Ta decyzja była szokiem. Tomasz Grzegorczyk: Wiele przemawiało, bym dalej pracował w Arce [NASZ WYWIAD]

Ta decyzja była szokiem. Tomasz Grzegorczyk: Wiele przemawiało, bym dalej pracował w Arce [NASZ WYWIAD]
Artur Kraszewski / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot11 Jan · 18:38
Dlaczego po świetnych wynikach w roli pierwszego trenera Arki Gdynia wrócił do roli asystenta? Jak zareagował na decyzję klubu o zatrudnieniu w jego miejsce Dawida Szwargi? Jakie miał oferty i czym przekonała go Pogoń Szczecin? Jak to było z zainteresowaniem ŁKS-u? I wreszcie - dlaczego nie rozmawiał z trenerem Szwargą? Tomasz Grzegorczyk był ostatnio jednym z najciekawszych nazwisk na trenerskim rynku. Oto, co nam opowiedział.
Dziesięć zwycięstw, jeden remis i jedna porażka - taki ligowy bilans na stanowisku trenera Arki Gdynia wykręcił Tomasz Grzegorczyk. Pod koniec sierpnia przejął podłamaną drużynę po Wojciechu Łobodzińskim, którego był asystentem, po czym wprowadził ją na miejsce dające dziś awans do Ekstraklasy. Pracy w Gdyni jednak nie kontynuuje, bo klub zawczasu, po pięciu meczach, ogłosił zatrudnienie od zimy Dawida Szwargi. Szwarga w grudniu przejął zespół z rąk Grzegorczyka, a ten, po rozwiązaniu kontraktu z Arką, dołączył niedawno do sztabu Pogoni Szczecin. Pełni tam rolę asystenta Roberta Kolendowicza i właśnie przebywa z “Portowcami” na zgrupowaniu w Turcji. Zadzwoniliśmy, by wypytać o to, co działo się wokół niego w ostatnich miesiącach.
Dalsza część tekstu pod wideo
MATEUSZ HAWROT, MECZYKI.PL: Jak sytuacja w Pogoni? Uspokoiła się po ostatnim zamieszaniu?
TOMASZ GRZEGORCZYK, ASYSTENT ROBERTA KOLENDOWICZA W POGONI SZCZECIN, BYŁY TRENER ARKI GDYNIA: To, co działo się wcześniej, tak naprawdę jest poza mną. Przyjechaliśmy do Turcji trenować i na tym się skupiamy. Zespół jest zaangażowany, intensywny w treningu, normalnie trenuje dwa razy dziennie i nie ma żadnego zastrzeżenia względem zaangażowania piłkarzy.
Kiedy pojawiła się oferta ze Szczecina? Wiele osób było zaskoczonych, że wraca pan do roli asystenta, a nie pierwszego trenera w innym klubie.
Tak naprawdę nie było żadnej konkretnej oferty, jeśli chodzi o rolę pierwszego trenera. Gdyby takowa była, na pewno bym ją rozważył. Ale żaden klub, który ze mną rozmawiał, nie był na tyle konkretny, by przedstawić na mnie odpowiedni pomysł.
Dariusz Adamczuk (dyrektor Pogoni - przyp. red.) odezwał się po ogłoszeniu, że już mnie w Arce nie ma, że rozwiązałem kontrakt za porozumieniem stron - czy bym przemyślał, rozważył taką propozycję. Wiadomo, wcześniej gdzieś rozmawiałem na ten temat z trenerem Robertem Kolendowiczem. Cieszę się, że taka oferta nadeszła - Pogoń była szybka i konkretna.
Co zadecydowało o szybkim przyjęciu tej propozycji? Poza sentymentem, bo to pana rodzinne strony.
Na pewno pomysł na mnie, jeśli chodzi o to, jak trener Kolendowicz chce wykorzystać moje kompetencje i doświadczenie. Do tego - tak, sentyment do Pogoni. Na stadion mam 25-30 minut jazdy z domu. Pogoń rosła na moich oczach. Obojętnie, gdzie nie byłem, to za każdym razem zwracałem uwagę na to, jak ten klub się rozwijał. Organizacyjnie i sportowo. To jest dzisiaj wypracowana marka. Poza tym, tak jak moim celem była praca w Arce Gdynia, co zawsze powtarzałem, tak samo jednym z moich celów była praca w Pogoni. Bardzo się cieszę, że udało mi się ten cel osiągnąć.
A nie chciał trener czekać z pracą na start rundy? Wiadomo, jak to jest - zacznie się granie, zaraz pewnie ruszy karuzela w I lidze i Ekstraklasie, pojawią się wakaty.
Pewnie ruszy, ale warto zwrócić uwagę na to, jak funkcjonowałem też wcześniej - nie potrafię długo wysiedzieć w domu. A tutaj właściwie mam możliwość bycia w domu i pracy w Szczecinie, w bardzo dobrze zorganizowanym klubie. Okej, mającym teraz określone problemy, ale jestem przekonany, że Pogoń jest zbyt dużym klubem, by funkcjonować z tymi problemami przez dłuższy czas. Prędzej czy później ta sytuacja się rozwiąże, a ja też jestem od spraw sportowych, a nie polityki czy zarządzania.
Nie chciałem czekać. Gdyby był jakiś konkret, to co innego - na pewno mocno bym to rozważył, a być może się zdecydował. Ale uznałem, że skoro pojawiła się możliwość pracy w klubie, w którym zawsze chciałem pracować, to dlaczego miałbym czekać na coś innego, tak naprawdę nie wiadomo na co? Może ewentualnie zwolniłoby się miejsce w tym czy innym klubie I ligi, ale gdyby po tym okresie w Arce miało nadejść jakieś zapytanie z Ekstraklasy, to raczej wydarzyłoby się to zimą. Nie mając konkretu, nie chciałem czekać i spekulować.
A jak to było z zainteresowaniem ŁKS-u, o którym było głośno tuż po ostatnim meczu w Arce, właśnie w Łodzi? Odezwali się do pana.
Tak, ale szczerze, to żaden konkret się nie pojawił. Bardziej spekulacje. Zważywszy na to, jakie były wyniki w Arce, jaka średnia punktowa zespołu - co zawsze, ale nie tylko, jest zasługą pierwszego trenera - to automatycznie przy spekulacjach, tam, gdzie był znak zapytania, tam pojawiało się moje nazwisko. Dlatego też na pewno się bardzo cieszę, bo ta praca w ostatnim okresie w Arce mnie dużo kosztowała. Cieszę się, że wyniki poszły w górę i mogłem na tyle pomóc drużynie, by realnie myśleć o awansie do Ekstraklasy, co jest teraz dla Arki celem nadrzędnym.
Wynik koniec końców zawsze jest najważniejszy?
My jako trenerzy jesteśmy oceniani przez wyniki. Gdyby nie wyniki, to może dzisiaj byśmy nie rozmawiali, może nie byłoby zainteresowania moją osobą. Trenera tylko i wyłącznie determinuje wynik. Gdy byłem dziewięć meczów w Resovii, nikt nie pytał mnie, jakie były problemy, ilu zawodników było kontuzjowanych, ile miałem sparingów, jaka była filozofia klubu, o to, co mi obiecano, a co otrzymałem. Obarczono wyłącznie wynikiem (cztery remisy, pięć porażek na początku sezonu 2022/23 - przyp. red.). Nikt nie pytał, w jaki sposób pracowałem, w jaki sposób funkcjonował zespół. A od początku pracy w piłce seniorskiej zawsze funkcjonowałem bardzo podobnie. W wymagający, intensywny sposób. Jako trener jesteś jednak bardzo zależny od jakości piłkarzy, którzy są do dyspozycji, by zrealizować swój pomysł, proces szkoleniowy, wprowadzić intensywność i co za tym idzie, wiele elementów, które muszą funkcjonować na boisku.
Teraz znowu trafiłem do klubu, gdzie jest bardzo dobra jakość piłkarzy i gros młodych zawodników z akademii, która już wcześniej wypuszczała talenty w świat. Są młodzi, zdolni, z którymi warto fajnie popracować. Decydujące też dla mnie było to, że nie pracowałem jeszcze na poziomie Ekstraklasy. Okej, jako asystent, ale w Ekstraklasie pracujesz z innymi piłkarzami, w innej lidze, obserwujesz innych przeciwników, masz inne narzędzia niż szczebel niżej. Cała technologia, codzienne funkcjonowanie w klubie - tak naprawdę wszedłem mimo wszystko na wyższy poziom.
Dlaczego w Arce się udało? Dlaczego ten zespół tak dobrze punktował?
Uważam, że jest wiele aspektów, nie da się wskazać jednego. Plan na przeciwnika. Zawsze określona strategia. Pomysł na to, jak my chcemy funkcjonować jako zespół na boisku i poza nim, a więc zmiana organizacji funkcjonowania zespołu. Miałem zresztą dużo pomysłów, które chciałem wdrożyć, gdyby decyzja klubu była inna. Chciałem wprowadzić inne standardy, wznieść na wyższy poziom pewne elementy.
Kolejne aspekty - rozmowy z piłkarzami i pierwsza, początkowa praca mentalna. Wiadomo, jest gros elementów przygotowania zawodnika do meczu. Plus, co by nie mówić, były trafione zmiany i korekty, szybko ich dokonałem. Jeśli chodzi o wyjściowe ustawienie, to były już w pierwszym meczu w Legnicy (wygranym 2:1 po golu w doliczonym czasie gry - przyp. red.). Potem doszło do tego zarządzanie meczem. Tak że tych aspektów jest masa.
A cel nadrzędny w sporcie, czyli wynik, to jest praca wspólna. Przyświecała nam zawsze jedność - zawodników i sztabu. I tą jedność wielokrotnie było widać na boisku i poza nim, gdy absolutnie wszyscy wspólnie się cieszyliśmy - z bramek, ze zwycięstw, już po pierwszym meczu z Miedzią. Potem to kontynuowaliśmy, determinowało nas to do tego, by jeszcze intensywniej pracować i ten wynik śrubować.
Informacja o zatrudnieniu w pana miejsce po zakończeniu rundy Dawida Szwargi pojawiła się tuż po wygranym 6:0 meczu z Odrą Opole, 6 października. Do tego momentu, po ponad miesiącu pracy w roli “tymczasowego” pierwszego trenera, miał pan nadzieję, że klub zaproponuje stałą posadę?
Oczywiście, absolutnie tak. Uważam, że każdy na moim miejscu miałby nadzieję, by popracować dłużej jako pierwszy trener. Choćby Mariusz Jop w Wiśle dostał taką szansę i niedawno przedłużył kontrakt, a był w podobnej sytuacji do mojej. Tak samo, jak wiele elementów wpłynęło na dobre wyniki, tak wiele elementów przemawiało za tym, by decyzja Arki była inna. Ale, jak wielokrotnie powtarzałem, nie jestem osobą, która marudzi czy spuszcza głowę i pokazuje swoje niezadowolenie. Skupiłem się na wyznaczonym zadaniu i dalej robiłem swoje. Decyzji zmienić nie mogłem, nie ja ją podjąłem, tylko klubowa “góra”.
Czy ta niespodziewana decyzja i ogłoszenie jej po wygranej w Opolu paradoksalnie nie pomogło drużynie w dalszych wynikach? Na zasadzie: ok, jesteśmy jednością, razem z trenerem, pokażemy co potrafimy.
Można było to tak odebrać, natomiast moją główną rolą była wtedy dalsza rozmowa z zawodnikami. Przekonanie ich, że nie spuszczamy z tonu, bo wykonaliśmy kapitalną robotę, musimy dalej pracować, by nie stracić tego, co udało się zrobić. Zawodnik różnie przecież może zareagować. Jeden powie: “nie no, co ja będę pracował z tym trenerem, jak on za dwa miesiące odchodzi”. Inny będzie miał podejście: “jestem zawiedziony, bo gram, a przyjdzie inny trener i nie będę grał”. Wymagałem więc od piłkarzy jeszcze większego profesjonalizmu i determinacji, by nie zepsuć tego, co mamy. Oczywiste, że cała ta sytuacja nie odbiłaby się takim echem w Polsce, gdyby nie wyniki, efekt naszej pracy. A mi zależało, żeby tę pracę po prostu dokończyć.
I, wracając do pytania, nie odebrałem tego tak, że to nam pomogło. Uważam, że w pierwszej chwili mogło lekko zachwiać, ale od razu reakcja zawodników na boisku była taka jak wcześniej - zaangażowanie, intensywność, chęci. Dobrze, że po Odrze mieliśmy trzy dni przerwy. Zagraliśmy kapitalny mecz, po którym dostaliśmy tę informację, więc może i lepiej, że trzy dni się nie widzieliśmy. Jasne, były telefony, pytania, wiadomości, ale po trzech dniach w jakiś sposób każdy to przetrawił, wykonał wewnętrzną pracę. Spotkaliśmy się i ruszyliśmy dalej.
To jak już jesteśmy przy zawodnikach. Gdzie jest sufit Karola Czubaka? Myślę, że to właśnie w ostatnim czasie, pod pana okiem, pokazał swoją najlepszą wersję.
Z Karolem jest tak, że trzeba go traktować trochę indywidualnie. W środowisku funkcjonuje powiedzenie, że jeden piłkarz gra na pianinie, a reszta to pianino nosi. Ale Karol nie tylko na nim gra - wymaga się od niego, by pracował w defensywie, by pressował, dawał sygnał do pressingu. Miałem z nim taką relację, że wiedziałem, jak wykorzystać jego atuty, w jaki sposób zagospodarować na boisku, na co możemy sobie pozwolić w defensywie, by czasem go oszczędzić. Do tego praca indywidualna na treningu - jak balansować obciążenia, jak tłumaczyć pewne rzeczy, a co zostawić jemu samemu. On ma moim zdaniem coś, czego nie można w nim “zabić” - naturalne czytanie gry w polu karnym, szukanie piłki i wyjście z trudnej sytuacji z golem. Mówiło się wcześniej, że on nie trafia z łatwych pozycji, to z tych łatwych teraz też zaczął trafiać. Trzeba dać mu pewną swobodę i odpowiednio opakować. Udało mi się także namówić Szymona Sobczaka, by sobie nawzajem pomagali i to wielokrotnie w tych meczach wyszło na plus.
Gdzie jest jego sufit? Patrząc na jego specyfikę, parametry, umiejętności - każdy powie, że jak najbardziej pasuje do Ekstraklasy. Jasne. Najpierw chciałbym, by kolejny raz wygrał rywalizację o króla strzelców I ligi. Już z nim nie pracuję, ale to też taki mój cel, bardzo bym chciał, by mu się to udało. Uważam, że już dziś to jest zawodnik na 2. Bundesligę - nie wiem, czy 1. Też na którąś z lig angielskich lub skandynawskich. Potrafi utrzymać piłkę, ma fantastycznego “gola” - trafiałbym w te ligi. I życzę mu, by kiedyś któryś z selekcjonerów upodobał sobie jego umiejętności, bo są naprawdę duże.
Wiem, że po zmianie na stanowisku trenera Arki nie doszło do pana rozmowy z Dawidem Szwargą. Dlaczego nie rozmawialiście?
Ja też tej rozmowy nie oczekiwałem. Trener Szwarga rozmawiał z innymi członkami sztabu, na pewno ma swój pomysł. Ale mimo wszystko, ja, idąc do klubu - szczególnie, że nie rozstawałem się w sytuacji, że mnie zwolniono - uważałbym, że warto zasięgnąć pewnej wiedzy. Z drugiej strony, sam jestem osobą, która zawsze chce przekonać się o wszystkim na własnej skórze, mieć swoje przekonania, spostrzeżenia, wnioski. Być może z takiego założenia wyszedł Dawid Szwarga. Aczkolwiek ja lubię wiedzieć, idąc do nowej pracy, jak funkcjonuje sztab, jak funkcjonuje klub, jak wyglądają relacje między zawodnikami. I nie skupiać się na opinii jednej osoby. Wtedy wiesz coś więcej, masz większą bazę informacji, nie tylko z jednego źródła. Ale to jest decyzja trenera Szwargi, nie będę tego komentował, zostawiam to jego osobie. Ja tej drużynie bardzo kibicuję. Chciałbym, by ta drużyna, społeczność Arki, kibice, wreszcie doczekali się momentu awansu do Ekstraklasy. To jest odpowiedni czas.

Przeczytaj również