Przede wszystkim fenomen sportowy. Później postać telewizyjna. Trudna droga Żyły na szczyt. "Swoje odcierpiał"
Nie miał opinii wielkiego talentu. W wieku 20 lat był 55. skoczkiem na świecie i nie łapał się do finałowej serii zawodów mistrzowskich. A teraz dokonał wydawałoby się niemożliwego, drugi raz z rzędu zdobywając mistrzostwo świata. Piotr Żyła jest po prostu fenomenem. Przede wszystkim na skoczni, nie poza nią.
Piotr Żyła latami pracował na miano drugiego, po Kamilu Stochu, najbardziej rozpoznawalnego polskiego skoczka ery “post-Małyszowej”. Nie tylko za sprawą popisów w powietrzu. Dla przeciętnego widza - bardziej przed kamerą. Jego barwne i kultowe wywiady stały się nieodłącznym elementem transmisji oglądanych przez miliony kibiców. Śmiem twierdzić, że tysiące Polaków prędzej kojarzyły go z tego, co robił po wylądowaniu w rozmowie z mediami niż stricte w locie. Wszak urodzony w Cieszynie barwny zawodnik błyskawicznie kupił tłumy niepowtarzalnym stylem wypowiedzi, zarażając pozytywnym podejściem i ekspresyjną radością po sukcesach. Na te musiał jednak sporo się naczekać. Dziś to utytułowany skoczek na ustach wszystkich. Ale Żyła przeszedł bardzo wyboistą drogę, by obecnie, w wieku 36 lat, szczycić się tytułem dwukrotnego mistrza świata.
Nie był przecież “diamentem” skazanym na sukces. Zresztą o żadnym z polskich czołowych zawodników nie można tak powiedzieć. Żaden z nich bez mnóstwa ciężkiej pracy nie doszedłby do sukcesów. Niemcy, Słowenia, Austria, Norwegia - wszystkie te topowe kraje miały skoczków, którzy jako nastolatkowie święcili poważne sukcesy międzynarodowe. Generacyjne talenty zachwycały tłumy, błyszcząc już w wieku juniorskim. Ale nie on. Nie Piotr Żyła. Ten, jak zwykle, szedł własną ścieżką, wybrał swoją drogę. Wszedł na szczyt na około.
Na Mistrzostwach Świata Juniorów w 2005 r. był 13. Przegrał z wieloma osobami, które następnie nie zrobiły żadnej sensownej kariery. Wyprzedziły go takie nazwiska jak zwycięzca Joonas Ikonen, Arthur Pauli, Petr Czadajew, Mark Krauspenhaar, Daniel Lackner czy Erik Simon. Z dwunastki przed nim jedynie Kamil Stoch zaszedł dalej.
W wieku 20 lat Żyła zajął 55. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Dwa lata później był 81. 23. urodziny świętował w trakcie sezonu zakończonego bez jakiegokolwiek pucharowego punktu. Jako 24-latek znowu wylądował w szóstej dziesiątce. Sporo mniej wytrwałych na jego miejscu rzuciłoby te skoki w cholerę. Mnóstwo ciekawych, rokujących zawodników odstawiało narty do szafy, gdy okazywało się, że poważne skakanie nie jest dla nich. “Wiewiór” szedł jednak do przodu.
Fakt, trochę mu to zajęło. 19 z 22 osiągniętych miejsc na podium Pucharu Świata zdobył dopiero po trzydziestce. W Turnieju Czterech Skoczni kolejno zajmował pozycje: 40., 39., 23., 34., 19. i 64. Przełamał tę passę drugą lokatą w sezonie 2016/17. Nie był też “królem lata”, jak mnóstwo konkurentów, którzy szaleli na Letnim Grand Prix, by zimą odstawać od najlepszych. Wygrał raptem jeden konkurs LGP, już w 2018 r., gdy pokonał rywali w szwajcarskim Einsiedeln.
Swoje też odcierpiał na mistrzostwach świata. Najpierw za sukces mógł uznać kwalifikację do drugiej serii. Później do czołowej dziesiątki. Warto było czekać. Zobaczmy chronologicznie, jak mu szło na tej cyklicznej imprezie.
2007, Sapporo: 35. i 42. miejsce
2009, Liberec: brak udziału
2011, Oslo: 19. i 21.
2013, Predazzo: 23. i 19.
2015, Falun: 33. i 9.
2017, Lahti: 19. i 3.
2019, Seefeld: 19. i 33.
2021, Oberstdorf: 1 i 4.
2023, Planica: 1. i …?
2009, Liberec: brak udziału
2011, Oslo: 19. i 21.
2013, Predazzo: 23. i 19.
2015, Falun: 33. i 9.
2017, Lahti: 19. i 3.
2019, Seefeld: 19. i 33.
2021, Oberstdorf: 1 i 4.
2023, Planica: 1. i …?
Krok po kroku Żyła “doskakał” się po złoto. Tym większy szacunek, że zrobił to dwukrotnie. I to jeszcze w jakim stylu. Gdy po pierwszej serii rozegranego w ostatnią sobotę konkursu zajmował 13. miejsce, sam nie sądził, że obroni tytuł. Że znów zadziwi świat.
- Nie pamiętam tego skoku (...) Sam nie wiem, to był dziś mój dzień, ale po pierwszym skoku pomyślałem sobie: O Jezus Maria, nic z tego nie będzie. Nie wiem, czy to dziś to do mnie dotrze, czy będę w stanie funkcjonować dziś - mówił na gorąco w “Eurosporcie”.
Polscy skoczkowie co rusz udowadniają, że metryka nie przeszkadza im w osiąganiu sukcesów. Żyła znowu został najstarszym mistrzem świata w historii. I nie wygląda na kogoś, komu w głowie emerytura. Szczególnie, że są jeszcze jedne, prestiżowe zawody, z którymi ma rachunki do wyrównania. To igrzyska, gdzie indywidualnie startował trzykrotnie, zajmując kolejno 34., 21. i 18. miejsce. W 2018 Stefan Horngacher nie wystawił go do rywalizacji ani razu. W 2026, we Włoszech, Żyła będzie niespełna rok przed czterdziestką. Nos nam podpowiada, że broni nie złoży. To byłaby piękna klamra tej szalonej kariery. Kariery przede wszystkim fantastycznego skoczka, fenomenu sportowego. I o tym jak najczęściej trzeba przypominać. W wywiadach “Pieter” sam się obroni.