Sklepik z marzeniami. Mistrzowie w nawijaniu makaronu na uszy. "Nabrali" Real i PSG, teraz czas na City?

Sklepik z marzeniami. Mistrzowie w nawijaniu makaronu na uszy. "Nabrali" Real i PSG, teraz czas na City?
IMAGO / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiWczoraj · 20:25
Co tam Benfica! To Eintracht Frankfurt stał się w ostatnich latach mistrzem w nawijaniu makaronu na uszy. Niemcy, jak chyba nikt w Europie, potrafią sprzedawać obietnice za kolosalne pieniądze. A mimo tego wciąż nabierają kolejne kluby.
W całej swojej historii Eintracht sprzedał tylko ośmiu piłkarzy za co najmniej dziesięć milionów euro. Szkopuł w tym, że łączny przychód z tych transferów wyniósł, patrząc na Transfermarkt, 325,7 mln euro. Wszystko to osiągnięte w raptem pięć lat. Od 2019 roku "Orły" konsekwentnie tracą przynajmniej jedną swoją gwiazdę, ale to nie oni są na takim ruchu najbardziej stratni. Żaden z najdroższych zawodników nie zaczął grać lepiej po odejściu z Frankfurtu. A mimo tego sprzedaż się kręci.
Dalsza część tekstu pod wideo

Maszerują strzelcy

Wszystko zaczęło się latem 2019 roku, gdy Eintracht zgodził się na odejście dwóch napastników. Z jednej strony Sebastian Haller, z drugiej Luka Jović. Pierwszy miał na koncie 20 trafień i 12 asyst w sezonie 2018/19, drugi bramek zdobył 27, a asyst dołożył siedem. Dla Jovicia był to pierwszy sezon na takim poziomie, dla Hallera drugi, przy czym wcześniejszy miał miejsce nie w Niemczech, ale Holandii.
Ostatecznie po Iworyjczyka zgłosił się West Ham United, a po Serba Real Madryt. Eintracht negocjował na tyle umiejętnie, że oba kluby wyżyłowały się do granic możliwości i przyzwoitości. Anglicy wyłożyli 50 milionów euro, Hiszpanie 63. Obaj z miejsca wskoczyli do czołówki najdrożej sprzedanych piłkarzy przez "Orły", byli pierwszymi, za których ci otrzymali więcej niż dziesięć milionów euro. W tamtym momencie skupiano się jednak nie na chwaleniu przedsiębiorczości Eintrachtu, ale zachwalano walory zawodników, którzy swoje nowe drużyny mieli wznieść na wyższy poziom. Weryfikacja była brutalna.
Haller w Londynie wytrzymał półtora roku, uzbierał 14 trafień w 54 meczach. West Ham z twarzą wyszedł o tyle, że sprzedał Iworyjczyka do Ajaksu i odzyskał niemal połowę zainwestowanej kwoty. Przypadek Jovicia okazał się znacznie bardziej brutalny, bo też z młodszym graczem wiązano większe nadzieje. Tymczasem dla "Królewskich" zagrał tylko 51 razy, a nade wszystko zdobył raptem trzy bramki. W momencie transferu na Santiago Bernabeu podpisał umowę ważną do 2025 roku. Do tego czasu zaliczył już powrotne wypożyczenie do Eintrachtu, transfer do Fiorentiny, a także Milanu. W tym sezonie wystąpił w trzech spotkaniach Serie A. Kamień w wodę, nie ma piłkarza.
- Moja przygoda w Realu poszła źle od samego początku. Światło reflektorów było skierowane na mnie, a ja nie byłem gotowy, opuściłem Eintracht zbyt wcześnie. Miałem 21 lat, trudno było się zaadaptować. Swoje zrobił COVID, wywierano na mnie dużą presję. To nie był dobry okres - powiedział Jović w rozmowie z Repubblicą w 2023 roku. Do tego czasu Eintracht zdołał, cytując klasyka, sprzedać kolejnych Kazików, zanim kupiec się rozmyśli.

Sprawdzony, niesprawdzony

W 2021 roku padło na Andre Silvę. Przypadek Portugalczyka jest nieco inny niż Jovicia i Hallera. Po pierwsze do Frankfurtu trafił za drobne, w 2020 roku AC Milan zainkasował raptem trzy miliony euro. Po drugie, Silva miał już jeden wielki transfer w swojej karierze, bo wspomniany Milan wyłożył 38 milionów, aby w 2017 sprowadzić napastnika z Benfiki. W ekipie "Orłów" Silva miał się więc odbudować.
Poszło znakomicie. W pierwszym sezonie strzelił 16 goli, w drugim aż 28. W rozgrywkach 2020/21 wyprzedził Erlinga Haalanda, ustąpił tylko historycznemu wyczynowi Roberta Lewandowskiego. To sprawiło, że po Portugalczyka zgłosił się RB Lipsk. Tym razem Eintracht nie zdołał ubić historycznego targu, musiał dogadać się z klubem, który rynek wewnętrzny znał doskonale. Stanęło na 23 milionach kwoty podstawowej, co przyjęto ze średnim zadowoleniem, mówiono nawet, że to promocja. Do czasu.
Silva stał się kolejnym piłkarzem, który zawiódł po opuszczeniu Frankfurtu. W Lipsku rozegrał ponad 100 meczów, ale nie zdobył nawet 30 bramek. Co więcej, nie poradził sobie na wypożyczeniu do Realu Sociedad. Obecnie wciąż jest związany z "Bykami", ale stanowi dopiero trzeci wybór Marco Rose.

Rekord świata i okolic

Nic jednak nie może równać się z tym, co Eintracht wyczarował w przypadku Randala Kolo Muaniego. Drugiego takiego transferu nie będzie, po prostu. W 2022 roku, gdy "Orły" wyciągnęły Francuza z Nantes na zasadzie wolnego transferu, transakcja przeszła bez wielkiego echa, bo nie było podstaw, aby urządzać raban. Ot, Kolo Muani strzelił 12 goli w Ligue 1, ale więcej mieli choćby Mohamed Bayo, Gaetan Laborde, nie mówiąc już o Martinie Terierze.
Niemniej, nowy napastnik Eintrachtu w Bundeslidze spisywał się doskonale. Zdobył 15 bramek, na rozkładzie miał między innymi Bayern i Bayer, a do tego dołożył aż 14 asyst. Tym samym stał się liderem klasyfikacji kanadyjskiej i jednym z trzech piłkarzy, którzy wykręcili double-double. Jakby tego było mało, Kolo Muani radził sobie też w innych rozgrywkach, trafiał i w Lidze Mistrzów, i w Pucharze Niemiec. Na połknięcie haczyka nie trzeba było długo czekać.
Tym razem Eintracht złowił najgrubszą z ryb. W 2023 roku po Francuza ruszyło PSG, które właśnie rozstało się z Neymarem. Hegemon Ligue 1 nie zamierzał oszczędzać, poszedł na wszystkie żądania stawiane przez Eintracht. Kolo Muani wrócił do ojczyzny za 95 milionów euro, kosztował tyle, co Harry Kane. Do tej pory jest 18. najdroższym zawodnikiem w historii i chociaż lista ta pełna jest złych transferów, to Kolo Muani dzielnie walczy o miano najbardziej przepłaconego. 11 goli i siedem asyst w 54 meczach na kolana nie rzuca. Obecnie mówi się o tym, że 26-latek pożegna się z Paryżem i zakotwiczy w Serie A lub Premier League.
Jak widać, Eintracht zarabiał przede wszystkim na napastnikach, co dziwić nie może, bo za graczy ofensywnych zwyczajowo płaci się więcej. W całej wyliczance nie można więc pominąć Jespera Lindstroma, czyli skrzydłowego, który też zmienił barwy w 2023 roku. Na Duńczyka skusiło się Napoli i zapłaciło 30 milionów euro. Było to zadziwiające z każdego względu - Lindstrom strzelił wprawdzie dziewięć goli i zanotował cztery asysty, ale w drugiej połowie sezonu 2022/23 był właściwie bezproduktywny, a ponadto pauzował ze względu na kontuzję. Mimo tego Napoli, nie oglądając się na tak trywialne kwestie, dokonało jednego z najdroższych ruchów w swojej historii.
Nietrudno zgadnąć, że Lindstrom we Włoszech furory nie zrobił. Przypominał postać z mema, niedźwiedzia polarnego w Teksasie albo konia na balkonie. Nie zrobił niczego, a niedawno został wypożyczony do Evertonu. W Liverpoolu jest rezerwowym, chociaż szczególnej konkurencji nie ma.

Jest tu jakiś cwaniak?

Teraz Eintracht znów rozłożył sieć i czeka. W perspektywie ma kolejny transfer przyprawiający o zawroty głowy. Manchester City uprał się na Omara Marmousha i już rozpoczął negocjacje z piłkarzem, o czym pisaliśmy TUTAJ. Oczywiście, Egipcjanin wcale nie musi podążyć drogą byłych graczy "Orłów", ale historia sprzedaży niemieckiego klubu dziwnie stroni od wyjątków. Dookoła 25-latka krążą liczne znaki zapytania, ale angielski gigant zdaje się je ignorować.
Marmoush został wyceniony na bagatela 80 milionów euro. Zawdzięcza to 18 trafieniom i 12 asystom w bieżącym sezonie, szaleństwom w meczu z Bayernem, udanym spotkaniom w Lidze Europy. Eintracht wypromował go niczym Kolo Muaniego i sprzedać chce za niewiele mniejsze pieniądze. Jeśli się uda, to ekipa z Frankfurtu straci swojego gwiazdora, ale z takiego położenia zawsze potrafiła wyjść obronną ręką i to zazwyczaj bez ponoszenia większych kosztów. Tylko raz "Orły" wyłożyły ponad 20 milionów euro na zawodnika, a i tak zarobiły, wszak zawodnikiem tym okazał się Luka Jović.
Serb pozostaje przy tym swego rodzaju wybrykiem. Eintracht potrafi bowiem nie tylko genialnie sprzedawać, ale też wybitnie kupować. Kolo Muani za darmo, Lindstrom za siedem milionów, Silva za trzy, Haller za 12, a Marmoush też za darmo. Egipcjanin przed trafieniem pod orle skrzydła nie potrafił przebić się w Wolfsburgu, zawiódł też w drugoligowym St. Pauli. We Frankfurcie jednak wzniósł się na swoje wyżyny.
Frankfurt słynie ze swego lotniska, jest jednym z najważniejszych węzłów komunikacyjnych w Europie. Dzień w dzień przez terminale przechodzą tysiące osób. Niewykluczone, że właśnie w tym momencie znajduje się wśród nich ktoś, kogo Eintracht sprzeda z kolosalną przebitką.
Może i Niemiec płacze, jak sprzedaje. W wypadku Eintrachtu są to jednak głównie łzy radości.

Przeczytaj również