Piłkarze jednego meczu. Gol na wagę wygrania Euro, bohater FC Barcelony, “Kosmita” ze stolicy

Piłkarze jednego meczu. Gol na wagę wygrania Euro, bohater Barcelony, “Kosmita” ze stolicy
ph.FAB / shutterstock.com
Są tacy piłkarze, którzy od razu kojarzą nam się z konkretnym meczem. Nawet jeśli wcześniej czy później rozgrywali setki innych spotkań, w świadomości większości kibiców czy obserwatorów zawsze będą łączeni z tym jednym starciem. Kolokwialnie nazywa się ich po prostu piłkarzami jednego meczu. Czasami to dla nich trochę krzywdzące. Niektórzy jednak faktycznie z tej bardzo dobrej strony pokazali się… raz.
Pod lupę bierzemy zarówno największe europejskie kluby i reprezentacje, jak i polskie podwórko. No to bez zbędnego przedłużania, zaczynamy, a na starcie chyba najbardziej oczywiste nazwisko.
Dalsza część tekstu pod wideo

Eder (Portugalia vs Francja)

Finał Euro 2016. Zgodnie z planem dotarła tam grająca u siebie Francja. Nieco niespodziewanie także Portugalia, która wcześniej przez cały turniej wygrała… jeden mecz. Trzy remisy w grupie, później zwycięstwo po dogrywce z Chorwacją, po karnych z Polską i dopiero pokonanie Walii w 90 minutach. Ronaldo i spółka prześlizgnęli się do wielkiego finału, a tam sprawili ogromną sensację, po dogrywce wygrywając z gospodarzami.
Cristiano bohaterem? Nic z tego. Lider ekipy z Półwyspu Iberyjskiego szybko doznał kontuzji. Portugalczycy dociągnęli do dogrywki, a tam decydujący cios zadał Eder. Ten, który w sześciu poprzednich spotkaniach tego turnieju zagrał… 13 minut. Ten sam, który jako napastnik raz strzelił w sezonie 13 goli. I to jego rekord. Przez trzy ostatnie sezony - jako zawodnik Lokomotiwu Moskwa - zdobył łącznie dziesięć bramek. Prawdziwy snajper.

Maxi Lopez (FC Barcelona vs Chelsea)

W styczniu 2005 roku 21-letni wówczas argentyński napastnik trafił z River Plate do FC Barcelony. I w jednym ze swoich pierwszych występów został bohaterem zespołu. “Duma Katalonii” na Camp Nou mierzyła swoje siły z Chelsea w spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Przez długi czas przegrywała 0:1. W 64. minucie Maxi Lopez zmienił Ludovica Giuly’ego, trzy minuty później trafił na 1:1, a chwilę później zaliczył znakomitą asystę przy zwycięskiej bramce Samuela Eto’o.
Wydawało się, że Maxi Lopez będzie kolejnym ulubieńcem trybun w stolicy Katalonii. Ostatecznie zagrał dla Barcelony 19 meczów. Łączny bilans? Dwie bramki i trzy asysty. Później Argentyńczyk pozwiedzał trochę klubów. Był w Rosji, Brazylii, a najwięcej lat spędził we Włoszech, gdzie zresztą występuje do dziś, reprezentując Crotone. Nigdzie nie zrobił większej kariery. Najlepiej spisywał się w Catanii, dla której zdobył 27 bramek w 83 występach.

Jeffren (FC Barcelona vs Real Madryt)

W tym przypadku można chyba napisać o piłkarzu kilku minut. Na pewno dobrze pamiętacie słynną “Manitę”, którą Barcelona sprezentowała Realowi w 2010 roku. Dwie bramki Davida Villi, po jednej Xaviego, Pedro i… Jeffrena właśnie. Wenezuelczyk miał wtedy 22 lata, zapowiadał się naprawdę nieźle, ale wielkiej kariery nie zrobił. W barwach “Dumy Katalonii” zagrał 32 razy, strzelając trzy gole.
Później piłkarska droga poprowadziła go przez Sporting, Real Valladolid, Eupen, Grasshoppers, AEK Larnaka i Slaven Belupo. Niezły zjazd. Może niedługo zobaczymy go jeszcze w Ekstraklasie.

Federico Macheda (Manchester United vs Aston Villa)

W sezonie 2008/2009 Manchester United niemal do końca sezonu walczył o mistrzostwo Anglii z Liverpoolem. Na kilka kolejek przed końcem “Czerwone Diabły” rywalizowały u siebie z Aston Villą. Tylko zwycięstwo dawało im wtedy utrzymanie pozycji lidera. Ale niespodziewanie to goście przez długi czas prowadzili 2:1. Dopiero w 80. minucie wyrównał Cristiano Ronaldo, a w doliczonym czasie sensacyjnym bohaterem gospodarzy został debiutujący 17-letni Macheda, który technicznym strzałem posłał piłkę do siatki.
Może nie był to tylko i wyłącznie piłkarz jednego meczu, chociaż pewnie właśnie z niego kojarzy go dziś większość kibiców. Chyba bardziej zawodnik kilku tygodni. W następnej kolejce Macheda znów zapewnił bowiem Manchesterowi zwycięstwo. Tym razem w starciu z Sunderlandem. Wydawało się, że będzie to kolejna perełka z Old Trafford. Później jednak Włoch zdecydowanie spuścił z tonu. Przygodę z “Czerwonymi Diabłami” zakończył na 36 meczach, w których zdobył pięć bramek. Odchodził na wielokrotne wypożyczenia, ale nigdzie nie spełniał oczekiwań. Odnalazł się dopiero w Panathinaikosie,, gdzie gra od 2018 roku, spisując się całkiem nieźle.

Oleg Salenko (Rosja vs Kamerun)

Ciekawy przypadek. Rosyjski napastnik w całej swojej karierze strzelił około 40 goli, czego niektórzy napastnicy dokonują może na przestrzeni dwóch sezonów. Bilans - delikatnie ujmując - przeciętny. Nic dziwnego więc, że Salenko zasłynął wówczas, gdy ni z gruchy, ni z pietruchy zapakował pięć goli w jednym meczu na Mundialu! “Sborna” pokonała wtedy Kamerun 6:1, a było to spotkanie rozgrywanych w 1994 roku mistrzostw w USA.
W całej pozostałej karierze reprezentacyjnej Salenko dołożył już tylko jednego gola (też na tym Mundialu), a licznik jego występów w kadrze zatrzymał się na ośmiu meczach. Co ciekawe, na wspomnianych Mistrzostwach Świata został wspólnie z Christo Stoiczkowem królem strzelców. Kilka lat później trafił nawet do… Pogoni Szczecin, gdzie zagrał jednak tylko w jednym meczu, w dodatku przez 17 minut. Po “epizodzie” w ekipie “Portowców” zakończył karierę.

Patryk Mikita (Legia Warszawa vs Widzew Łódź)

To skoro już wjechaliśmy na temat Ekstraklasy, to trochę przy niej zostaniemy. Pamiętacie Patryka “Kosmitę” Mikitę? W wieku 20 lat wchodził do pierwszej drużyny Legii. Zadebiutował w ligowym starciu z Widzewem, strzelając gola i dorzucając do tego dwie asysty. Posypały się komplementy. Wszyscy wieszczyli mu wielką karierę, tymczasem Mikita już nigdy w Legii żadnej bramki nie strzelił, a licznik rozegranych w barwach “Wojskowych” spotkań zatrzymał się na 15.
Obniżył loty na tyle, że zamiast rozwijać się w Ekstraklasie, włóczył się po takich klubach jak Widzew, Dolcan Ząbki, Chojniczanka, Siarka Tarnobrzeg. Od 2018 roku jest natomiast piłkarzem Radomiaka, gdzie powoli stara się wracać na wyższy poziom. Przed pandemią był nawet w niezłym gazie, bo w ostatnich pięciu meczach I ligi strzelił pięć bramek. Może niedługo znowu zobaczymy go w Ekstraklasie. Ta kariera miała potoczyć się inaczej, ale Mikita nadal ma przed sobą trochę lat grania. Może drugim Lewandowskim już nie będzie, ale na pewno stać go, by pograć chociaż w polskiej elicie.

Marcin Klatt (GKS Bełchatów vs Legia Warszawa)

Bohater dziwnej piłkarskiej kariery, zakończonej już w wieku 28 lat. Klatt do Ekstraklasy wchodził jeszcze jako 18-letni zawodnik Lecha Poznań. Tam jednak się nie nagrał. “Kolejorz” oddał go do Kujawiaka Włocławek, ale po pewnym czasie Klatt wrócił na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Już jako piłkarz Legii. W Warszawie błysnął raz. “Wojskowi” pojechali do Bełchatowa, wygrali 3:0, a wszystkie gole strzelił… no wiecie kto. A później zjazd.
Tylko dziesięć meczów dla klubu ze stolicy. Łącznie cztery gole. Później jeszcze Korona, ŁKS, Pogoń. Klatt na trzech golach strzelonych w Bełchatowie jechał jeszcze przez kilka dobrych lat. Nigdzie się jednak nie sprawdził. Niezłą dyspozycję odzyskał jeszcze tylko w Warcie Poznań, gdzie postrzelał trochę nawet na zapleczu Ekstraklasy.

Ariel Famulski (Lech Poznań vs Zagłębie Lubin)

Trudno o bardziej flagowy przykład. Famulski w swoim ekstraklasowym debiucie zdobył dla Zagłębia bramkę w wyjazdowym spotkaniu z Lechem. Miał wtedy 20 lat. Chociaż “Miedziowi” wówczas przegrali, to on na pewno wsiadał do autokaru z pewną dozą satysfakcji. Pierwszy mecz, pierwszy gol, jeszcze na Bułgarskiej. Pewnie nie myślał, że jego debiut będzie jednocześnie… ostatnim meczem rozegranym na tym poziomie rozgrywkowym.
Więcej koszulki Zagłębia w meczu Ekstraklasy już nie założył. Późnie reprezentował Górnik Polkowice, Odrę Ścinawa, Unię Szklary Górne, a od jakiegoś czasuje pozostaje bez klubu.
***
Przychodzi Wam jeszcze do głowy ktoś, kto idealnie wpasowuje się w obraz piłkarza jednego meczu? Dajcie znać w komentarzach!
Dominik Budziński

Przeczytaj również