To oni mogą zastąpić Southgate'a! Dwóch głównych faworytów
Jego Anglia może nie grała pięknie, ale jego Anglia odnosiła realne sukcesy. A tego nie da się powiedzieć właściwie o żadnym selekcjonerze w historii "Synów Albionu".
Anglia jest krajem piłkarsko przeklętym i obdarowanym jednocześnie. Dysponuje najbogatszą ligą, ale rzadko wygrywa w Lidze Mistrzów. Produkuje tysiące talentów, niemal każda generacja jest złotą, ale pucharów ma jak na lekarstwo. Jest jednak różnica między dwoma finałami mistrzostw Europy, a kompletnym zmarnowaniem potencjału. Jednego dokonał Gareth Southgate, drugiego cały zastęp jego poprzedników.
Możliwości Davida Beckhama, Stevena Gerrarda, Franka Lamparda czy Rio Ferdinanda zmarnowali Kevin Keegan, Sven Goran-Eriksson, Steve McClaren i Fabio Capello. Wspomniani zawodnicy występowali w reprezentacji przez kilkanaście lat, nie wygrali niczego. Nie potrafił dotrzeć do nich żaden z selekcjonerów, chęć upchania wszystkich wielkich nazwisk była na tyle silna, że wzięła górę nad systemem.
W tym okresie Anglia nie tylko nie zbliżyła się do osiągnięć ery Southgate'a, ale też nie awansowała na EURO 2008, zaś EURO 2000 kończyła w fazie grupowej. Wcześniej też nie bywało różowo. Z jednej strony Terry Venables miał półfinał EURO 1996, zaś Bryan Robson czwarte miejsce Mistrzostw Świata 1990, a z drugiej Graham Taylor nie pojechał na Mundial 1994, Ron Greenwood w 1978, natomiast Don Revie na EURO 1976.
Przez lata "Synowie Albionu" gonili porażkę za porażką, kadra nie oszczędzała kibiców. Od 1966 roku i triumfu Alfa Ramseya medale z wielkich imprez wywoziły Dania, Turcja, Polska, Szwecja, Grecja oraz nieistniejące już Jugosławia, Czechosłowacja i ZSRR. Tę fatalną serię przerwał dopiero Southgate. W tym wymiarze jego dwa przegrane finały nie są porażką, ale brakiem zaspokojenia ambicji. A to duża różnica.
Anglia z pewnością wciąż jest nienasycona. Nie oznacza to jednak, że 53-latek swoim pragmatycznym stylem, sprawdzającym się niemal wyłącznie w modelu turniejowym, nie osiągnął wielkiego sukcesu. Zdołał scalić naród, dał mu dumę, honor, szlachetność. W zapomnienie odesłał dosłownie senną erę Roya Hodgsona i skandalistę Sama Allardyce'a.
Pomyślmy też, jak wiele znaczy szczęście. Ktoś może powiedzieć, że Southgate je miał, bo przecież wielokrotnie sprzyjała mu drabinka. Piłeczkę można jednak odbić, wszak lepsi wykonawcy rzutów karnych - jak podczas EURO 2024 - pewnie daliby Anglii przynajmniej jeden tytuł. A wtedy nikt nie ośmieliłby się nawet podnieść głosu na 53-latka, byłby wręcz stawiany wśród najlepszych selekcjonerów naszych czasów.
Co z tą Anglią?
Podczas swojej kadencji Southgate emanował cechą bodaj najważniejszą dla selekcjonerów. Zawsze opowiadał się za swoimi piłkarzami, potrafił ich sobie zjednać. Przez blisko osiem lat udało mu się uniknąć wewnętrznych konfliktów na szeroką skalę. Z piłki reprezentacyjnej wypisał się jedynie Ben White i to nie przez konflikt z samym trenerem, ale Stevem Hollandem, jego asystentem.
Nawet wtedy selekcjoner nie wypowiadał się o graczu Arsenalu w sposób negatywny. Powtarzał, że taka jest jego decyzja, zazwyczaj na tym kończył temat. Trzymał klasę w momencie ataku ze strony kibiców "Synów Albionu", ale też rozgoryczonych fanów innych drużyn. A zawodnicy konsekwentnie za nim podążali, chociaż dokonała się wymiana pokoleniowa. W pierwszej jedenastce na finał EURO 2024 zagrało tylko pięciu tych samych piłkarzy, co na EURO 2020.
14 lipca Southgate wystawił młodszy skład niż Luis de la Fuente, a przecież to Hiszpan miał po swojej stronie Lamine Yamala.
Następca Anglika będzie miał piekielnie trudne zadanie. Z miejsca oczekiwania staną na poziomie zdobywania pucharów. Tym samym potencjał na sparzenie się jest wielki, co pewnie z miejsca skreśli Juergena Kloppa. Niemiec już wcześniej odrzucił ofertę od kadry USA, a "Synowie Albionu" nie gwarantują mu upragnionego odpoczynku, lecz raczej jeszcze więcej nieprzespanych nocy.
Bardziej prawdopodobną opcją zagraniczną jest Thomas Tuchel, lecz jego kandydatura rodzi pewne wątpliwości charakterologiczne. Niemiec często nie dogaduje się z podopiecznymi, a to podstawa pracy selekcjonera. Znacznie lepiej w tej kwestii wypada Mauricio Pochettino, który od dłuższego czasu uchodzi za faworyta do przejęcia schedy po 53-latku. Na pierwszy rzut oka pasuje wszystko: Argentyńczyk zna język, kraj, główną ligę, większość zawodników, jest bez pracy. Ma też bogate doświadczenie, na ławce siedzi od 2009 roku.
Tegoż obycia brakuje Frankowi Lampardowi i Stevenowi Gerrardowi, których kandydatury zostały sensacyjnie wysunięte przez ich byłych kolegów z reprezentacji. Są to jednak pomysły na tyle niedorzeczne, że trudno podejść do nich z chłodną głową. Sarina Wiegman odpada, nie chce póki co wychodzić z futbolu kobiecego.
Nie oznacza to, że rynek angielski zupełnie kuleje. Są na nim opcje ciekawe. Na myśl od razu przychodzą Eddie Howe i Graham Potter. Niewykluczone, że pierwszy stanie się ofiarą zmiany władzy w Newcastle United, wobec czego z miejsca trafi na karuzelę nazwisk. Drugi zaś jest typem jeszcze bardziej oczywistym, bo chociaż nie poradził sobie w Chelsea, to wcześniej świetnie wypadł w Brighton oraz Swansea City.
Wydaje się, że w perspektywie dłuższego czasu sprawa rozegra się właśnie między Pochettino i Potterem. Można śnić o Pepie Guardioli, ale to nie czas i nie miejsce. Anglikom się spieszy, już we wrześniu startuje Liga Narodów. Niewykluczone, że na początku zmagań drużynę poprowadzi selekcjoner tymczasowy, czyli Lee Carsley. Obecny trener kadry U20.