Seryjni zwycięzcy musieli zagrać rezerwowymi. W tle walka o klub i możliwy spadek. "Synowie po dwóch stronach"
W poprzednim sezonie byli w grze o mistrzostwo Hiszpanii, a po dwunastu miesiącach muszą się martwić o utrzymanie. Sevilla ma już w tym sezonie trzeciego trenera i zaledwie pięć punktów przewagi nad strefą spadkową. To jakie są obecnie priorytety pokazał skład na pierwszy mecz ćwierćfinału Ligi Europy z Manchesterem United.
Sevilla to Liga Europy, a Liga Europy to Sevilla. Żaden inny klub tak bardzo nie kojarzy się z drugim co do prestiżu europejskim pucharem jak właśnie zespół ze stolicy Andaluzji. Triumfowali w tych rozgrywkach aż sześciokrotnie. Nie można wykluczyć, że sięgną po siódmy tytuł, ale kluczowe na teraz jest utrzymanie się w La Liga.
Rezerwowi na ćwierćfinał
Rywalizacja z Manchesterem United jawiła się jako najbardziej prestiżowe starcie w najlepszej ósemce Ligi Europy. Kibice mogli być zatem mocno zaskoczeni, kiedy zobaczyli skład hiszpańskiego zespołu. W podstawowym zestawieniu zabrakło najlepszego strzelca - Youssefa En-Nesyriego, a także podstawowego środkowego obrońcy - Loica Bade i kilku innych piłkarzy z reguły grających od pierwszej minuty.
Wszystko to za sprawą bardzo słabego sezonu w lidze, w której Sevilli realnie grozi pierwszy spadek w XXI wieku. W niedzielę rozegra niezwykle istotne spotkanie z Valencią, która jest w strefie oznaczającej relegację, więc prawdopodobnie Jose Luis Mendilibar uznał, że w czwartkowy wieczór nie ma co szaleć. W tym momencie warto poświęcić kilka słów trzeciemu już trenerowi w tym sezonie. Mendilibar to bardzo doświadczony szkoleniowiec, który najlepszy czas przeżywał w Eibarze, z którym awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej. To jednak też zupełnie inny typ szkoleniowca niż dwaj poprzedni - Julen Lopetegui i Jorge Sampaoili.
- Kochałem filozofię Sampaoliego, ale wydarzyło się wiele złych rzeczy - mówił Ivan Rakitić, po którym też już widać upływ czasu. Inni zawodnicy wskazywali na nieporozumienia i brak spójności w taktyce Argentynczyka, który wytrzymał na stanowisku zaledwie kilka miesięcy. Drużyny Mendilibara mają za to grać prosto, konkretnie i bezpośrednio. Nie jest fanem nowinek technicznych, nie przepada za VARem. - Nie wiem, kiedy trzeba go stosować. Ktoś musi mieć jakiś interes wprowadzając takie rzeczy, którego niczego nie uczą. Odbiera dynamikę, zatrzymujemy się, skończymy jak w futbolu amerykańskim - twierdził. Nie aspiruje żeby wymyślać futbol na nowo, nie przepada za długim posiadaniem piłki. W Sevilli został zatrudniony do konkretnego zadania - podpisał umowę do końca sezonu, w którym ma zabezpieczyć obecność w przyszłych rozgrywkach w La Lidze.
Nie był też pierwszym wyborem, ale ani Jose Bordalas, ani Marcelinho nie chcieli przejmować w końcówce sezonu drużyny w takich tarapatach. Mendilibar ma ogromne doświadczenie, prowadził zespoły w ponad 450 meczach ligowych. Europejskie puchary traktowane są jako dodatek. Czuję się jakbym wygrał los na loterii - powiedział o poprowadzeniu Sevilli w dwumeczu przeciwko Manchesterowi United. Wcześniej nie miał okazji prowadzić drużyny na poziomie europejskich pucharów. Zaliczył tylko krótki epizod z Athletikiem w Pucharze Intertoto na początku XXI wieku.
Przeciekająca obrona
Co jednak spowodowało aż taki regres w ciagu kilkunastu miesięcy? W poprzednich rozgrywkach olbrzymim atutem był defensywa. Sevilla straciła najmniej goli w całym sezonie, mniej nawet niż mistrzowski Real Madryt. Uzbierała też aż siedemnaście czystych kont, więcej miał jedynie Real Sociedad. Łącznie doprowadziło to do zaledwie czterech porażek, nikt nie miał mniej, jedynie Real Madryt tyle samo. Problemem w wyścigu mistrzowskim okazały się remisy, których Sevilla uzbierała aż szesnaście, najwięcej w lidze, i straciła dystans do zespołu Carlo Ancelottiego. Ostatecznie zakończyła sezon na czwartym miejscu.
Latem sprzedała dwa filary defensywy - Julesa Kounde i Diego Carlosa. Ten pierwszy trafił do Barcelony, a drugi do Aston Villi. To nie była pierwsza w historii klubu sytuacja, kiedy sprzedaje swoich czołowych piłkarzy, w zasadzie od lat Sevilla tak funkcjonuje, ale dotąd najczęściej dzięki Monchiemu potrafiła ich zastępować. Tym razem letnie zakupy w dużej mierze okazały się nieudane, co cały czas ma konsekwencje.
Pożegnano się już z Isco, Adnanem Januzajem i Kasperem Dolbergiem. Każdy z nich W Andaluzji się nie odnalazł. Z kolei Tanguy Nianzou, wychowanek PSG sprowadzony z Bayernu, na razie zupełnie nie potrafi wypełnić luki po sprzedanych środkowych defensorach. Na długo wypadł też inny następca - Marcao, który dopiero ostatnio wrócił do gry. To wszystko spowodowało, że z konieczności blok obronny musieli tworzyć zawodnicy, którzy najczęściej grali w karierze na innych pozycjach.
Skutek jest taki, że w lidze Sevilla straciła już 44 gole, o czternaście więcej niż w poprzednich rozgrywkach, a do rozegrania pozostało jeszcze dziesięć spotkań. Nie ma też w tym żadnego przypadku albo pecha. Gole oczekiwane przeciwko Sevilla ma trzecie najgorsze w lidze, podobnie jak liczbę strzałów oddanych na jej bramkę. Nie rekompensuje też tego wybitnymi osiągnięciami w ofensywie, jej bilans bramkowy jest szósty najgorszy. Najlepszy strzelec, En-Nesyri, ma zaledwie siedem bramek, a i tak na jego formę i tak ostatnio nie można narzekać, bo wszystkie gole strzelił w 2023 roku.
Walka o władzę
Słaba forma na boisku to nie jedyne problemy, jakie ma Sevilla. W tle toczy się walka o władzę nad klubem, w której po dwóch stronach ścierają się ludzie z tej samej rodziny. Wpływy chciałby odzyskać Jose Maria del Nido, były wieloletni prezydent klubu, który rządził i rozwinął Sevillę na początku XXI wieku. Później jednak stracił stanowisko, trafił nawet na kilka lat do więzienia, a teraz powraca. U swego boku ma jednego z synów, jednak nie cala rodzina del Nido stoi po jednej stronie. Z obecnym prezydentem, Jose Castro, współpracuje inny z potomków del Nido. W ostatnich miesiącach doszło do wielu wymian pomiędzy stronami, padły wzajemne oskarżenia, że "ten drugi jest rakiem trawiącym Sevillę". Jeszcze w kwietniu ma zostać wydany wyrok, który albo przybliży del Nido do powrotu do władzy, bądź pozbawi go na to nadziei.
W niedzielę zespół, który ma składzie dwóch mistrzów świata, Gonzalo Montiela i Marcusa Acunę, zagra z Valencią i ewentualne zwycięstwo mocno przybliży ich do utrzymania. To może też pomóc w podejściu do rewanżowego spotkania z Manchesterem United. Mocno niespodziewanie, po bardzo słabej większości spotkania, Sevilla wywiozła z Old Trafford remis 2:2 i w rewanżu może mieć spore nadzieje na awans do półfinału. Szczególnie, że rywale zagrają bez kontuzjowanego Lisandro Martineza i zawieszonego Bruno Fernandesa. Za każdym razem, kiedy Sevilla docierała do najlepszej ósemki Ligi Europy, to później ją wygrywała. Na razie jednak w klubie z Andaluzji patrzą za siebie w tabeli, a nie na europejskie trofeum.