenie aparatury, która podtrzymywała życie Jean-Pierre’a. Kobieta nawet nie chciała o tym słyszeć. Wystarczyło, że lekarze postawili jej ukochanego męża nad przepaścią. Nie chciała, by na deser pchnięto go w ramiona śmierci. Kiedy po ponad roku Adams został wypisany ze szpitala, zaproponowano, aby umieścić go w domu starców. Bernadette znów odmówiła. Zaopiekowała się nim w domu. Robi to od prawie czterech dekad.
- Mam wrażenie, że czas zatrzymał się 17 marca 1982 r. - przyznaje żona.
- Oddycha sam, bez pomocy specjalistycznych sprzętów. Kiedy idzie spać, zamyka oczy, a gdy się budzi, to je otwiera. Jest tu, ale jednocześnie go nie ma. Nie może tego wyrazić, ale wciąż żyje - zapewniała w reportażu stacji “RTL”.
Bernadette Adams codziennie wstaje o 7:00 i do wieczora, a czasem do nocy, zajmuje się mężem. Ani przez moment nie pomyślała o eutanazji. Dba, aby dzieci przynosiły Jean-Pierre’owi prezenty z okazji świąt Bożego Narodzenia czy Dnia Ojca. Kluby, w których występował Francuz. wspomagają ją finansowo. “Dom pięknego śpiącego sportowca” - takim mianem Bernadette określa miejsce, w którym żyje. W materiale “CNN” przyznała, że obawia się jedynie o to, że umrze przed mężem. Kto się wtedy nim zaopiekuje? Kto po 39 latach zastąpi kobietę, która trwa przy łóżku Jean-Pierre’a w nadziei na przebudzenie. Na powrót do życia. Tego prawdziwego. Tego, które zatrzymało się 39 lat temu.
Robin Williams w znakomitym filmie pt. Przebudzenia wypowiada przejmującą kwestię, która podsumowuje żywot ludzi w śpiączce:
- Duch człowieka jest silniejszy od najsilniejszych leków. To jego trzeba karmić pracą, zabawą, przyjaźnią, rodziną. To są sprawy istotne i właśnie o nich zapomnieliśmy.

Przeczytaj również