Mieli spaść z hukiem, są tuż za podium. Największa sensacja sezonu wyprzedza wielkie potęgi
W poprzednim sezonie zajęli dopiero szóste miejsce na zapleczu hiszpańskiej La Liga, ale po barażach wywalczyli przepustkę do elity. Do niej weszli już z drzwiami i futryną. Po 18 rozegranych meczach są w tabeli wyżej niż Atletico Madryt czy Barcelona, a w czołowych ligach Europy próżno szukać jakiegokolwiek zespołu, który lepiej punktuje na własnym stadionie. Tam są niemal bezbłędni. Mowa oczywiście o Rayo Vallecano.
Ta ostatnia kwestia jest dość zaskakująca, bo nawet grając w Segunda Division zespół z Campo de Futbol de Vallecas nie był u siebie aż tak skuteczny. Na 21 takich spotkań wygrał w poprzednim sezonie 11, cztery razy remisował, a sześciokrotnie pozwalał rywalom na wywiezienie kompletu punktów. Teraz jednak madrycki klub stworzył u siebie prawdziwą twierdzę.
Falstart
Początek sezonu nie mógł wskazywać, że Rayo będzie w tej kampanii taką rewelacją. Zaczęło się od dwóch porażek. Obu na wyjeździe. Najpierw z Sevillą (0:3), zaraz potem z Realem Sociedad (0:1). Rozczarowanie? Raczej nie. Scenariusz najbardziej prawdopodobny. Rayo walczyło oczywiście o punkty, ale na tak trudnych terenach zdecydowanie nie było faworytem.
Gonitwa zaczęła się od trzeciej kolejki. Pierwszy domowy mecz i od razu w świat poszedł sygnał, że Vallecano nie ma zamiaru być stałym dostarczycielem punktów. Zwłaszcza w swojej świątyni. Do madryckiej dzielnicy Vallecas wpadła Granada i przegrała aż 0:4.
Wymarzony transfer
Zwycięstwo doprowadziło kibiców do euforii, ale jeszcze większą kilka dni później wywołał Radamel Falcao. Kolumbijski snajper, który w przeszłości czarował na hiszpańskich boiskach w barwach Atletico Madryt, a pograł też m.in. w Porto, Monaco, Manchesterze United czy Chelsea, postawił na transfer do beniaminka La Liga.
- Pracuję tu od czternastu lat i nie widziałem takiego szaleństwa - mówił jeden z kibiców, cytowany przez hiszpański dziennik “ABC”, gdy próbował kupić wejściówkę na mecz z Getafe chwilę po ogłoszeniu, że “El Tigre” będzie teraz zawodnikiem Rayo.
Niewiele na to wskazywało
- Na początku sezonu Rayo skazywano nie tylko na spadek, ale wprost na zajęcie ostatniego, 20. miejsca w tabeli. Atmosfera mimo niespodziewanego awansu do La Liga jest daleka od doskonałej. Z klubu odchodzą księgowi, trwa spór o karnety z fanami, którzy w proteście prowadzą “cichy doping”. Każdy mecz przynosi okrzyki “Presa, odejdź!”. Przepaść między zarządem a kibicami jest skrajnie głęboka - pisaliśmy na początku września w artykule poświęconym przenosinom Falcao do Rayo. Cały tekst znajdziecie TUTAJ.
Jak więc widzicie - nikt nie mógł spodziewać się, że beniaminek zacznie grać aż tak fenomenalnie.
Drużyna domowa
Dziś Rayo to zespół, który ma dwa oblicza. To kapitalne pokazuje w każdym meczu na własnym stadionie. Rozegrał ich już w bieżącym sezonie w La Liga dziewięć. Wygrał osiem, a raz zremisował. Punkcik zdołała ugrać jedynie Celta Vigo. Poza tym na tarczy z Vallecas wyjeżdżali:
- Granada (4:0)
- Getafe (3:0)
- Cadiz (3:1)
- Elche (2:1)
- Barcelona (1:0)
- Mallorca (3:1)
- Espanyol (1:0)
- Alaves (2:0)
25 punktów, bilans bramek 19:3. Prawdziwi królowie własnego podwórka. U siebie Rayo zgromadziło o trzy oczka więcej niż Sevilla (która rozegrała mecz mniej) i o cztery więcej niż Real Madryt.
Co więcej, we wszystkich czołowych ligach Europy, a więc także w Bundeslidze, Serie A, Premier League i Ligue 1, znajdziemy tylko jeden zespół, który pod względem punktów zgromadzonych na własnym stadionie może równać się z Rayo. To PSG. Podopieczni Mauricio Pochettino mają identyczny bilans ośmiu zwycięstw i remisu w dziewięciu meczach, ale już bilans bramkowy wykręcili gorszy.
Drugie oblicze na wyjazdach
Gdyby Rayo tak fantastyczną dyspozycję potrafiło przełożyć przynajmniej na część meczów rozgrywanych na wyjazdach, dziś pewnie otwierałoby ligową tabelę. Problem jednak w tym, że w delegacji podopieczni Andoniego Iraoli są całkowicie innym zespołem. Na dziewięć takich meczów wygrali tylko jeden, a dwa razy zremisowali. Sześć pozostałych wyjazdów to już porażki.
Zbierając to jednak wszystko do kupy - sytuacja zespołu i tak jest znakomita. Klub, który miał bronić się przed spadkiem, a przez wielu był skazywany na zamykanie tabeli, jest po 18 kolejkach na fantastycznym czwartym miejscu. Do trzeciego Betisu traci zaledwie trzy punkty. Wyprzedza Atletico Madryt, Barcelonę, Real Sociedad czy Villarreal. I kilkanaście innych zespołów z hiszpańskiej elity.
Przewaga Rayo nad strefą spadkową to dziś 15 punktów. Nie takie historie futbol widział, ale trudno podejrzewać ekipę z Vallecas o to, że będzie musiała drżeć o swój ligowy byt. A kto wie, może pokusi się o coś więcej?
Co z tym Falcao?
Osoby, które na co dzień nie śledzą zawzięcie ligi hiszpańskiej, a na wstępie naszego tekstu przeczytały o fetowanym transferze Falcao, pewnie zastanawiają się, jak Kolumbijczyk odnalazł się w ekipie hiszpańskiego beniaminka. Odpowiadamy - może nie znakomicie, ale na pewno dobrze. Strzelił już pięć ligowych bramek i jest pod tym względem najlepszym zawodnikiem zespołu, wspólnie z Alvaro Garcią.
Chwalić można właściwie całą drużynę, na czele z defensywą, która w dziewięciu domowych meczach pozwoliła rywalom na strzelenie zaledwie trzech goli, ale wspomnieć warto na pewno także o najlepszym asystencie całej ligi - Oscarze Trejo. 32-letni Argentyńczyk, który w Rayo jest od kilku ładnych lat, zaliczył już w bieżącej kampanii osiem decydujących podań i wyprzedza pod tym względem Karima Benzemę (7) oraz Ikera Muniaina (5). Sam dołożył też trzy trafienia.
***
W tym momencie Rayo to chyba główny kandydat do miana pozytywnej sensacji sezonu. Grania pozostało jeszcze sporo, dlatego warto zachować przy takich prognozach dystans, ale na chwilę uwagi piłkarze z Vallecas zasłużyli sobie już teraz. Pokazują, że niemożliwe nie istnieje.