TOP8 najbardziej pamiętnych momentów EURO 2020. Te chwile zostaną z nami na długo

TOP8 najbardziej pamiętnych momentów EURO 2020. Te chwile zostaną z nami na długo
Han Yan / Press Focus
31 dni. 51 meczów w 11 krajach. 142 bramki. Osiem dogrywek. Cztery konkursy rzutów karnych. Jeden mistrz Europy. Cóż to był za turniej!
Prawdopodobnie jedyny na długo rozgrywany niemal na całym kontynencie. Niemniej, emocji i dramatycznych chwil nie zabrakło. Przygotowaliśmy dla Was najbardziej pamiętne momenty EURO 2020. Od wieczorów, które przyniosły nam szalone emocje i zwroty akcji, przez kontrowersje, aż po mrożące krew w żyłach (choć na całe szczęście zakończone pomyślnie) wydarzenia z Parken. Oto chwile, jakie zdefiniowały zakończony właśnie turniej. Zgadzacie się z tym zestawieniem?
Dalsza część tekstu pod wideo

8. Kopciuszek z historyczną bramką

Gdy w 2010 roku Siphiwe Tshabalala trafiał do siatki Meksyku w meczu otwarcia mundialu, komentator krzyczał “goal for whole Africa”. Gdy Goran Pandew strzelał gola Austrii, aż chciało się krzyknąć “goal for whole North Macedonia”. I to pomimo tego, że bramka padła w kuriozalnych okolicznościach. W końcu bałkański zespół był wielkim kopciuszkiem tego turnieju.
Fakt, że to właśnie zawodnik Genui zdobył pierwszego w historii Macedonii Północnej gola na wielkim turnieju, nie może dziwić. To przecież żywa legenda futbolu w tym niewielkim kraju. Pokonanie Davida Bachmanna stanowi piękne ukoronowanie jego długiej kariery. Od debiutu Pandewa w narodowych barwach do tej historycznej bramki minęło dokładnie 20 lat i 10 dni, a doświadczony napastnik został drugim najstarszym strzelcem bramki w historii EURO.

7. Szalona walka w “grupie śmierci”

Gdy losowanie wyłoniło skład grupy F, wszyscy zacieraliśmy ręce. Portugalia, Niemcy, Francja, a do tego waleczni Węgrzy - zapowiadała się emocjonująca rywalizacja na najwyższym poziomie. Wyniki ułożyły się tak, że w ostatniej serii gier mogło się stać właściwie wszystko. No i wieczór, podczas którego rozstrzygały się losy awansu do fazy pucharowej, istotnie nie zawiódł.
Gdy wybrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, na czele czterozespołowej tabeli plasowali się “Trójkolorowi”, przed Niemcami, Portugalią i Węgrami. Zaczęło się jednak od wielkiego zaskoczenia. Węgrzy trafili do siatki Manuela Neuera i już było wiadomo, że będzie się działo. Łącznie w ciągu 90 minut aż sześciokrotnie zmieniało się czwarte miejsce w klasyfikacji końcowej. To dopiero nazywa się finisz fazy grupowej!

6. Dwa rekordy za jednym zamachem

CR7 to prawdziwa maszyna. Udowodnił to kolejny raz podczas spotkania z Węgrami, którym Portugalia rozpoczęła grę na EURO 2020. Już sam fakt, że pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki pojawił się podczas niego na murawie, wystarczył, by zapisał się w annałach. Zagrał na piątym turnieju finałowym o mistrzostwo Europy - nikt tego nie zrobił wcześniej.
Cristiano uhonorował ten wyczyn, dwukrotnie trafiając do węgierskiej bramki. Turniej zaczynał z dorobkiem dziewięciu goli na europejskim czempionacie, takim samym, jak Michel Platini. Pierwsze trafienie wysforowało go na samodzielne prowadzenie w klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników w historii EURO. Zanim Portugalia pożegnała się z turniejem, 36-latek zdążył dorzucić jeszcze trzy gole (dwa z Niemcami i jeden z Francją). Ma zatem 14 bramek i niezależnie od tego, czy spróbuje jeszcze wyśrubować ten wynik, raczej długo nikt mu nie zagrozi.
Zresztą, gwiazdor Juventusu zdążył pobić jeszcze jeden rekord. Dobił do 59 występów w eliminacjach i turniejach finałowych mistrzostw Europy, wyprzedzając Gianluigiego Buffona. Niesamowite statystyki.

5. Zmarnowana szansa na odkupienie Moraty

Opinia zawodnika nieskutecznego, wiecznie "spalonego", ciągnie się za Alvaro Moratą od lat. W przedturniejowych sparingach kolejny raz pokazał swoją najgorszą twarz, m.in. marnując kilka świetnych szans podczas starcia z Portugalią, po którym trybuny Wanda Metropolitano go wygwizdały. Ale Luis Enrique w niego nie zwątpił.
Piłkarz Juventusu co prawda odwdzięczył się trzema bramkami, ale wciąż mówimy o tym samym Alvaro Moracie. Kibice z Półwyspu Iberyjskiego nieraz wyrywali sobie włosy z głowy, oglądając z frustracją jego poczynania na boisku. Były fatalne pudła (chociażby dobitka karnego w starciu z Polską), były tradycyjne już ofsajdy, no i mieliśmy mnóstwo hejtu, również ze strony własnych fanów. Ci życzyli napastnikowi nawet śmierci jego dzieci, co, jak sam mówił, ogromnie go dotknęło.
Hiszpanie doszli jednak do półfinału. Tam Enrique postanowił zagrać bez klasycznej dziewiątki i wykorzystał 28-latka w roli jokera, a ten strzelił gola na wagę dogrywki! Wydawało się, że wychowanek Realu Madryt odkupił swoje winy. Kropkę nad "i" mógł postawić w konkursie rzutów jedenastek. Sam miał poprosić selekcjonera o możliwość uderzenia w piątej serii. Oddał fatalny strzał, Donnarumma łatwo go zatrzymał. Chwilę później Jorginho dał Italii miejsce w finale.
I tak Hiszpan, zamiast zagrać na nosie ludziom, którzy obrażali nie tylko jego samego, ale również i jego rodzinę, znowu znalazł się pod ostrzałem. Ataki, których doświadczył, to coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. A ta historia przypomina, jak ważna jest w sporcie sfera psychiczna. W końcu możemy zapytać - a co, gdyby nie chciał aż tak bardzo udowodnić hejterom, że się mylą i uderzał z większym spokojem?

4. Dzień Futbolu

Kto 28 czerwca, trzeciego dnia etapu 1/8 finału, akurat nie mógł oglądać meczów, zapewne żałuje do dzisiaj. Najpierw na Parken, a potem na Arena Nationala oglądaliśmy prawdziwe thrillery. Mecz Chorwacja - Hiszpania i starcie Francji ze Szwajcarią obfitowały w zwroty akcji i po 90 minutach zakończyły się wynikami 3:3. Dramatyczny comeback Chorwatów, gol wyrównujący Mario Gavranovicia, kuriozalny samobój Pedriego czy przecudowne trafienie Paula Pogby. Tam po prostu niczego nie brakowało…
To, co działo się w dogrywkach, również nie pozwalało nawet na chwilę odetchnąć. Hiszpanie zdołali wbić rywalom dwa gole, a “Trójkolorowi” i Helweci stoczyli emocjonujący bój w serii rzutów karnych, który wyrzucił z turnieju faworyzowanych mistrzów świata.
Czy to najlepszy dzień w historii mistrzostw Europy? Wielce prawdopodobne. Dziennikarz tygodnika “Piłka Nożna”, Leszek Orłowski, zasugerował nawet, że 28 czerwca powinien zostać ustanowiony Dniem Futbolu, podczas którego powinny być odtwarzane oba spotkania. I słusznie, bo widzieliśmy coś naprawdę niesamowitego! Dość powiedzieć, że wynik 3:3 na koniec “podstawowego” czasu gry w całej historii EURO do tamtej pory zdarzył się ledwie trzykrotnie. A tutaj? Mieliśmy go dwa razy jednego dnia!

3. It's diving home

Tak parafrazowali słynne już hasło angielskich kibiców sympatycy innych zespołów po półfinale, w którym "Synowie Albionu" pokonali Duńczyków. Wygraną zapewnił im bowiem wykorzystany na raty kontrowersyjny rzut karny po faulu na Raheemie Sterlingu. Chociaż większość osób określiłaby to mianem "symulki".
Zawodnik Manchesteru City w 102. minucie wbiegł w szesnastkę rywali i padł na murawę po ataku ze strony Joakima Maehle oraz Mathiasa Jensena. Danny Makkelie wskazał na wapno. Po "słuchawkowej" konsultacji z VAR-em Holender podtrzymał decyzję i nie podszedł do monitora. Powtórki pokazały jednak, że kontakt był minimalny, nieuzasadniający upadku, a Sterling dodał bardzo dużo od siebie. Twitter huczał, praktycznie cały piłkarski świat (oczywiście poza Anglikami) krzyczał o oburzającym "wałku".
Błąd sędziego to sprawa niemal oczywista. Tak lekkie dotknięcie nie powinno wytrącić zawodnika atakującego z równowagi. Wydaje się, że ekipa od wideoweryfikacji podeszła do sprawy zerojedynkowo i zadecydowała, że kontakt oznacza jedenastkę. Sterling zrobił to, co potrafi fenomenalnie. Wykorzystał okazję do zarobienia dla drużyny świetnej szansy na zdobycie gola dzięki cwaniactwu. W ten sposób pomógł w awansie do finału.
Dla wielu będzie oszustem. Dla Anglików - bohaterem. Podobnie jak Luis Suarez w 2010 roku po meczu z Ghaną hołdował zasadzie "cel uświęca środki". A w końcu czy nie tego oczekujemy od piłkarzy naszych ukochanych drużyn?

2. Włosi mistrzami Europy!

Należy powiedzieć krótko i szczerze: należało im się. Ekipa Roberto Manciniego rozegrała świetny turniej, pokazując konsekwencję, siłę, charakter i nerwy ze stali, dwie ostatnie rundy rozstrzygając w dramatycznych konkursach rzutów karnych. To była po prostu “grande squadra”!
Finałowa konfrontacja z Anglikami stanowiła prawdziwy test siły mentalnej “Azzurrich”. Stracili gola już w drugiej minucie. Pierwszy raz podczas EURO 2020 musieli gonić wynik. I to przeciwko niesamowicie szczelnej defensywie “Synów Albionu”. Stanęli przed szalenie trudnym zadaniem, ale zdołali wyrównać i wygrać wojnę nerwów w serii jedenastek. To właśnie w takich momentach poznaje się wielkie drużyny. I dlatego Włosi to zasłużeni mistrzowie Europy.
W normalnych warunkach to właśnie byłby numer jeden tego zestawienia, ale... Niestety, tym razem mieliśmy inne wyjątkowe, traumatyczne wręcz zdarzenie, które zapisze się w naszej pamięci na naprawdę długo.

1. Najważniejsza walka

Najlepiej byłoby, gdyby do dramatu na Parken w ogóle nie doszło. Prawda jest jednak taka, że wryje się w pamięć kibiców na długie lata. I całe szczęście, że doczekaliśmy się pozytywnego zakończenia.
Gdy u Christiana Eriksena doszło do zatrzymania akcji serca, cały piłkarski świat stanął. Nikogo już nie obchodził wynik konfrontacji Danii z Finlandią. Wszyscy trzymali kciuki za pomocnika, o którego życie walczyli na murawie medycy. To właśnie ich oraz kolegów Eriksena z zespołu, zwłaszcza Simona Kjaera, który zareagował pierwszy, zapamiętamy jako bohaterów.
A kto wystąpił w roli antagonistów? Realizator pokazujący szokujące obrazki oraz zapłakaną partnerkę Eriksena. I oczywiście UEFA, stawiająca piłkarzy pod ścianą, jeśli chodzi o dokończenie spotkania.
Najważniejsze, że 29-letni Duńczyk żyje. I nawet jeśli starcie z Finlandią było jego ostatnim meczem w karierze, to wygrał najważniejszą potyczkę, jaką miał okazję stoczyć. Może cieszyć się życiem.

Przeczytaj również