Przyszedł "z braku laku", stał się ważnym ogniwem. Nieoczywisty bohater Liverpoolu. "Czeka ich ból głowy"
Wataru Endo wyrasta na zaskakująco istotne ogniwo Liverpoolu. Japończyk, który latem trafiał na Anfield jako rozwiązanie awaryjne, ostatnio odgrywa ważną rolę w układance Juergena Kloppa. I choć jeszcze na początku jego pobytu w Anglii mało kto by to przewidział, wyjazd Japończyka na Puchar Azji może przysporzyć Niemcowi sporego bólu głowy.
Latem nie stanowił nawet pierwszego wyboru, jeśli chodzi o wzmocnienia, a teraz wielu kibiców nie wyobraża sobie bez niego podstawowej jedenastki. Pierwsze kilka miesięcy Wataru Endo w barwach Liverpoolu to opowieść o ciężkiej, sumiennej pracy i udowadnianiu własnej wartości na murawie. Po jego pierwszych występach na Anfield wiele osób wątpiło, że to zawodnik gotowy, aby pomóc “The Reds”. Teraz chyba każdy sympatyk 19-krotnych mistrzów Anglii może mieć uzasadnione obawy w związku z jego wyjazdem na Puchar Azji.
Defensywny pomocnik z Japonii wyrósł w ostatnich tygodniach na piłkarza, który stabilizuje środek pola ekipy Juergena Kloppa. Stosując znaną piłkarską metaforę: “nosi fortepian, żeby inni mogli na nim grać”. Obecność zawodnika o jego charakterystyce sprawia, że gracze z ofensywy mają możliwość spokojnego rozwinięcia skrzydeł. A na tym korzysta cała drużyna.
Nie był nawet planem “B”
Letnie okienko transferowe w czerwonej części Merseyside upłynęło pod znakiem rewolucji w środku pola. Liverpool opuścili Fabinho i Jordan Henderson, wcześniej będący trzonem pomocy, która miała wydatny udział w zdobyciu mistrzostwa kraju i wygraniu Ligi Mistrzów. Dodatkowo z klubu odeszli Naby Keita, Alex Oxlade-Chamberlain czy doświadczony James Milner. W centralnej strefie boiska otworzyło się sporo wakatów.
Nie może więc dziwić, że dość szybko dopięto wielomilionowe transfery Dominika Szoboszlaia i Alexisa Mac Allistera - dwóch bardzo cenionych pomocników. Obaj to jednak gracze o charakterystyce bardziej ofensywnej, dobrze czujący się w kreacji. Konieczne było jeszcze pozyskanie zastępcy dla Fabinho, piłkarza odpowiadającego za destrukcję i zabezpieczanie środka pola.
Sztab Liverpoolu miał dwóch faworytów do tej roli: Moisesa Caicedo i Romeo Lavię. Obaj, zamiast na Anfield, wylądowali w Chelsea. Zaczęło się więc poszukiwanie rozwiązań alternatywnych. Przez pewien czas media pisały o zainteresowaniu Manu Kone z Borussii Moenchengladbach, ale ostatecznie znaleziono inny “plan awaryjny”, bo tutaj nie można nawet mówić o planie “B”. Nowy dyrektor sportowy, Joerg Schmadtke, zajrzał na rodzimy, niemiecki rynek i wyciągnął ze Stuttgartu ich 30-letniego kapitana: Wataru Endo. Ten ruch zaskoczył niemal wszystkich. I trudno się dziwić, bo to nazwisko nie kwalifikuje się do futbolowej kategorii “sexy”. Wydawało się, że Klopp i spółka wzięli “zapchajdziurę”.
- Klopp znalazł się pod ścianą, a Schmadtke postanowił postawić na zawodnika, którego obserwował wcześniej w Bundeslidze. Wiek, cena oraz ścieżka kariery Endo sugerowały, że to paniczny zakup, ale przyszłość udowodniła, że było zgoła inaczej - wspomina Jakub Schulz, redaktor portalu Angielskie Espresso.
Bohater ostatniego miesiąca
W początkowej fazie sezonu rola Endo w meczach ligowych ograniczała się jedynie do funkcji rezerwowego. Jeśli Japończyk pojawiał się na murawie, to głównie grając “ogony”. Preferowanym wyborem na pozycji najniżej ustawionego pomocnika był Mac Allister, który mógł zostać cofnięty na nienaturalną dla siebie pozycję dzięki pozyskaniu Ryana Gravenbercha w ostatni dzień okienka transferowego. Choć menedżer 19-krotnych mistrzów Anglii co jakiś czas powtarzał, że 30-letni Japończyk to dla niego ważna postać, znajdował się on w kolejce do gry za praktycznie wszystkimi konkurentami.
- Eksperci zajmujący się Bundesligą po transferze wskazywali, że nie jest on najszybszym zawodnikiem. Biorąc pod uwagę wyższe tempo gry w Anglii, można było się spodziewać, że wejście do Premier League może być dla Endo bolesne. Od początku pomocnik wykazywał się dużą walecznością i pożądaną przez Kloppa intensywnością w pressingu. Wyglądał jednak na nieco zagubionego i zbyt wolno podejmującego decyzje - mówi Schulz o jego początkach w nowych barwach.
Manewr z Argentyńczykiem miał jednak swoje minusy. Mistrz świata z Kataru to piłkarz specjalizujący się raczej w rozegraniu. Destrukcja nie jest jego mocną stroną, czasem brakuje mu też intensywności i agresywności, charakterystycznych dla defensywnych pomocników. Widać to było chociażby w zremisowanym z Manchesterem City starciu na Etihad, gdzie ewidentnie nie nadążał. Niemniej, Japończyk do grudnia tylko dwa razy pojawił się w podstawowej jedenastce w meczu Premier League.
- Szybkość gry sprawia, że pod względem fizycznym trudno się przystosować - cytuje słowa wypowiedziane przez eks-gracza Stuttgartu niedługo po starciu z “Obywatelami” Evening Standard. - Mam już 30 lat, ale czuję, że dalej mogę się rozwijać. Gdy tu trafiłem, rozmawiałem z trenerem o sposobie gry Liverpoolu. Od tamtej pory staram się w to wpisać, a on dużo ze mną rozmawia.
Niedługo potem nadeszło starcie z Fulham. Endo, występujący do tamtej pory od pierwszej minuty tylko w pucharach, wszedł z ławki w końcówce i zdobył bardzo ważnego gola na 3:3. W kolejnym meczu Klopp wrzucił go do podstawowej jedenastki, a uraz odniósł Mac Allister. W efekcie defensywny pomocnik nie opuścił pierwszego składu w żadnym z następnych ośmiu meczów. Co więcej, grał od pierwszej minuty we wszystkich spotkaniach grudniowego maratonu, gdy w kalendarzu znalazło się aż pięć starć na trzech różnych frontach w ciągu zaledwie 15 dni. Od 2006 roku żaden piłkarz Liverpoolu nie zaliczył tylu występów od pierwszej minuty w tak krótkim okresie. W uznaniu za swą postawę Endo zgarnął też klubową nagrodę dla najlepszego zawodnika miesiąca.
Tego im brakowało
Letni nabytek, w który wielu wątpiło, odwdzięczył się Niemcowi za zaufanie tym, czego brakowało drużynie we wcześniejszym okresie i otrzymał za to nagrodę. Stał się harującym w destrukcji “pitbullem”. Pracusiem, pozwalającym wyżej ustawionym partnerom rozwinąć skrzydła. Choć z piłką przy nodze nie potrafi popisać się taką kreatywnością, jak Mac Allister, daje bez niej zdecydowanie większą stabilizację, zabezpieczając kolegów i pozwalając im na swobodę, co działa z korzyścią dla całego zespołu.
Od momentu wskoczenia Endo do pierwszego składu drużyna z Anfield wykorzystała potknięcia reszty czołówki i wspięła się na fotel lidera. Średnia liczba bramek traconych w tym czasie przez Liverpool na boiskach Premier League spadła o jedną trzecią - z 1,0 do 0,67 na mecz. “The Reds” zagrali też jedyne dwa spotkania, w których oddawali ponad 30 strzałów na bramkę rywali (i to z wysoko notowanymi rywalami: Manchesterem United i Newcastle United). Za postawę w obu z nich Japończyk zbierał duże komplementy, odgrywając ważną rolę w zdominowaniu środka pola.
- W ostatnich meczach pokazałem, dlaczego tu jestem - stwierdził Endo w niedawnej rozmowie z klubową telewizją. I trudno się z tym nie zgodzić.
Niespodziewany ból głowy
- Muszę przyznać, że podobało mi się to, jak grał. Trochę szkoda, że akurat, gdy się odnalazł, musi jechać na Puchar Azji. (...) Co za gość, co za zawodnik. Bardzo ważny, ale w styczniu będziemy sobie musieli radzić sobie bez niego. (...) Trochę zajęło mu pokazanie, jak dobry naprawdę jest, ale teraz to widać. Naprawdę mnie to cieszy - mówił Klopp o 30-latku po meczu z Burnley.
Niemiec może mieć niespodziewany powód do zmartwień. W kadrze pierwszej drużyny nie ma bowiem piłkarza o podobnej charakterystyce. Podczas turnieju międzynarodowego przez kilka tygodni ponownie będzie musiał radzić sobie bez nominalnego defensywnego pomocnika, a ostatnie tygodnie dobitnie pokazały, że posiadanie takiego gracza na murawie jest szalenie istotne. Dostrzega to również prasa. W ostatnich tygodniach na łamach wielu zajmujących się sportem brytyjskich portali internetowych pojawiły się artykuły o tym, że choć to wyjazd Mohameda Salaha na Puchar Narodów Afryki stanowi największe osłabienie liderów Premier League, nieobecność Endo również okaże się problematyczna.
- Od pewnego czasu 30-latek jest wyjściowym defensywnym pomocnikiem Liverpoolu. Japończyk wykorzystał okres absencji Mac Allistera, który grając niżej nie pokazywał aż takiej jakości, do jakiej przyzwyczaił nas bliżej bramki przeciwnika - ocenia Schulz. - W najbliższym czasie jednak Argentyńczyk znowu będzie musiał przejąć obowiązki w destrukcji. Ponoć Thiago Alcantara jest już blisko powrotu na boisko, ale niestety mimo wielkiej klasy jego zdrowie jest tak kruche, że Klopp nie może na niego liczyć. To samo tyczy się kontuzjowanego młodego Stefana Bajceticia, w którego bardzo wierzy niemiecki trener.
Japończyk to na razie chyba największe zaskoczenie tych rozgrywek na Anfield. Stał się istotnym ogniwem zespołu, który na półmetku sezonu przewodzi w tabeli Premier League.
- Dyspozycja Liverpoolu jest niespodzianką dla wielu ekspertów. Endo z pewnością przekonał zdecydowaną większość fanów Premier League, którzy podśmiechiwali się z tego transferu. Przebija go chyba tylko Jarrell Quansah, który wrócił latem z wypożyczenia, wykorzystał szansę i z miejsca wszedł do składu, pokazując jakość na poziomie Premier League - podsumowuje redaktor Angielskiego Espresso.
Japończyk to nie wirtuoz, ale piłkarz pozwalający odciążyć ofensywnych liderów. A takich graczy Klopp potrafi docenić. Z zakupu przeprowadzonego, jak to się brzydko mówi, “z braku łaku”, niespodziewanie Endo stał się ulubieńcem trybun. Takie historie futbol uwielbia.