Premier League mocno zmieni się po Brexicie. Najwięcej do wygrania mają młodzi Anglicy
Światy futbolu i polityki mogą wydawać nam się obce, ale pewne wydarzenia wywierają wpływ na niemal każdy aspekt życia codziennego. Bez wątpienia do tej kategorii można zakwalifikować Brexit, czyli opuszczenie przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. Zmiany wywołane przez wyniki referendum z 2016 roku dotkną nawet jednej z największych angielskiej świętości – piłki nożnej.
Pierwotnie planowano, że sam proces wyjścia Wielkiej Brytanii rozpocznie się 29 marca, jednak już wiadomo, że dojdzie do pewnych opóźnień. Kilkutygodniowe obsunięcia czasowe nie zmieniają faktu, iż już niedługo cały „wyspiarski” naród zostanie wywrócony do góry nogami.
Dotyczy to zarówno zwykłych obywateli, jak i czołowej piłkarskiej ligi świata – Premier League, która stoi u progu jednej z największych rewolucji w historii swojego istnienia.
Rygorystyczne przepisy
Angielskie kluby stracą przywileje związane z usytuowaniem w państwach członkowskich Unii Europejskiej. Najboleśniejszy w skutkach może okazać się zakaz sprowadzania zawodników, którzy nie ukończyli jeszcze 18 lat. FIFA zezwala na transfery piłkarzy w przedziale wiekowym 16-18, ale tylko w przypadku, gdy zarówno strona oddająca, jak i kupująca to kluby z państw należących do UE.
Brak możliwości kupna utalentowanych juniorów, za których jeszcze nie trzeba płacić dziesiątek lub setek milionów, może całkowicie zachwiać polityką transferową angielskich klubów. Gdyby tego typu restrykcje weszły w życie kilkanaście lat wcześniej jeden z najlepszych pomocników Premier League ostatnich lat prawdopodobnie nigdy nie zawitałby na angielskie boiska.
Problemy wywołane Brexitem nie kończą się na niemożności kontraktowania nieletnich „perełek”. Kluby będą musiały uważać nawet przy okazji kupna dorosłych zawodników z innych europejskich lig, ponieważ będą oni musieli uzyskać pozwolenie na pracę w kraju, który nie należy do UE.
Zawodnik otrzymuje tego typu dokument automatycznie, jeśli spełnia odpowiednie kryteria ustalone przez FIFA. Podstawą są występy w narodowych barwach oraz miejsce w rankingu FIFA zajmowane przez dane państwo.
Pozwolenie na pracę otrzymają piłkarze z państw zajmujących w rankingu FIFA lokatę:
1-10 jeśli zagrali w 30% spotkań w ciągu ostatnich dwóch lat
11-20 jeśli zagrali w 45% spotkań w ciągu ostatnich dwóch lat
21-30 jeśli zagrali w 60% spotkań w ciągu ostatnich dwóch lat
31-50 jeśli zagrali w 75% spotkań w ciągu ostatnich dwóch lat
11-20 jeśli zagrali w 45% spotkań w ciągu ostatnich dwóch lat
21-30 jeśli zagrali w 60% spotkań w ciągu ostatnich dwóch lat
31-50 jeśli zagrali w 75% spotkań w ciągu ostatnich dwóch lat
Tego rodzaju przepisy znów uderzają przede wszystkim w angielski skauting. Kluby w wielu przypadkach stracą możliwość ściągania w swoje szeregi wyróżniających się zawodników, jeśli ci nie będą stanowili o sile swoich kadr narodowych. Szczególnie ucierpieć mogą na tym mniejsze ekipy, które bazowały na pozyskiwaniu z innych topowych europejskich lig graczy pozbawionych szans na regularną grę w macierzystych drużynach.
O tym jak ważnym elementem polityki transferowej są tego typu działania, niech świadczy choćby przykład mistrza Premier League z sezonu 15/16 – Leicester City. „Lisy” dokonały jednej z największych sensacji w historii futbolu, a architektami niebywałego sukcesu byli zawodnicy ściągnięci z Ligue 1, którzy wówczas w ogóle nie łapali się do swoich kadr narodowych. Już w przyszłym sezonie tego typu proceder będzie zakazany.
Ucierpieć mogą również Brytyjczycy, którzy obecnie występują za granicą. Dla przykładu, w La Lidze obowiązuje przepis mówiący, iż kluby mogą mieć w pierwszej drużynie maksymalnie trzech zawodników spoza Unii Europejskiej. Półwysep Iberyjski nie jest preferowanym przez piłkarzy z „Wysp” kierunkiem, ale ci, którzy jednak występują na hiszpańskich boiskach, będą mieć spore problemy.
Powrót Anglików na angielskie boiska
Trudności związane z przeprowadzaniem jakichkolwiek transferów ewidentnie nie spodobały się angielskim klubom, które są oparte na piłkarzach z zagranicy. Skalę niezadowolenia klubów z Premier League najlepiej oddaje przeprowadzone niedługo po referendum głosowanie, w którym żadna z ekip występujących w najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii nie poparła Brexitu.
Opuszczenie Unii Europejskiej i obostrzenia przy okazji pozyskiwania nowych graczy sprawiają, że angielskie kluby będą musiały wreszcie postawić na…Anglików. Nie jest to takie oczywiste jeśli spojrzymy na to, jak niewielką rolę w rodzimej lidze odgrywają „Synowie Albionu”.
Polityka eksportu utalentowanych Anglików, którzy byli wypierani z rodzimych klubów przez obcokrajowców prawdopodobnie dobiegnie końca. Już niedługo znikną całkowicie transakcje w stylu wypożyczeń Patricka Robertsa do Girony, Reissa Nelsona do Hoffenheim czy oddaniu Jadona Sancho do BVB.
Niebawem stawianie na utalentowanych wychowanków, którzy pragnęliby wchodzić w świat futbolu w rodzinnych stronach, nie będzie anomalią, ale powszechną praktyką stosowaną przez wszystkie kluby z Anglii.
Istnieje szansa, że restrukturyzacja w zakresie budowy kadr poszczególnych drużyn odwróci niezbyt sprzyjający trend, z którym mieliśmy do czynienia w ostatnich latach na boiskach Premier League. Mowa oczywiście o ogromnym spadku liczby Brytyjczyków w najwyższej klasie rozgrywkowej na „Wyspach”. Procentowy udział obcokrajowców w wielu ligach sięga ogromnych liczb, ale to, co działo się w Anglii wykraczało już poza wszelkie normy.
„Big Six” w odwrocie?
Zmiany przepisów mogą również spowodować ogromne przetasowania na szczycie tabeli Premier League w nadchodzących sezonach. Wydaje się, że największymi ofiarami Brexitu staną się kluby, które dotychczas były hegemonami rozgrywek.
Sukcesy osiągane przez Manchester City, Chelsea, Manchester United czy Arsenal były przede wszystkim efektem ogromnych możliwości na rynku transferowym. Doprowadziło to do drastycznego spadku liczby Anglików w kadrach najlepszych „wyspiarskich” ekip.
Zjawisko jest na tyle poważne, iż dochodzi do tak paradoksalnych sytuacji, jak brak jakiegokolwiek Anglika w hitach Premier League – rozgrywek, które stały się istną „Wieżą Babel” w świecie futbolu.
Czasy transferowego „El Dorado” w połączeniu z marginalizowaniem roli rodzimych wychowanków bezpowrotnie miną, gdy w życie wejdzie kolejna interesująca nowelizacja dot. zmniejszenia maksymalnej liczby obcokrajowców zarejestrowanych w angielskich klubach.
Aż trudno to sobie wyobrazić jeśli weźmiemy pod uwagę, że na tę chwilę tylko 3 drużyny z Premier League spełniają wymagane kryteria – Bournemouth, Southampton i Cardiff. Sytuacja może za to przybrać dramatyczne skutki w topowych ekipach, gdzie Anglików można niejednokrotnie policzyć na palcach jednej ręki.
Konieczność pozyskania minimum pięciu czy sześciu Brytyjczyków przez takie kluby jak Liverpool, Manchester City czy Chelsea może wywołać prawdziwy chaos na rynku transferowym. Szczególnie, że w kadrze np. „Obywateli” znajduje się obecnie 17 zawodników z zagranicy, zatem 5 musiałoby zostać natychmiastowo sprzedanych.
Beneficjenci Brexitu
Skala rewolucji kadrowych w wielu klubach będzie różna i z pewnością najmniejsze straty poniosą kluby, które już dysponują wieloma zawodnikami z „Wysp”. Prawdziwymi zwycięzcami opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię mogą zatem stać się drużyny z nieco niższych półek. Gdy hegemoni będą zmuszeni wywracać skład do góry nogami, kadry Bournemouth, Southamptonu czy Burnley będą mogły pozostać w nienaruszonym stanie.
Dodatkowo ceny Brytyjczyków zapewne drastycznie wzrosną, zatem „Wisienki” będą mogły zarobić wiele milionów na np. Callumie Wilsonie, a „The Clarets” na Tomie Heatonie czy Jamesie Tarkowskim. Wielu Anglików, którzy obecnie występują w klubach z dolnej połowy tabeli Premier League, mogą nagle stać się obiektami zainteresowania największych potentatów potrzebujących „na gwałt” piłkarzy z brytyjskim paszportem.
Ogromnym zwolennikiem Brexitu i wiążących się z nim zmian przepisów jest także szkoleniowiec Cardiff – Neil Warnock.
- Nie mogę się już tego (opuszczenia przez Wielką Brytanię UE - red.) doczekać, szczerze. Do diabła z resztą świata. Będziemy o wiele lepsi bez tego cholerstwa. W każdym aspekcie, również pod względem piłkarskim – komentował optymistycznie menedżer „The Bluebirds”.
Nie można się dziwić zapałowi 70-latka jeśli spojrzymy na kadrę Cardiff. Wiele klubów z Premier League zapewne teraz marzy o pozyskaniu Etheridge’a, Morrisona czy Peltiera.
Nazwiska te na pewno nie budzą takiego respektu jak Ederson, Vertonghen czy Azpilicueta, ale już niedługo to właśnie Brytyjczycy staną się najbardziej pożądanymi kąskami na rynku transferowym.
Niemal połowa drużyn z Premier League będzie zmuszona w najbliższym czasie pozyskać minimum 3, a w niektórych przypadkach nawet 5 piłkarzy z angielskim rodowodem i aż trudno przewidzieć, jak drastycznie wpłynie to na ceny poszczególnych graczy.
Jedyne czego można być pewnym, to zmiany sposobu myślenia większości drużyn z „Wysp”, które na przestrzeni ostatnich lat stawały się koloniami, gdzie było miejsce niemal dla wszystkich poza Anglikami. Brexit sprawia, że tego typu anomalie znikną z brytyjskich boisk, a najbardziej utalentowani reprezentanci „Trzech Lwów” nie będą musieli zdobywać szlifów w Bundeslidze czy La Lidze, ale we własnym domu.
Mateusz Jankowski