Syn LeBrona wbija do NBA. Już zachwycił. "Największe przekleństwo"
Na razie jest tylko i aż synem LeBrona. Chce jednak zostać kimś więcej. Bronny James spróbuje sam zapracować na własną renomę.
Sezon w NBA nieuchronnie zbliża się do końca. Powoli można już myśleć o kolejnych rozgrywkach, które tradycyjnie poprzedzi draft. Porównując z poprzednimi edycjami, w tym roku nie będzie on tak przepełniony talentem. Żaden z kandydatów nie dysponuje potencjałem na miarę Victora Wembanyamy, Paolo Banchero czy Cheta Holmgrena. Uwaga koszykarskiego świata nie musi zatem być w pełni skupiona na zawodnikach, którzy zostaną wybrani w pierwszej kolejności. Wszyscy będą za to czekać na moment, w którym do ligi trafi Bronny James. 21 lat temu szlaki przetarł jego ojciec LeBron. Po upływie dwóch dekad LBJ nadal czaruje na parkietach i niedługo będzie je dzielił z własnym synem.
Niedaleko pada jabłko
Początkowo kontakt Bronny’ego z koszykówką ograniczał się do podziwiania popisów taty. A umówmy się, dał on mnóstwo powodów, aby zachwycać się jego grą. Cztery mistrzowskie pierścienie, cztery statuetki MVP, 20 występów w Meczach Gwiazd, ponad 40 tys. zdobytych punktów. Dziedzictwo “Króla” pozostanie wieczne. Nawet ludzie, którzy nie specjalnie za nim przepadają, muszą zgodzić się z tym, że jest jednym z dwóch najlepszych koszykarzy w historii.
- Muszę być na parkiecie z moim chłopcem. Albo w tym samym stroju albo naprzeciwko, ale muszę to zrobić - powiedział LeBron na początku ubiegłego roku w rozmowie z ESPN.
Później jeszcze kilka razy podkreślał, że jego marzeniem jest odejść z NBA jako kolega Bronny’ego z drużyny. Sęk w tym, że ten początkowo miał inne plany. Junior najpierw chciał spróbować sił w futbolu amerykańskim, ale zabroniła mu tego mama. Savannah James nie chciała pozwolić, aby syn narażał zdrowie w sporcie, który można nazwać synonimem kontuzji, urazów i uszkodzeń. Nastolatek zaczął zatem grać w piłkę nożną, jednak w końcu obudziła się w nim miłość do koszykówki. Został zapisany do Sierra Canyon High School, gdzie potwierdził wrodzony talent. Jako 16-latek notował tam średnio 13,8 punktu, 5,5 zbiórki, 2,7 asysty i 1,8 przechwytu na mecz. Dał się poznać jako wszechstronny zawodnik z dobrym rzutem, który nie boi się spocić w defensywie. Potrafił też pokazać charakterek. Jeśli ktoś mu podpadł, w kolejnej akcji dostawał nauczkę.
Poważne problemy
W ubiegłym roku potwierdzono, że Bronny trafi na Uniwersytet Południowej Kalifornii. Miał tam regularnie występować w ekipie USC Trojans. Niestety, podczas przygotowań do sezonu doszło do wstrząsającego wydarzenia. W lipcu na jednym z treningów James doznał zatrzymania akcji serca. Natychmiast został przewieziony do Cedars-Sinai Medical Center, gdzie przeszedł dokładne badania. Lekarze ocenili, że powodem była wrodzona wada kardiologiczna, którą można było rozwiązać operacyjnie. Młody koszykarz poddał się zabiegowi i po paru tygodniach wrócił na parkiet.
- Bronny stanowi grupę osób, które są najbardziej narażone na takie wypadki. Młodzi koszykarze, z powodów, które nie do końca rozumiemy, są pojedynczą grupą o najwyższym ryzyku nagłego zatrzymania krążenia. Moim zdaniem wszyscy powinni zostać poddani bardziej intensywnym badaniom przesiewowym o charakterze kardiologicznym - podkreślał na antenie CNN dr Jonathan Drezner, kardiolog z Medycznego Centrum Uniwersytetu Waszyngtońskiego.
Debiut Bronny’ego w lidze NCAA opóźnił się o ponad miesiąc. Specjalny panel lekarzy w końcu wydał zgodę na jego powrót do gry. Zdrowotne turbulencje odbiły się jednak na jego dyspozycji sportowej. Debiutancki sezonu w USC Trojans był po prostu fatalny. Średnio notował 4,8 punktu na mecz, dokładając do tego 2,8 zbiórki i 2,1 asysty. Trafiał tylko 36,6% rzutów z gry, w tym 26,7% trójek. Jego zespół wygrał zaledwie 15 z 33 spotkań. James prezentował pojedyncze przebłyski i nic więcej.
- Takie zdarzenie cofnęłoby każdego zawodnika. Wkrótce wszyscy zobaczycie jednak, do czego on jest zdolny. Uważam, że Bronny to świetny zawodnik. Zdecydowanie zasługuje na to, żeby być w NBA - zaznaczał Isaiah Collier, kolega z USC Trojans, który prawdopodobnie również zostanie wybrany w drafcie NBA.
Gotowy do akcji
Niedawno Bronny wziął udział w Draft Combine, gdzie kandydaci do gry w NBA przechodzą oficjalne pomiary. Mogą też pokazać się trenerom i skautom drużyn, które planują mocno zainwestować w młody narybek. 19-latek wykorzystał okazję, aby błysnąć na tle konkurencji. Szczególnie imponujące były jego wyniki podczas zmagań w rzutach dystansowych. Trafił aż 19 z 25 trójek, w tym 12 z rzędu. Pokazał, że dysponuje umiejętnościami, które są absolutnie niezbędne w nowoczesnej koszykówce. Aktualnie w NBA praktycznie każdy zawodnik musi być zagrożeniem zza łuku. Bronny to ma.
Podczas tego wydarzenia James rozegrał też dwa mecze z innymi zawodnikami typowanymi do draftu. W pierwszym miał problem z celnością, obijając głównie tablicę i obręcz. Zdobył wówczas raptem cztery punkty. Za drugim razem zniknęła presja debiutanta, co zaowocowało znacznie lepszym występem. Piłka zaczęła się go słuchać przy rzutach za trzy, dzięki czemu zgromadził 13 oczek, najwięcej w zespole.
- Jestem niezmiernie wdzięczny za szansę, którą otrzymałem. To wszystko, co mi się przytrafia, jest wspaniałe. Włożyłem w to mnóstwo pracy, więc czuję też, że zasłużyłem na tę szansę. Czuję, że moi rodzice odegrali ważną rolę, dając mi miłość, wiarę i zaufanie. Nadal myślę o tym wszystkim, co jeszcze może się wydarzyć. Kocham ten sport i zobaczymy, co będzie dalej - powiedział podczas Draft Combine.
Walka z wiatrakami
Więzy krwi z jednej strony mogą być błogosławieństwem, a z drugiej największym przekleństwem. Warto bowiem podkreślić, że Bronny nie ma prawa pójść w ślady LeBrona. Już widać, że nie zostanie jednym z najlepszych graczy w historii, co samo w sobie nie jest żadną ujmą. Gracz pokroju Jamesa seniora zjawia się raz na pokolenie albo nawet rzadziej. Kiedy obecny lider Los Angeles Lakers wkraczał do ligi, wiadomo było, że dysponuje absolutnie unikalnym talentem. Jego syn nie posiada aż tak wysokich umiejętności, ale wciąż może znaleźć swoje miejsce w NBA. Może nie jako gwiazda, a raczej role player, solidne uzupełnienie. Problem polega na tym, że ludzie prawdopodobnie będą wymagać niemożliwego.
- Mój syn ma 19 lat i jest tylko dzieckiem, które próbuje spełnić marzenie. Jest bardzo niewielka liczba ludzi, którym udaje się spełnić marzenie o uprawianiu sportu na profesjonalnym poziomie. A teraz jest mnóstwo osób, które robią wszystko, aby upewnić się, że komuś się to nie uda. To najdziwniejsza rzecz na świecie. Chyba nie byłbym w stanie znieść tych wszystkich rzeczy, które dzieją się wokół niego i w mediach społecznościowych. Kiedy wchodziłem do ligi, też byłem bardzo uważnie obserwowany, miałem wiele na swoich barkach. Ale nie było jednego - całodobowych wiadomości, ciągłych informacji na swój temat. Teraz każdy może codziennie mówić, co mu się podoba. Ale widzę, z jaką samoświadomością on sobie z tym radzi, potrafi zachować równowagę. Jestem z niego bardzo dumny - opowiedział LBJ w podcaście Mind the Game.
Bronny niestety nie uniknie porównań do ojca. Bardzo łatwo będzie stwierdzić, że jest niewypałem, ponieważ, w przeciwieństwie do LeBrona, nie rzuca prawie 30 punktów na mecz, walcząc praktycznie co sezon o najwyższe cele. Sam 19-latek stara się jednak zachować w tym wszystkim chłodną głowę. On wie, że będzie musiał zapracować na własne nazwisko.
- Moim marzeniem zawsze było po prostu wypromować się i wyrobić sobie markę w NBA. Wszystko, co jest związane z moim tatą, jego wielkie osiągnięcia, ludzie próbują też powiązać ze mną. Ale ja jeszcze niczego nie zrobiłem. Próbuję po prostu ciężko pracować i zobaczyć, gdzie mnie to zaprowadzi - podkreślił w rozmowie z Michaelem Scotto. - Chcę, żeby ludzie znali mnie jako Bronny'ego Jamesa, a nie syna LeBrona - dodał cytowany przez CBS Sports.
Słońce świeci nad nami
Według szacunków dziennikarzy ESPN Bronny powinien zostać wybrany pod koniec drugiej rundy draftu. Wstępnie mówi się o miejscach 50-55, chociaż różnorakie wymiany picków mogą wpłynąć na pewne przetasowania. Wstępnie spore zainteresowanie zatrudnieniem Jamesa wykazuje ekipa Phoenix Suns. I trzeba jasno powiedzieć, że możliwość rozpoczęcia kariery u boku Kevina Duranta czy Devina Bookera byłaby więcej niż intrygująca.
- Na niczym nie zależy mi bardziej niż na umieszczeniu Bronny'ego w odpowiednim zespole, który zagwarantuje właściwą perspektywę rozwoju - przyznał jego agent Rich Paul.
Suns potrzebują nowego rozdania po kompletnie nieudanym sezonie. Zespół odpadł w pierwszej rundzie play-offów, przegrywając wszystkie cztery mecze z Minnesotą Timberwolves. Włodarze nie mogą uzdrowić drużyny poprzez rewolucję kadrową, ponieważ są uwiązani bardzo luksusowymi kontraktami Duranta, Bookera oraz Bradleya Beala. Phoenix musi zatem szukać okazji na rynku. A taką jest możliwość pozyskania Bronny’ego w pakiecie z LeBronem. “Słoneczka” przeprowadziły już ważny ruch, zwalniając Franka Vogela. Warto zauważyć, że wcześniej trenerowi temu nie było po drodze z Jamesem za czasów wspólnej pracy w Los Angeles Lakers. Nowym szkoleniowcem został za to Mike Budenholzer, który trzy lata temu poprowadził Milwaukee Bucks do mistrzostwa. To on ma znaleźć sposób na wykorzystanie wyblakłych gwiazd.
Na razie nie wiemy, czy Suns faktycznie staną się pierwszą drużyną Bronny’ego Jamesa w seniorskiej karierze. Na pewno sam angaż w NBA będzie musiał zostać uznany za spory sukces. Teoretycznie znajdował się on na uprzywilejowanej pozycji, będąc synem żywej legendy. Problemy zdrowotne, wahania formy oraz konieczność mierzenia się z wieloma nienawistnymi opiniami mogły jednak wpłynąć destrukcyjnie na jego rozwój. Na szczęście nie porzucił walki o marzenia, która wkracza w decydującą rundę. Już 27 czerwca Bronny powinien zostać wybrany w drafcie. Od tego momentu ograniczać go będzie tylko skala własnego talentu.