Uchodził za transferową wpadkę, wyśmiewał go Grealish. Dziś to absolutna rewelacja Premier League. "Renesans"
Jeszcze do niedawna karierę Miguela Almirona w Premier League można było uznać za całkowity niewypał. Reprezentant Paragwaju słusznie był określany mianem flopa, transferowej pomyłki Newcastle. 28-latek wziął się jednak w garść i całkowicie odmienił swój los. Dziś to jeden z najlepszych piłkarzy na Wyspach.
W ostatniej kolejce Premier League Newcastle rozbiło Aston Villę 4:0, dzięki czemu utrzymało miejsce w czołowej czwórce. Przeciwko “The Villans” jedną z bramek zdobył Miguel Almiron, co właściwie można było uznać za pewnik, coś tak oczywistego, jak zieleń trawy i błękit nieba. Było to bowiem szóste trafienie skrzydłowego w szóstym październikowym meczu. W całym miesiącu tyle samo goli w angielskiej elicie strzelił jedynie niepowstrzymany Erling Haaland. Już samo tymczasowe dorównanie norweskiej maszynie pokazuje, jak fantastycznie rozwinął się gracz Newcastle.
Wypadł sroce spod ogona
Kiedy Almiron w 2019 roku trafił na St. James’ Park, wywołał ogromną zbiorową radość wśród kibiców “Srok”. Były to czasy, kiedy “The Magpies” tonęli w kryzysie, przegrywali większość meczów, a ich styl gry należał do skrajnie nieestetycznych. “Miggy” niestety początkowo dopasował się do wszechobecnego marazmu. Napastnik szybko wywalczył sobie miejsce w składzie u Rafaela Beniteza, ale nie odpłacał się trenerowi za zaufanie. Owszem, grał dynamicznie, mógł imponować na różnego rodzaju kompilacjach, jednak w tym wszystkim brakowało najważniejszego, czyli namacalnych osiągnięć. Dość powiedzieć, że pierwszego gola w Premier League Paragwajczyk strzelił dopiero w swom 27. meczu.
Przed startem sezonu 2019/20 w Newcastle doszło do zmiany trenera, która jeszcze bardziej pogrążyła Almirona. Rafę Beniteza zastąpił Steve Bruce, szkoleniowiec o skrajnie defensywnym nastawieniu, konserwatywnej filozofii gry i całkowitym braku umiejętności rozwoju zawodników ofensywnych. Anglik kompletnie nie potrafił wykorzystać potencjału Almirona. “Miggy” był rzucany po pozycjach, w wielu spotkaniach praktycznie nie dotykał piłki, ponieważ wszyscy jego koledzy skupiali się na skomasowanej obronie. W efekcie strzelał rzadziej niż raz na dziesięć spotkań.
Ten związek przez długi okres nie miał prawa bytu. Co więcej, wydawało się, że Almiron stracił jakiekolwiek szanse na odniesienie sukcesu w Newcastle, kiedy jego agent wdał się w otwarty konflikt z trenerem. Przedstawiciel interesów Paragwajczyka nie ukrywał, że piłkarz zasługuje na coś więcej niż ponura egzystencja w nędznej układance Steve’a Bruce’a.
- "Miggy" jest oddany Newcastle, ale gdyby nie pandemia, występowałby dziś w innym klubie, być może takim, w którym częściej gra się piłką. Obserwowali go przedstawiciele Interu czy Atletico Madryt. Oczywiście, że Miguel chciałby grać dla większego klubu - powiedział półtora roku temu Daniel Campos, ówczesny agent Paragwajczyka.
- Almiron to świetny gracz i profesjonalista, ale jego agent musi być amatorem. Jego ostatnie słowa były oburzające i absurdalne. Dlaczego on stawia swojego klienta w takim położeniu? Mówi o Atletico i Interze, w takim razie te drużyny wyrzuciłyby Lukaku i Suareza? Chciałbym to zobaczyć. Kiedy to przeczytałem, nie mogłem uwierzyć, to niedorzeczne. Agent okazał całkowity brak szacunku - w odpowiedzi grzmiał Steve Bruce cytowany przez "Sky Sports".
Konieczna zmiana
W końcu na St. James’ Park doszło jednak do przełomu. Rok temu klub trafił w ręce saudyjskich inwestorów, którzy szybko zabrali się do całkowitej przebudowy drużyny. Początkowo mogło się wydawać, że jednym z pierwszych kroków rewolucji będzie pozbycie się Almirona, który średnio strzelał po trzy gole w Premier League na sezon. Na szczęście przed rozpoczęciem rewolucji w składzie Newcastle zatrudniło Eddie’ego Howe’a. A ten potrafi wydobyć z Paragwajczyka wszystko to, co najlepsze, chociaż łatwo nie było.
W pierwszych miesiącach pracy z “The Magpies” nowy trener stawiał na sprawdzone rozwiązania. Pewne miejsce w składzie mieli Callum Wilson i Ryan Fraser, których znał jeszcze z czasów prowadzenia Bournemouth. Almiron musiał godzić się z rolą rezerwowego, chociaż Howe regularnie podkreślał, że jest on dla niego ważnym elementem zespołu. Mimo wszystko dziennikarze cyklicznie łączyli z Newcastle kolejnych skrzydłowych, którzy mieli wypchnąć “Miggy’ego” poza klub. Tymczasem okazało się, że “Sroki” miały pod nosem rozwiązanie wszystkich ofensywnych problemów.
Już w presezonie Almiron stał się liderem linii ataku Newcastle. 28-latek regularnie notował kapitalne występy, grał efektownie, ale przy tym nadzwyczaj efektywnie, kolekcjonując bramki i asysty. Gdy zaczęły się prawdziwe rozgrywki, udało mu się utrzymać spektakularnie wysoką formę. W trzeciej kolejce ligowej strzelił gola przeciwko Manchesterowi City, przeganiając dawne demony. Można powiedzieć, że w ostatnich tygodniach podopieczni Howe’a praktycznie każde spotkanie rozpoczynają z jednobramkową zaliczką, ponieważ wiadomo, że Almiron prędzej czy później trafi do siatki.
- Almiron od pierwszego dnia oferuje drużynie wszystko, co tylko możliwe. Jest bardzo oddany Newcastle, to gracz zespołowy, który potrafi pokazywać magię na boisku. Myślę, że w tym sezonie gra podobnie, jak w poprzednich, ale ciągle mówimy o golach i asystach. Teraz je dostarcza, ale zawsze był ważną postacią tego zespołu - podkreślił niedawno Eddie Howe.
- Newcastle zapłaciło za Almirona sporo pieniędzy i przez długi czas można było mówić, że nie był tego wart. Ale Eddie Howe odzyskał tego zawodnika, dał mu pewność siebie. Jestem pewien, że kilka lat temu Almiron nie strzeliłby takich goli, jak z Tottenhamem czy Fulham. Szanuję go, bo przed startem sezonu mógł zwiesić głowę, powiedzieć, że tu mu nie wyszło i zmienić klub. Ale powalczył o swoje i teraz pokazuje, jak dobrym jest piłkarzem - chwalił Darren Bent cytowany przez “Daily Mail”.
- Jesteśmy bardzo szczęśliwi z powodu "Miggy'ego", ponieważ od dawna ciężko pracował i teraz zbiera tego owoce. Jest w niesamowitej formie, strzela mnóstwo goli i zbiera pochwały, na które zasłużył już dawno. Cudownie jest mieć go w zespole - wtórował Callum Wilson w programie "Matchday Live".
Milczenie jest złotem, panie Grealish
Wystrzał Almirona jest piękną historią, biorąc pod uwagę, że jeszcze do niedawna uchodził on za symbol piłkarskiego nieudacznika. Negatywną renomę gracza Newcastle kilka miesięcy temu wykorzystał Jack Grealish. W trakcie mistrzowskiej fety Manchesteru City Bernardo Silva zapytał kolegę z drużyny, co miało największy wpływ na odwrócenie losów spotkania z Aston Villą i zwycięstwo 3:2 w ostatniej kolejce sezonu.
- Zdjęcie Mahreza z boiska. Grał jak Almiron - odpowiedział wtedy Grealish.
Słowa 27-latka to klasyczny przykład wypowiedzi, która nie zestarzała się najlepiej. Rozpoczął się sezon i dziś już porównania do Miguela Almirona nie można traktować w kategorii szyderczej obelgi. Wprost przeciwnie, aktualnie większość piłkarzy w Premier League chciałaby znajdować się w takiej formie, jak Paragwajczyk. Robi on bowiem coś, co przerasta “dziesiątkę” Manchesteru City, czyli skutecznie zrywa łatkę transferowego niewypału.
Kiedy Almiron swoimi bramkami zapewnia punkty Newcastle, Grealish udziela kolejnych rzewnych wywiadów, w których żali się, że nie powinno się go oceniać na podstawie bramek i asyst, bo jest innym typem zawodnika. Może jednak warto byłoby pójść za własnymi słowami sprzed kilku miesięcy i zacząć grać jak Almiron, który w październiku strzelił więcej goli w lidze angielskiej niż Grealish od momentu przenosin na Etihad.
- Myślę, że słowa Grealisha napędziły Almirona do lepszej gry. "Miggy" zawsze ciężko pracował dla drużyny, ale brakowało mu goli i asyst. Teraz wreszcie dodał to do swojego repertuaru, widać w jego grze pewność siebie. Trzeba pochwalić też trenera Howe'a, który cały czas wierzył w tego zawodnika, wspierał go, stawiał mu nowe wyzwania i teraz widzimy efekty - skomentował całą sytuację Noel Whelan w rozmowie z portalem "Football Insider".
- Są rzeczy, które powinny zostać w szatni. Uwielbiam Grealisha jako piłkarza, ale jego słowa o Almironie były całkowitym brakiem szacunku, nie powinien tego mówić publicznie. Almiron zawsze pracował na wysokim poziomie, ale brakowało mu końcowego produktu. Teraz Jack trochę go zmotywował - stwierdził z kolei Ian Wright na antenie "BT Sport".
Almiron w tym sezonie już raz ukłuł Manchester City i trzymamy kciuki, aby przy najbliższej okazji zrobił to po raz kolejny. Miło patrzy się na renesans zawodnika, który zawodził, ale pod żadnym pozorem nie zasłużył na to, aby wytykać go palcami. Łatwo jest wyśmiać piłkarza, który sobie nie radzi, ale trzeba uważać, bo w mgnieniu oka może on stać się gwiazdą przerastającą najśmielsze oczekiwania.
Przez lata Almiron mógł uchodzić za nędznego aktora w spalonym teatrze. Dziś mówimy jednak o prawdziwym artyście, który swoimi występami nawiązuje do ikonicznej postaci Santiago Muneza. Na pewno kibicom Newcastle jeszcze niejeden raz przyjdzie krzyknąć: “Gol!” po trafieniu Paragwajczyka.