Warta miliony "drużyna duchów" z legendarnej gry. Jeden wcale nie istniał, drugi klepie biedę
Seria Football Managera oraz jego protoplasty, Championship Managera stworzyła wielu zaskakujących bohaterów. Bardziej współczesne edycje cechuje dokładność w nakreślaniu karier przyszłych talentów, te wcześniejsze, no cóż… często wirtualne sukcesy “diamentów” były tymi jedynymi. Przyjrzyjmy się gwiazdom, które świeciły, ale tylko na ekranach komputerów.
Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie próbował swoich sił w popularnych menadżerach. Doprowadzenie ukochanej polskiej drużyny do finału Ligi Mistrzów albo stworzenie “potwora” z angielskiego szóstoligowca? No jasne. Football Manager spod ręki Sports Interactive to arcydzieło. Szefostwo firmy informuje, że w dobie ogólnoświatowego siedzenia w domu, gra z dnia na dzień bije kolejne rekordy zainteresowania.
My zaś zabieramy was w podróż w przeszłość. Do edycji kultowej, która wielu graczy starszego pokolenia pochłaniała na długie, długie dni. Championship Managera 2001/2002. Jego fenomen zrozumieją tylko ci, którzy klikali przed monitorem, kreując na światowe gwiazdy piłkarzy, którzy w normalnych warunkach nie mieli na to szans. Pamięć po nich pozostała jednak do dziś.
CHERNO SAMBA
Cherno Samba miał jeden cel. Być najlepszym strzelcem Premier League wszech czasów. W Championship Managerze 01/02 osiągał status legendy chyba na każdym sejwie, dzięki wyposażeniu go w fenomenalne atrybuty i możliwość wykupienia za okazyjną cenę przez każdy średnio zamożny klub. Na boisku w świecie rzeczywistym nie przejawiał jednak większych zdolności.
Piłkarz w późniejszych latach przyznawał, że sława CM-a “prześladowała” go przez całą karierę, a rywalizujący z nim koledzy wręcz pokładali się ze śmiechu z tego powodu.
- Kiedy miałem kontrakt z Plymouth i pewnego dnia na treningu wywaliłem piłkę gdzieś na parking, zamiast wcelować do bramki, trener Barry Hayles podszedł do mnie i powiedział: K***a, do diabła, Cherno! Nie po to cię kupiłem w menedżerku! - mówił w wywiadzie dla “Daily Mirror”.
Od tamtego czasu Gambijczyk dał sobie spokój ze sportem i zaczął współpracować z twórcami gry. Bierze udział w ich kampaniach reklamowych, napisał autobiografię. Bryluje też na Twitterze ze zgrabnym opisem “Championship Manager legend”.
TONTON ZOLA MOUKOKO
Sensacja w wirtualnym świecie, pogubiony w rzeczywistości. Cyferki na monitorze nie mogły się przecież mylić: kultowy, obdarzony wielkim talentem playmaker nawet sam siebie porównywał do Leo Messiego. A jednak zniknął z radarów zanim skończył dwadzieścia lat.
Urodzony w Kinszasie w Kongo stracił obojga rodziców w wieku 10 lat i przeprowadził się do Szwecji, aby zamieszkać ze swoim starszym bratem, Fedo. To właśnie w Skandynawii zaczął objawiać się jego piłkarski talent. Postępy w sztokholmskim Djurgarden zainteresowały takie kluby, jak AC Milan, Empoli i Bologna, ale 15-latek ostatecznie wybrał Derby County. Jego świetne występy dla drużyn młodzieżowych “Baranów” zapewniły mu miejsce w bazie danych Championship Managera i atrybuty przyszłej gwiazdy.
- To było bardzo dziwne - mówił w reportażu BBC. - Graliśmy jakiś towarzyski mecz z trzecioligową drużyną, a wokół mnie pojawiło się mnóstwo ludzi z prośbą o autograf. Dopiero później wytłumaczono mi, o co chodzi - wspominał.
Śmierć starszego brata oznaczała, że futbol zszedł na drugi plan, nim jeszcze kopnął piłkę w pierwszej drużynie. Po dwóch latach bez kontraktu zakotwiczył w niższej ligach szwedzkiej, a później fińskiej.
Twórcy gry przyznali nawet kiedyś, że historia Kongijczyka należy do smutniejszych, jakie słyszeli, ale ten często się z nimi spotyka, a w biurach Sports Interactive zbudowano specjalną salę konferencyjną. Imienia Tonton Zoli Moukoko.
MARK KERR
Czy istnieje jakiś gracz klasycznego CM’a, który nigdy nie kupił Marka Kerra z Falkirk? Może i tak, jeśli wybrał się bardzo mały klub o niskim budżecie. Wtedy wyjęcie pomocnika graniczyło z cudem. Albo gdy komuś było głupio kupować do Barcelony gościa z ligi szkockiej. Fakt faktem, za około dwa miliony euro otrzymywało się piłkarza, który wyrastał na najlepszego środkowego pomocnika w grze.
W rzeczywistości wyglądało to dużo gorzej. Kerr większość kariery spędził w ojczyźnie, a na jej koniec wrócił tam, gdzie ją rozpoczynał. Co zabawniejsze, Kerr przeszedł wiele szkoleń trenerskich, otrzymał licencję i sam podjął pracę jako menedżer w drugoligowym Ayr United. Życie zatoczyło pełne koło. Od Championship Managera do menedżera pełnoprawnego.
W wywiadzie dla autorów książki o serii CM stwierdził, że rzadko w ogóle siedzi na komputerze. Kilkukrotnie zwracały się do niego osoby chcące podzielić się historiami o tym, jak “pomógł” ich zespołom w dojściu do “czempionszipowej” chwały. Gdy przechodził do greckiej ekipy Asteras Tripolis, w integracji z nowymi kolegami miała pomóc mu właśnie “sława” z pewnej gry wydanej prawie 20 lat temu.
MAKSIM CYHAŁKA
Wypowiedz nazwisko Cyhałka, a spotkasz się głównie z pustym spojrzeniem. Dokonaj drobnej korekty i zaproponuj brzmienie “Maxim Tsigalko”, a w ciągu kilku sekund zostaniesz zalany opowieściami o wielkich triumfach i setkach strzelonych goli przez piłkarza, którym sterował komputer. Białorusin to największy z zawodników, jakich nigdy nie widziałeś i pewnie nie zobaczysz.
Jeśli chodzi o prawdziwego Maksima, pokazał przebłyski umiejętności w Dinamie Mińsk i może się pochwalić dwoma meczami w kadrze Białorusi. Niestety, uporczywe kontuzje zmusiły go do zakończenia kariery już w wieku 26 lat. Po przejściu na emeryturę Cyhałka pracował za minimalne stawki na budowie, aby utrzymać rodzinę. Trudne warunki pracy odbiły się na zdrowiu i według ostatniego wywiadu dla greckiej gazety, jest obecnie bezrobotny.
- Nigdy w to nie grałem. Ani razu. W ostatnich latach moje dzieci mówiły mi, że jestem legendą Championship Managera, jednak kiedy cały ten hałas krążył wokół mojego imienia, ja nic kompletnie o tym nie wiedziałem - opowiadał.
Sprawcą tego zamieszania oczywiście nie był sam Cyhałka, a amatorski scout, odpowiedzialny 20 lat temu za przyznanie tak wysokich współczynników napastnikowi z Mińska.- Byłem wtedy młody i myślałem, że piłka na Białorusi ma przyszłość - przyznał się Anton Poutilo, białoruski researcher starych Championshipów.
TÓ MADEIRA
Najciekawsza historia pochodzi z Portugalii i opisuje piłkarza, który… w ogóle nie istnieje. Tak. Jeden z pracowników SI postanowił dodać “cheat playera”, który miał wszystko: szybkość, drybling i wykończenie. Ot, człowiek z nutą Midasa. Czego się nie dotknął, do jakiego klubu nie przyszedł, wszystko zamieniał w złoto, czyli pieniądze i trofea.
Ale dlaczego Championship Manager, platforma znana z posiadania niezawodnej i wielkiej bazy zawodników, służąca do pracy prawdziwym szkoleniowcom, takim jak Arsene Wenger, została wybrakowana dla stworzenia fikcyjnego gracza? Autor “bluźnierstwa” nazywa się Antonio Lopez, scout, któremu zespół CM powierzył opracowanie danych w Portugalii.
On sam reprezentował klub Gouveia na poziomie młodzieżowym, zanim studia przerwały jego piłkarską karierę. Poproszony o dostarczenie informacji, wyczuł szansę na spełnienie marzenia z dzieciństwa, więc wykreował własne alter ego. Problem w tym, że podkręcił współczynniki do granic możliwości, dzięki czemu Tó Madeira za każdym razem stawał się najlepszym napastnikiem w grze.
Wieść gminna niesie, że kilka miesięcy po wyjściu CM 01/02, twórcy zaczęli odbierać telefony od angielskich drużyn z pytaniem o tę wielką portugalską gwiazdę o nazwisku Madeira. Po krótkim dochodzeniu, telefonach do trenerów z Clube Desportivo de Gouveia, prawda wyszła na jaw. Odkryte dzieło życia pewnego studenta “wisiało” w bazie tylko przez jedną edycję. Zlikwidowano je w kolejnej aktualizacji.
Co ciekawe, Lopez wprowadził do gry również swoich przyjaciół i krewnych, także wyolbrzymiając ich atrybuty. Spodziewał się, że Sports Interactive napisało jakiś algorytm do wykrywania tego rodzaju fałszywych graczy, ale ze zdumieniem odkrył, że jego zgłoszenia zostały opublikowane bez poprawek. Sukces Madeiry polegał na tym, że zaistniał w tej legendarnej wersji CM-a, najlepiej sprzedającej się w historii serii.
A czy Wy też znacie podobne przykłady zawodników genialnych w jakiejś grze, a z którymi, łagodnie mówiąc, los nie obszedł się łaskawie? Wyszło tyle edycji słynnych menedżerów, że właściwie każda wyprodukowała wirtualne gwiazdy. Podzielcie się swoimi wspomnieniami!
Tobiasz Kubocz