Oto XI sezonu Ligi Mistrzów. Najlepsi z najlepszych. "Jest niewiarygodny, na innej planecie"
Manchester City wreszcie wygrał Ligę Mistrzów. Nie dziwi więc, że piłkarze Pepa Guardioli zdominowali jedenastkę sezonu. Ale nie tylko oni zachwycali w zakończonej już edycji najlepszych rozgrywek klubowych na świecie.
W naszym składzie pełnym największych gwiazd sezonu 2022/23 Ligi Mistrzów znajdziecie aż sześciu zawodników Manchesteru City. Jedenastkę uzupełniają finaliści i półfinaliści rozgrywek. “Złotą” drużynę ustawiliśmy w systemie 1-4-3-3.
Andre Onana (Inter)
Być może to Ederson, a nie Andre Onana został bohaterem finału. Niemniej, zanim Brazylijczyk zatrzymał Romelu Lukaku i spółkę, to jego vis a vis dzielnie bronił dostępu do bramki Interu, stając choćby na drodze Erlinga Haalanda w 27. minucie. Zresztą przez całą edycję LM golkiper “Nerazzurrich” spisywał się wybornie. Bez niego włoski klub nie dotarłby do decydującego meczu. Wystarczy spojrzeć w statystyki. Onana zanotował najwięcej interwencji ze wszystkich, broniąc ponad 80% strzałów. Ponadto, według serwisu “fbref.com” wpuścił o ponad siedem goli mniej niż powinien. Świetna, równa forma kameruńskiego bramkarza, którego docenił sam Pep Guardiola.
John Stones (Man City)
Nieoczywisty kandydat na jednego z najlepszych graczy Ligi Mistrzów, szczególnie fazy pucharowej. Pep Guardiola na nowo stworzył fantastyczną wersję Stonesa, a ten w pełni odpłacił się menedżerowi za zaufanie. Czy to na środku obrony, czy na prawej flance, czy jako cofnięty pomocnik, na ogół radził sobie doskonale. W systemie, który dał Guardioli wymarzony sukces, doświadczony Anglik był nieoceniony. A przecież rok wcześniej nie odgrywał tak ważnej roli w układance Hiszpana, prędzej spodziewalibyśmy się jego odejścia niż renesansu jako wszechstronnego, niepodważalnego fundamentu City. Duży szacunek, panie Stones.
Ruben Dias (Man City)
Szef wszystkich szefów. Można chwalić odrodzenie Stonesa, zachwycać się środkiem pola “The Citizens”, bić brawo norweskiej maszynie z linii ataku, ale gdzieś pośród nich niezmiennie jest Ruben Dias. Piłkarz, bez którego Guardiola nie dopiąłby swego, nie osiągnąłby wyczekiwanego celu. Dias nie musi w swojej grze odpalać boiskowych fajerwerków, ważne, że non stop trzyma wysoki poziom, rzadko schodzi poniżej klasy światowej. Daje całej drużynie potrzebną pewność, łata dziury, dyryguje momentami nieco zagubionymi kolegami. Ta Liga Mistrzów to też jego zwycięstwo. Solidna firma do bólu. Kapitalny finał był najlepszym tego dowodem.
Alessandro Bastoni (Inter)
Obecność Bastoniego w tej jedenastce zaczniemy od tezy: dobrze byłoby wreszcie zobaczyć włoskiego obrońcę w Premier League. Piłkarz Interu wygląda na gotowego do podboju Wysp Brytyjskich. Miniony już sezon Ligi Mistrzów był kolejnym potwierdzeniem tego, że na największych piłkarskich scenach czuje się on doskonale. Śmiało może uchodzić za jednego z ojców sukcesu Interu. Szczególnie dobrze wypadł w ćwierćfinale, gdy nie tyle dołożył cegłę do wyeliminowania Benfiki, co wręcz ją stłamsił. Zrobił sobie doskonałą reklamę. Angielscy giganci mają pod ręką nowoczesnego, ogranego na najwyższym poziomie obrońcę. Czas kłaść grubą kasę na stół?
Federico Dimarco (Inter)
Wprawdzie na pozycji lewego obrońcy czy wahadłowego nie było jakiejś gigantycznej konkurencji, ale warto docenić Dimarco, który cały sezon prezentował się solidnie i konkretnie. Wychodził w podstawowym składzie we wszystkich najważniejszych meczach Interu. Notował asysty i w fazie grupowej z Barceloną, i pucharowej przeciwko Benfice oraz Milanowi. Mógł zostać bohaterem finału, bo to jego strzał najpierw trafił w poprzeczkę, a następnie Romelu Lukaku. Nawet chwila zagubienia przy bramce Rodriego dającej Puchar Mistrzów City nie przekreśla naprawdę pozytywnego roku Włocha na arenie Champions League.
Rodri (Man City)
Hiszpan rzutem na taśmę wskoczył do naszej jedenastki, eliminując z niej Piotra Zielińskiego. Nie zrozumcie nas źle, “Zielu” miał świetny sezon, błyszczał w meczach z największymi, notował kluczowe podania z regularnością szwajcarskiego zegarka, ale jednak na koniec splendor spływa na zwycięzców. A do nich należy Rodri. Paradoksalnie, zdobywca “złotego” gola w finale fatalnie wszedł w spotkanie z Interem, co sam do bólu szczerze przyznał.
Z drugiej strony, nie zmienia to faktu, że cały sezon pomocnik stanowił kluczowy element puzzli Guardioli, których układanka doprowadziła Manchester City do upragnionego triumfu. Bez niego w optymalnej formie maszyna z Etihad Stadium nie działa w pełni sprawnie, ta fantastyczna orkiestra potrafi zagrać fałszywe nuty. Na ogół jednak dyrygent z Hiszpanii, ten boiskowy, dba o wszystko z gracją “prime Busquetsa”. A przy tym dokłada do tego takie strzały, jak z Bayernem czy Interem.
Sandro Tonali (Milan)
Do jedenastki sezonu z ramienia półfinalistów z San Siro kandydowali m.in. Mike Maignan czy Theo Hernandez. My doceniamy jednak Tonaliego, który grał niemal wszystko od deski do deski i był kluczowym ogniwem ekipy Stefano Pioliego. Bez cienia kontrowersji można uznać go za jednego z najlepszych i najważniejszych piłkarzy Milanu i w drodze po TOP4 Ligi Mistrzów, i w całym sezonie 2022/23. A zerkając stricte na elitarne rozgrywki europejskie, w oczy rzuca się choćby jego statystyka kluczowych podań, gdzie plasuje się w czołowej trójce, obok Jacka Grealisha i Zielińskiego.
Kevin De Bruyne (Man City)
Belg nie zasłużył, by spuentować ten sezon kontuzją pół kroku przed metą. Szczególnie, że ciągnął ten zespół na własnych barkach od pierwszego meczu. Zaczął od asysty z Sevillą 6 września, skończył na golu i dwóch asystach w półfinale z Realem Madryt (co za dwumecz!). Może żałować braku kropki nad “i” w finale. Błyszczał też przecież po drodze do złota. Z nim w składzie City demolowało RB Lipsk i punktowało Bayern.
- De Bruyne wciąż jest najważniejszym zawodnikiem Manchesteru City. Grałem z wieloma piłkarzami, innych trenowałem i oglądałem. Kevin jest najmądrzejszy z nich wszystkich. Sposób, w jaki De Bruyne myśli na boisku, nie ma sobie równych. Jest niewiarygodny. Pod tym względem jest na innej planecie - piał z zachwytu Thierry Henry.
I w sumie miał rację.
Jack Grealish (Man City)
Zero goli, jedna asysta. Jak na skrzydłowego - mizeria, nawet jeśli lepszy wynik zabrała mu nieskuteczność kolegów. Jak na skrzydłowego drużyny, która dotarła do finału i go wygrała - bieda z nędzą. Jak na wartą około 100 milionów gwiazdę topowego zespołu, mającą na koncie blisko 1000 minut gry - znajdźcie sobie następne określenie. To wszystko prawda. Anglik ląduje jednak w naszym składzie za mnóstwo ważnej i niewidocznej w najpopularniejszych rubrykach roboty. Pep Guardiola wymyślił go na nowo. Nie, nie zrobił jak z Stonesem, nie przesunął nagle swojego piłkarza o dwie pozycje w bok czy przód. Sprawił jednak, że ten krnąbrny i nieco chaotyczny Jack Grealish wykonywał piekielnie istotną pracę dla całego zespołu. I z przodu, i z tyłu. Pobił konkurencję w kategorii kluczowych podań, wykreował też najwięcej akcji prowadzących do strzału. Zasuwał po boisku jak… no na pewno nie jak typowy Grealish.
Erling Haaland (Man City)
11 występów, 12 bramek, korona króla strzelców i zwycięstwo w finale. Po prostu Erling Haaland, który w kolejnym klubie wjechał na futbolowe salony z niezwykłym impetem i skutecznością. Można wytykać mu zero goli z Realem Madryt czy Interem, można mówić, że pięć trafień zapakował w jednym meczu (czy to wada?!) z Lipskiem. Ale takie dywagacje schodzą na dalszy plan, gdy wysnujemy dość oczywisty wniosek. Haaland miał być ostatnim, brakującym elementem Manchesteru City, by osiągnąć wieczną chwałę, by wreszcie sięgnąć po Puchar Mistrzów. Udało się? Udało. I to z wielkim wkładem napastnika z Norwegii. Tyle w temacie.
Vinicius Junior (Real Madryt)
Rok temu wraz z Thibaut Courtois i Karimem Benzemą stworzył tercet, który poprowadził po złoto “Królewskich” z Estadio Santiago Bernabeu. Teraz Real musiał zadowolić się “jedynie” półfinałem, “Viniego” pewnie nie zaliczymy do trójki najlepszych piłkarzy sezonu, lecz nie sposób go było pominąć tworząc tę jedenastkę. Kto jak kto, ale on zdecydowanie stanął na wysokości zadania. Miał tylko dwa mecze, które kończył bez gola czy asysty. Nie zwracał uwagi, czy akurat rywalizuje z Liverpoolem (koncert na Anfield!), Chelsea, Manchesterem City czy RB Lipsk. Kiwał, strzelał, kreował, dwoił się i troił, by zajść z “Los Blancos” najdalej. A że nie wyszedł mu, tak jak całej drużynie, drugi półfinał? Nawet wspomniany Haaland nie był idealny.