Odchodzili jako najlepsi strzelcy Ekstraklasy, teraz niemiłosiernie dołują. Szokujące statystyki
Gdy w poprzednim sezonie (2022/23) PKO BP Ekstraklasa zapadła w zimowy sen, klasyfikację strzelców otwierali Davo i Said Hamulić. Obaj postanowili jednak wykorzystać swoje pięć minut i szybko zmienili barwy klubowe. Jak radzą sobie od tamtej pory? No… nie radzą sobie.
Obaj pojawili się w Polsce latem 2022 roku. Davo poszedł śladem wielu swoich rodaków z Półwyspu Iberyjskiego i po latach reprezentowania jedynie klubów z ojczyzny zasilił szeregi Wisły Płock. Hamulić natomiast pożegnał niezbyt silną ligę litewską, żeby spróbować swoich sił na boiskach PKO BP Ekstraklasy w barwach Stali Mielec.
Błysk na polskich boiskach
W teorii, patrząc choćby na CV, żaden z nich początkowo nie mógł zapowiadać się na gwiazdę polskich boisk. W rzeczywistości jednak obaj świetnie odnaleźli się nad Wisłą i z tygodnia na tydzień coraz mocniej pracowali na swoje nazwisko.
Davo błyszczał w Wiśle Płock, która choć ostatecznie, już bez Hiszpana, spadła z Ekstraklasy, to akurat na początku sezonu prezentowała się kapitalnie. 28-letni dziś piłkarz grał w ekipie “Nafciarzy” pierwsze skrzypce i po rundzie jesiennej mógł pochwalić się bilansem dziewięciu goli oraz trzech asyst w 18 ligowych spotkaniach. Otwierał tym samym klasyfikację strzelców razem ze wspomnianym już Hamuliciem.
Bośniacki napastnik też radził sobie wówczas znakomicie. Chociaż występował w jednej z drużyn skazywanych na plątanie się po dolnych rejonach tabeli, miał wyjątkową smykałkę do zdobywania bramek i zbierał naprawdę bardzo dobre recenzje. W 17 meczach PKO BP Ekstraklasy trafiał do siatki dziewięciokrotnie i dorzucił do dorobku jeszcze cztery asysty.
Szybka ucieczka z Polski
Tak jak szybko jednak Davo i Hamulić pokazali się w naszym kraju szerszej publiczności, tak i błyskawicznie z Polski uciekli. Zimą na Hiszpana parol zagięło belgijskie Eupen, płacąc Wiśle Płock za transfer 600 tysięcy euro, a młodszy i bardziej perspektywiczny Hamulić skusił grającą w Ligue 1 Tuluzę, która wyłożyła na stół 2,5 mln euro, z czego około 1,5 powędrowało do Stali.
Ekstraklasa w podobnym czasie straciła więc dwie gwiazdy pierwszej części tamtego sezonu, ale jak pokazała przyszłość, zdecydowanie więcej stracili Davo i Hamulić, którzy przez kolejne miesiące albo nie grali, albo prezentowali się niezbyt dobrze.
Belgijski klapa i powrót do ojczyzny
Davo pod koniec stycznia tego roku odszedł do Eupen, ale tam - nie będzie to chyba przesadne stwierdzenie - całkowicie przepadł. Zagrał tylko w siedmiu meczach, spędzając na murawie… 110 minut. Gola nie strzelił. Zaliczył natomiast jedną asystę.
W lipcu pisało i mówiło się o tym, że Hiszpan może wrócić do Polski, bo interesuje się nim Lechia Gdańsk. Ostatecznie jednak niedługo później Davo został wypożyczony z Eupen do klubu z trzeciej ligi hiszpańskiej, Deportivo La Coruna. Tam na razie furory nie robi, ale co warte odnotowania - przynajmniej gra regularnie w podstawowym składzie. Póki co wystąpił w czterech spotkaniach i już spędził na murawie prawie trzy razy więcej czasu niż podczas kilkumiesięcznego pobytu w Belgii.
Jego łączny bilans po odejściu z Wisły, co miało już przecież miejsce osiem miesięcy temu, to zatem 11 rozegranych meczów, bez goli, z jedną asystą. Delikatnie ujmując - niezbyt dobrze.
Afera za aferą, daleko od formy
Zdecydowanie więcej niż o poczynaniach Davo, w ostatnich miesiącach mogliśmy przeczytać i usłyszeć o tym, co dzieje się w karierze Hamulicia. Nie były to jednak wiadomości o dobrej formie, strzelonych golach czy notowanych asystach, a raczej problemach Bośniaka i na boisku, i poza nim.
Najpierw Hamulić tak zirytował się brakiem powołania do reprezentacji Bośni i Hercegowiny, że w swoich mediach społecznościowych poinformował o rezygnacji z gry w narodowych barwach tego kraju.
- W tej wiadomości chcę podziękować za wsparcie z Bośni i Hercegowiny. Chcę oficjalnie potwierdzić, że nie jestem już zainteresowany grą dla mojego kraju w ciągu mojej kariery i że będę walczyć w przyszłości o grę dla reprezentacji Holandii - poinformował Hamulić, który urodził się w Holandii i mógłby grać także dla “Oranje”. Ostatecznie kilka miesięcy później i tak zadebiutował jednak w bośniackiej kadrze.
Były zawodnik Stali Mielec nie zaliczył też udanego wejścia do Tuluzy, dla której w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu rozegrał tylko dziewięć spotkań (żadnego w pierwszym składzie). Na boisku przebywał łącznie przez 149 minut i nie zrobił w tym czasie niczego spektakularnego. Gole? Zero. Asysty? Zero.
22-latek kilka razy przypomniał też o swoich trudnym charakterze.
- Odmówił gry z “tęczowym” numerem na koszulce, przez co nie znalazł się w kadrze drużyny na mecz ligowy,
- Nie stawił się w klubie, aby rozpocząć przygotowania do nowego sezonu z zespołem,
- Udostępnił w swoich mediach społecznościowych film pt. “Said Hamulić. Welcome to Celtic”.
Do Celtiku ostatecznie nie trafił, ale dopiął swego i pożegnał francuski klub. Póki co tymczasowo. Został bowiem wypożyczony do końca sezonu i teraz reprezentuje barwy holenderskiego Vitesse. Holenderski klub zapewnił sobie możliwość późniejszego wykupu Bośniaka.
Jak na razie Hamulić może być całkiem zadowolony, bo co mecz wychodzi w podstawowym składzie, jednak nadal czeka na pierwsze trafienie. W czterech rozegranych meczach zaliczył tylko jedną asystę.